Chapter 37

683 67 33
                                    

*Charlie*

- Leo, wpadłem na głupi pomysł. Bardzo głupi ale to chyba jedyne wyjście z sytuacji.- powiedziałem niepewnie.

- Czemu odrazu głupi, mów szybko co wymyśliłeś.

- Możemy iść w takie miejsce, gdzie widziałem Nicole. Odkopać... tam gdzie kładła kwiaty. Dowiemy się kto odszedł.

- Miałeś racje, jednak głupi pomysł. Bardzo głupi.- opadł zrezygnowany na kanapę.

- Nikt inny nam tego nie powie a może coś zdziałamy.

- Niby co my możemy zdziałać odkopując trupa?

- Eh... wchodzisz w to?- mruknąłem.

- Jeśli ktoś nas zobaczy, to będzie przechlapane. Wchodzę.- uśmiechnął się niepewnie i skradł pocałunek na moim policzku.

- W takim razie, pozostaje nam czekać do wieczora. Teraz chciałbym cię gdzieś zabrać.- odwzajemniłem uśmiech.

Brunet nic nie odpowiedział, ubraliśmy buty i ruszyliśmy w stronę miasta. W oddali było widoczne wesołe miasteczko, pamiętam dużo chwil które tam spędziliśmy. Chodziliśmy tam nie tylko za początku zespołu, ten park bardzo długo tu stał i robił przerwy może kilka razy na rok.

Dziś nie mogłem narzekać na pogodę, było chłodno ale za chmurami chowało się słońce.

Zatrzymaliśmy się przy budce z lodami i po konsultacji ze sobą stanęliśmy w kolejce. Uważnie rozglądałem się po skromnej uliczce Port Talbot. W tym momencie tłum mnie trochę przytłaczał i czułem, że ktoś wie o naszym mini planie. Zawsze jak coś knuje, mam takie wrażenie i wcale za tym nie przepadam.

- Charles...- zacisnął zęby Leondre szarpiąc moje ramię.

- Ałć?

- Chloe, razem z Nicole.- wypuścił powietrze i zmarszczył brwi dyskretnie pokazując na dwie blondynki rozmawiające dwa stoiska obok.

Otworzyłem bardziej oczy i poczułem dziwny ucisk w gardle. Czy ta dziewczyna naprawdę nie może znaleść sobie własnych przyjaciół, gospodyń... cokolwiek?

- Co one kombinują?- szepnąłem do chłopaka.

- Kupuj te lody, idę ich posłuchać.- wyrwał z miejsca Leo.

- Co z tobą nie tak?- zaśmiałem się próbując rozluźnić swoje myśli, co pewnie wyglądało idiotycznie.

Gdy nadeszła moja kolej Devries'a wciąż nie było. To musiała być naprawdę interesująca rozmowa. W sumie mogłoby mi się tak wydawać, bo każda minuta się dłużyła.

Zupełnie zdezorientowany stanąłem na środku pełnej ludzi uliczki i wzrokiem szukałem Leosia.

- Szlak!- krzyknąłem gdy jakiś starszy pan potrącił mnie rowerem a czekoladowy lód wylądował na mojej szarej koszulce.

- Na środku się nie stoi.- prychnął odjeżdżając.

Puknąłem się w czoło sam do siebie i próbowałem zdjąć jedzenie z ubrań. Skończyło się tym, że miałem w tym całe ręce i drugi lód jakimś trafem znalazł się na ziemi.

Jakim debilem trzeba być, żeby wywalić dwa lody na raz?

- To smacznego...- mruknąłem i jakby nigdy nic ruszyłem w stronę budki z goframi przy której stały Chloe i Nicole.

- Nie uwierzysz.- powiedział Leo łapiąc mnie za biodra od tyłu.

- Ty też nie.- podałem mu resztki czekoladowego loda.

- Czy ty pijany jesteś?- zaśmiał się.

- Może. I co, usłyszałeś coś od nich?

- No niewiele ale tak. Wiem tylko, że znają się już długi czas. Zaczynam mieć podejrzenia, że Chloe ją wynajęła żeby wiedzieć co u nas.

Spojrzałem na niego a ten miał zupełnie poważną minę.

- Smakowało?- podeszła Nicole i palcem wzięła trochę lodów z mojej koszulki następnie to zjadając.- Myślicie, że byłabym tak głupia żeby nie zauważyć, że chcieliście nas podsłuchać?

- Tak dokładnie myśleliśmy.- ryknąłem.

Blondynka z przytupem odeszła w stronę sklepów i posłała nam złowrogie spojrzenie.

Leondre wbił się w moje ramiona szepcząc:

- Trochę się boje.

- Kochanie... koszulka.- mruknąłem.

Brunet gorączkowo się odsunął i spojrzał na swoją równie brudną bluzę.

- Teraz jeszcze bardziej do siebie pasujemy.- uśmiechnął się patrząc na mnie swoimi słodkimi, brązowymi oczami.

~

Właśnie jesteśmy w drodze do miejsca w którym mieliśmy popełnić "zbrodnie". Tak właśnie to nazwaliśmy, pomimo braku tej zbrodni. Musiałem w tym celu podkraść dużą łopatę z garażu. Liczę na to, że mama nie zauważy. Teraz jest tak pochłonięta pracą i szukaniem niańki dla Brooke, że aż szok. O ciotce Jane nie ma co mowić, zostawiła dla mojej mamy tylko list, który zauważyłem przy jej drzwiach. Ciekawe jakie piekło tym razem mnie zastanie gdy wrócę do domu.

-Nie wiem czy chcę widzieć kto tam jest.- wyznał Leo spoglądając na uschnięte kwiatki.

- Kruszynko, do niczego cię nie zmuszam. Jeśli chcesz możesz teraz poczekać na mnie w parku.- objąłem go i opiekuńczo gładziłem po włosach.

- Nie pozwolę abyś działał sam. To niebezpieczne, któryś z nas musi obserwować czy nikt nie idzie. Po drugie, jeśli znów policja cię zgarnie to nie wiem czy dam sobie sam ze sobą radę.

Leo odkleił się od mojego torsu i chwycił łopatę. Wbił ją w zimną glebę i zaczął odkopywanie.

- Wiesz, chyba zmieniłem zdanie. Inaczej musimy się dowiedzieć kto tu jest.- przełknąłem ślinę próbując uspokoić drżące od zimna dłonie.

- Nie rezygnuj, skoro już tu jesteśmy.

Notice it | Chardre ♡Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz