•2• Chapter 1

642 62 26
                                    

*Charlie*

Od naszego powrotu powrotu minęło trochę czasu, właściwie to aż trzy miesiące. Dość sporo, aczkolwiek wszystko minęło niczym pstryknięcie palcem. Zdążyliśmy zorganizować kilka koncertów i odwiedzić dwa programy telewizyjne. Port Talbot jak i wszystkie w nim domy opanowała świąteczna atmosfera z racji, że mamy już połowę grudnia. Śnieg leżał na obumarłej trawie od dwóch dni i każdego kolejnego lekko prószył, gdy tylko ujrzał światło przebijającego się słońca. Na prawie każdej uliczce były porozwieszane kolorowe lampki i ozdoby zwiastujące Boże Narodzenie dokładnie za pięć dni. Co prawda, Leondre opierał się wobec powrotu do Londynu, jednak skończył szkołę z najlepszymi wynikami. Szczegółów nie znam, ale z doświadczenia wiem, że to nie były dla niego najmilsze dwa miesiące. Wracając do rzeczywistości, czy mógłbym wyobrazić sobie lepiej te święta? Może inaczej- okres oczekiwania na nie. Wszystko miało swój początek i koniec w grubym notesie Tilly, co nie do końca do nas pasowało. Kolejna rozłąka na dłuższy czas pozwoliła nam trochę bardziej się zorganizować tak, aby tegoroczne święta wypadły jak najlepiej.

Spojrzałem w lewo na bruneta idącego równym krokiem obok mnie, po czym uśmiechnąłem się widząc jego zmarznięte, czerwone policzki i nos wystający spod wełnianego szalika. Kochałem takie widoki, kochałem go obserwować. Pomyśleć, że jeszcze rok temu byłem w związku z niewłaściwą osobą tymczasem mając u swojego boku ideał.

Dochodziwszy do centrum w tle rozbiegał się tekst dobrze znanej piosenki "Last Christmas" śpiewany przez chłopięcy, wręcz przesłodzony głos. Podeszliśmy bliżej mocniej zaciskając swoje splecione dłonie zauważając, że na scenie znajduję się nie kto inny jak Harry. Jego szalik lekko powiewał na wietrze, a zielone oczy powędrowały na nas wciąż chwilami zerkając na wiwatującą publiczność. Leondre uśmiechnął się na ten gest i mruknął:

- Ciekawe jak jego maluszek i czy w ogóle mieszka razem z Chloe.

Właściwie, to od tamtego przebiegu wydarzeń nie mieliśmy z nim kontaktu. Był zbyt pochłonięty opieką nad nowym członkiem jego rodziny razem z Lindsay. Szczerze my nie byliśmy lepsi, nawet nie wysililiśmy się aby wysłać Harry'emu jakiekolwiek życzenia Halloween'owe, ani nic z tych głupot.
Muszę przyznać, że bardziej obchodziło mnie moje życie razem z Leondre. W styczniu mamy zamiar wykupić wspólne mieszkanie właśnie w Port Talbot. Oglądaliśmy je nawet kilka razy. Nie jest wybitnie duże, lecz spokojnie wystarczające. 

- To idziemy?- odwrócił się w moją stronę zaciekawiony Leo.

- Co?

- Pytałem, czy idziemy kupić prezenty dla naszych mam i sióstr. Niedługo zgubisz głowę od tego myślenia. Coś nie tak?

- Nie, wszystko okej. Chodźmy, centrum jest ulicę dalej.- zmarszczyłem brwi z trudem przyswajając wypowiedziane słowa przez chłopaka który miał rację- ostatnimi czasy za dużo myślę.

Nie odrywając wzroku od Harrego ruszyliśmy w stronę sklepów. Nie miałem pojęcia co mam kupić dla mamy i Brooke, a przede wszystkim dla Leondre. Nie zmienia to faktu, że musiałbym wybrać się sam po prezent dla bruneta, czego bardzo nie lubię. Przyzwyczailiśmy się, że robimy wszystko razem. No, prawie wszystko oczywiście.

- Myślisz, że Tilly spodobają się te perfumy?- uśmiechnął się Devries wystawiając swoje perłowe zęby.

- Tak, przecież ostatnio ci o nich mówiła.

- Eh, przecież wiem. Za bardzo się denerwuję, że coś może pójść nie tak.- stęknął wrzucając pudełko słodkich perfum do koszyka.

- Dlaczego miałoby?- zagryzłem dolną wargę po chwili przenosząc wzrok na sąsiednią półkę.

- Znasz mnie, kochanie.

Wybrałem dodatkowo małego pluszaka i grę planszową dla Brooke, kilka kosmetyków dla mamy następnie ruszając do kasy.

- Sto funtów.- rzekła blondynka za ladą.

Podniosłem głowę znad portfela, niemal odrazu zauważając błękitne oczy, które bardzo dobrze znałem. Lenehan'owie mają to do siebie, że rozpoznam ich zawsze i wszędzie.

- Może jakiś atrakcyjny rabat dla nas obu, Vivienne?- uśmiechnąłem się spoglądając na dziewczynę.

Vivi odrazu mnie rozpoznała i cicho się zaśmiała odliczając kilka funtów z rachunku.

- Przyjemność po mojej stronie, Charlie.

Podałem jej banknoty odrazu płacąc za Leondre ostatecznie oznajmiając:

- Odezwij się wieczorem, przekażę ci coś. Tutaj nie najlepiej prowadzi się rozmowy.

- Nie ma sprawy, zadzwonię. Pozdrów mamę, no i Brooke.- przytaknęła niebieskooka wkładając pieniądze do kasy.

Wychodząc ze sklepu ze znacznie lepszym humorem spojrzałem na bruneta, który nie do końca mnie zrozumiał.

- Co to za dziewczyna? Właśnie z nią flirtowałeś.

- Leo, to moja kuzynka. Vivienne Lenehan. Jesteś uroczy, gdy bawisz się w zazdrośnika.- stwierdziłem przylegając do jego warg, co odrazu odwzajemnił.

- Tak myślałem, ale wolałem się upewnić.

- Jasne, jasne...- zaśmiałem się, a on zaraz po mnie.

Niespodziewanie w drodze do domu w oddali zauważyliśmy dobrze nam znaną sylwetkę. Hazz. Szła za nami kilka dobrych minut, aż dogoniła nas przy samym domu Leo.

- Cześć, bo ja... W sensie... Uh.- sapnął nerwowo pocierając dłońmi o swoje skórzane rękawiczki.

- Spokojnie, Harry. Wejdziesz?- zaproponował brunet nieśmiale chowając się za moimi plecami.

- Nie, ja chciałem tylko... Coś powiedzieć.

W tym momencie moje oczy prawie wyskoczyły z orbit, niedowierzając w jego słowa. Dawno nie czułem aż takiego przypływu adrenaliny jak teraz. Byłem głupi myśląc, że to wszystko bez wyjaśnień tak po prostu zniknie. To wytłumacza wiele rzeczy, a między innymi tą ciszę w naszej przyjaźni o ile można jeszcze tak powiedzieć. Takich uczuć nie można lekceważyć, owszem, ale tak nagle? Leondre mocniej ścisnął moją dłoń, jakby się bał, że zaraz odlecę, a serce podskoczyło mi do gardła.

________

Cieszę się, że mogę kontynuować te ff  i chcecie je czytać

Swoją drogą, jak podoba się nowa okładka książki specjalnie na premierę drugiej części?💋

Notice it | Chardre ♡Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz