•2• Chapter 5

521 54 9
                                    

*Charlie*

Pomimo tego, że upływa wcale nie tak dużo czasu jakby się zdawało, wszystko przemija jak pstryknięcie palcem. Już dziś mieliśmy usiąść wszyscy przy wigilijnym stole, podarować sobie prezenty i po prostu się cieszyć. Leondre poprosił mnie, żebym poszedł razem z nim dać nauczkę przygłupom z akademika. Dziś nocowaliśmy u mnie, mama właśnie zaczynała przygotowywać różne potrawy z racji, że mieliśmy świętować u Devries'ów.
Victoria dzielnie walczyła o prawo do wolności Tilly chociażby na święta, co niespecjalnie poskutkowało. Zaproponowała policjantom łapówkę o dużej stawce. Na ich nieszczęście zgodzili się i wypuszczą Tilly zaraz po świętach. Oznacza to, że w tym roku będzie musiała świętować w towarzystwie groźnych przestępców.

- Może... pójdziemy odwiedzić Tills? Dać jej prezent i tak dalej.- mruknął Leo wtulając się w mój tors przy tym biorąc do ust łyk malinowej herbaty.

- Dobrze wiesz, że nie można już składać odwiedzin w tym miesiącu.

Otóż to. Na każdy miesiąc była przydzielona odpowiednia liczba odwiedzin do wyczerpania. Ze względu na to, że Leo bardzo tęsknił za siostrą odwiedzaliśmy ją bardzo często. Aż tak, że zabrakło terminu właśnie w ten dzień.

Brunet wypuścił powietrze z ust i odłożył kubek na blat idealnie posprzątanej kuchni. Podszedł do okna i uważnie przyglądał się spadającym płatkom śniegu. Muszę przyznać, że bardzo dawno nie było śnieżnobiałych świąt, a Leo wyglądał teraz jeszcze piękniej niż latem, kiedy zachwycał się łąką pełną maków.
Pomimo towarzystwa mojej mamy, która niechętnie popierała nasz związek, oplotłem chłopaka swoimi ramionami i pocałowałem w głowę na znak, aby czuł się bezpiecznie.

~

Spoglądając w niebo, można było dostrzec różne kształty z grubych śnieżynek. Zostało niewiele do zmroku, lecz razem z Leo wybraliśmy się na spotkanie z jego znajomymi o ile można ich tak nazwać. Ściskając moją dłoń, rozkosznie mruknął:

- A to przedstawia nas w przyszłości. Szczęśliwych, w dużym domu i dwoma psami, robiąc jeszcze większą karierę.- opowiadał rysując na zaśnieżonym samochodzie mały rysunek.

- Co jeśli wolę koty?- zaśmiałem się.

- W takim razie psem i kotem. Kocham cię.- narysował kolejną postać i złożył pocałunek na moich zmarzniętych ustach.

Gdy miałem odpowiedzieć i odwzajemnić pocałunek, nagle poczułem ogromny ciężar na swoich plecach. Okazało się, że dwóch idiotów z Londynu wskoczyło mi na plecy. Leo jęknął z przerażenia i bezsilności szybko odpychając masywnych kolesi, którzy zakneblowali mi dłonie z tylu pleców. Czułem złość, krew gotowała mi się w żyłach z każdą myślą, która przypominała mi jak traktowali mojego chłopaka mieszkając w akademiku.

- Nick, Luke.- syknął Devries szarpiąc się z chłopakami.

Resztkami sił oderwałem trójkę od siebie i odchrząknąłem wskazując oczami moje związane ręce.

- Wspominałeś, że masz dziewczynę. Jak ona się nazywa?- prychnął Luke szarpiąc brunetem na co on najzwyczajniej przywalił mu w twarz pięścią, dlatego przeciwnik odrazu się odwdzięczył.

- Nie rób mu tak!- krzyknąłem jeszcze głośniej, wciąż zażenowany związanymi dłońmi, wszystkimi siłami, ramionami popchnąłem jednego chłopaka na drugiego.- Po jaką cholerę tu jesteście? Jego orientacja przeszkadza wam do tego stopnia, że musicie się nad nami znęcać? I po co mnie wiążecie, kurwa. Nie prościej było podejść jak człowiek i załatwić to, co chcieliście?

Nick splunął pod swoje buty i uwolnił mnie z ciasnych kajdanek.

- Wyluzuj. Nie wiedziałeś, że twój chłoptaś jest największym popychadłem? Nie sądziłem, że potrafi się zniżyć do tego poziomu, żeby być gejem i tworzyć jakiś gejowski zespół. Pieprzycie się na każdym koncercie, czy może pieprzycie swoich fanów płci męskiej?- śmiał się nam prosto w oczy.

Nie wytrzymałem i moja pięść spotkała się z jego nieskazitelną twarzą.

- Nie chciałem tego robić, ze względu na święta ale jeśli jeszcze raz zobaczę was przy Leondre, albo w tym mieście po prostu was powybijam!

Brunet stał cicho za moimi plecami i wyraźnie bojąc się o mnie krzyknął:

- Może mi zazdrościsz? Co, Nick? Cały semestr robiłeś sobie ze mnie żarty, ale nigdy nikogo nie miałeś! Nikt cię nie chcę, bo jesteś tylko szmatą!- wyznał drżącym głosem.

- Niech ci ktoś w końcu to uświadomi, bo nie wyrobię! Świat jest stworzony w ten sposób, że mężczyzna powinien być z kobietą. Całym sobą psujesz te społeczeństwo takim zachowaniem. Przyjechaliśmy dać ci szansę, chcieliśmy nawet zabrać cię na imprezę świąteczną, ale nie! Akurat teraz musiałeś pójść w ślinę z osobą tej samej płci i to w miejscu publicznym. Powinieneś się wstydzić, a my mieliśmy złożyć ci łomot jeśli się sprzeciwisz. To nie ma sensu, idziemy Nick.- wykrzykiwał Luke szturchając swojego kumpla po czym zwrócił się w przeciwną stronę.

- Zauważ to, że zawsze ja jestem wszystkiemu winien.- wypowiedział z żalem Leo.

- Jeszcze nie wszystko o sobie ci powiedziałem.- szepnąłem na zakończenie rozmowy.

Leondre spojrzał na mnie zeszklonymi oczami, widocznie nie będąc w stanie nic więcej powiedzieć zawrócił się do domu, zapominając o mnie. Tak po prostu, zimny, bez uczuć dążył wydeptaną ścieżką, a ja stałem w bezruchu obserwując oddalającą się sylwetkę. Nie chciał słuchać tego, co miałem mu do przekazania i wcale się nie dziwie. Czułem, że serce pokruszyło mu się na tysiąc kawałków, które musiałem natychmiast poskładać w całość, zanim zasiądziemy do stołu. Nie mogę pozwolić, aby te święta były najgorszymi. Byłem tylko głupkiem, który zakpił z szczerej miłości wciąż przez tą jedną osobę.

_____________

LENEHAN RATUJE ŚWIĘTA XDDD OJ BĘDZIE NIEŹLE

Notice it | Chardre ♡Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz