•2• Chapter 2

489 54 17
                                    

*Leondre*

- Ja... chciałem abyśmy razem spędzili wigilię. Nie za bardzo mam gdzie się podziać, a nadal jestem w tobie zakochany, Charlie.- wycedził znienacka Harry.

W żyłach zaczęła mi się gotować krew, gdy spojrzałem na bruneta. Zawsze wyglądał niewinnie, jednak w środku był inny. Nie miałbym nic przeciwko temu, żeby zaprosić go na wigilię gdyby nie dodał tego drugiego. Spojrzałem w stronę swojego chłopaka, który również był w dużym szoku. Jego blond kosmyki włosów lekko opatulały pojedyncze śnieżynki, a błękitne oczy niczym niebo wlepiały się w zaśnieżony chodnik.

- Wiesz, z chęcią ale wszystko mamy dopięte na ostatni guzik i nie możemy tego zmienić.- rzuciłem przerywając ciszę.- Znaczy... Jeśli chcesz, możesz do nas wpaść.

- T-tak.- przytaknął Charlie ściskając nasze splecione dłonie.

- Wtedy musiałbym wziąć ze sobą Chloe i naszego synka.

- Co? Nie!- wykrzyknął nagle blondyn.

- Oszalałeś?

- Ja chciałem tylko...

- Albo przychodzisz sam, albo w ogóle nie chcemy cię widzieć w te pieprzone święta!- przerwał mu chłopak, na co Hazz lekko pisnął z przerażenia.

- Czekaj, bo... Nie powinniśmy się kłócić.

- Leondre, ty mówisz o zgodzie? Dobrze wiesz jak jest i nie udawaj, że wszystko w porządku między nami, a tą flądrą.

- Są święta, skarbie. Harry i jego nieplanowana rodzina nie mają dokąd iść, a wątpię, że samemu będzie im dobrze. Chciałbym im podarować chociaż tyle.- uśmiechnąłem się skradając pocałunek na policzku blondyna.

- Bardzo chcę, aby te święta były jednymi z najlepszych. Zdajesz sobie z tego sprawę, że z Chloe to niemożliwe?- podniósł wzrok z chodnika na moją twarz szurając lewą nogą o śnieg.

- Obiecuję, że Lindsay nic nie zmaluje. To samo tyczy się z małym.- dodał Harry robiąc smutną minę.

- Przemyślimy to i się odezwiemy. Prawda, Leo? Do zobaczenia!- powiedział stanowczo Lenehan ciągnąc mnie w stronę domu, a ja tylko przytaknąłem i pomachałem przyjacielowi na pożegnanie.

Przekraczając próg domu odrazu poczułem zapach goździków i cynamonu. W rogu salonu stała żywa choinka, której igły były rozsypane w długą, wąską ścieżkę ciągnącą się od dywanu. Po chwili zza rogu wybiegła Tilly oznajmiając mi o pewnej sprawie:

- Dobrze, że jesteście. Musicie nam pomoc ubrać choinkę. O właśnie, Leo... Dzwonili do mnie twoi koledzy z akademika. Powiedzieli, że przyjadą dzień przed świętami aby wręczyć wam prezenty i złożyć życzenia zanim do końca stracicie kontakt.

Serce omal nie wyskoczyło mi z gardła gdy usłyszałem dane słowa. Przecież Tyler mnie nienawidził. Tak samo reszta. Zyskałem dzięki nim tyle stresu i strachu, że to niewiarygodne. Jakimś trafem dowiedzieli się o moim związku przed ujawnieniem i uprzykrzali mi życie przez ostatnie kilka miesięcy. Każdy by powiedział, że powinienem się im postawić. Owszem, robiłem to nie raz, aczkolwiek wtedy dostawałem jeszcze bardziej. Żałuje, że wybrałem ten cholerny akademik, a teraz jeszcze bardziej, że zdobyli numer do mojej siostry i nasz adres. To znaczy, że wszystkie plany diametralnie zmienią się z najlepszych na najgorsze?

- Podałaś im adres?- spanikowałem pytając się donośnym głosem.

- Nie, głupku. Przecież ich nie znam. Powiedzieli tylko, żebyście spotkali się o szóstej pm przy lesie obok plaży.

To oznacza, że równie dobrze mogę tam nie iść. Odetchnąłem z ulgą i ruszyłem z Charliem do pudełka z bombkami. Wyjąłem z niej kilka brokatowych ozdób i zawiesiłem na przypadkowych gałązkach. Blondyn na dnie kartonów znalazł złotą gwiazdę i z dumą zaczepił ją na łysy czubek choinki.
Gdy wszystko było gotowe, wspólnie ubraliśmy drzewko w kolorowe światełka. Wziąłem oddech rozkoszując się zapachem zieleni i przyległem do torsu chłopaka.

- Nie wiesz jak się cieszę, że spędzimy te święta wspólnie.- uśmiechnąłem się spoglądając mu w oczy.

- Ja też. Kocham cię, Leo.

Podczas mojej odpowiedzi, w tle rozbiegło się donośne pukanie. Gwałtownie przeniosłem wzrok na powoli otwierające się drzwi zza których wyszła policja. Kurwa?

- Pan Charlie Lenehan? Jest pan zatrzymany.

- Znowu? Za co?!- protestował cofając się do ściany, gdy w końcu w nią stuknął.

- Za spożywanie nielegalnych narkotyków i handel nimi. Resztę wyjaśnimy sobie na komisariacie.

- Ale ja nic nie zażywałem ani niczym nie handlowałem!

- Osoba która przeciwko panu zeznawała twierdziła inaczej. Twój kolega idzie również z nami.- stwierdziła rudowłosa policjantka natychmiastowo szarpiąc nas w stronę wyjścia.

Stawiając opór, krzycząc i szarpiąc się wzbudziłem zainteresowanie nie tylko sąsiadów, ale i Tilly, która szarpała policjantów razem z nami. Skończyło się to tym, że jedzie na komisariat tak jak i my. Tak oto zapowiadały się nasze idealne święta... Nie dość, że wpakowaliśmy się w kłopoty to jeszcze Tilly na tym ucierpi.

- Pewnie zażywałeś coś kiedy Leo wyjechał i się tego wypierasz. Przyznaj się, bo za kłamanie jest dodatkowa kara!- złościła się Tilly rzucając groźne spojrzenia na nas obu.- Jak mama wróci do domu, to będzie czysta komedia. Ona poszła tylko po prezenty dla was. Rozumiecie? Prezenty!

- Zamknij się, to nie ja handluje tym syfem! Przecież bym się przyznał gdybym coś zrobił!- wykrzykiwał Charlie podczas gdy ja siedziałem cicho zastanawiając się co właśnie się wydarzyło i co mnie ominęło.

- Przecież miał być spokój! Kto znowu na was doniósł i to fałszywe informacje?- kontynuowała siostra.

- Nie wiem ale jak wszystko wyjaśnimy na spokojnie, bez problemu go znajdziemy i to on poniesie karę. Tym razem za nie prawdziwe zeznania. No, chyba, że jest tak dobry i wkopał mnie na podstawie wymyślonych przez niego dowodów. Moich zdjęć jest przecież cała masa.

Notice it | Chardre ♡Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz