•2• Chapter 7

499 51 21
                                    

*Charlie*

- Co mu zrobiłeś? Boże, Charlie. Nie takiego cię pamiętałam.- powiedziała Vivienne wciąż pukając i waląc w drzwi łazienki razem z innymi, zmartwionymi członkami rodziny.- Halo, mówię do ciebie!

Guła w gardle rosła z każdą chwilą. Bałem się, że Leondre posunąłby się do tego, aby  sobie coś zrobić. W głowie wyobrażałem sobie najgorsze możliwe scenariusze, a w oczach gromadziło się coraz więcej łez. Być może powinienem stwierdzić to już bardzo dawno, ale- nigdy więcej kłamstw.
Pobiegłem do kuchni po nóż i w mgnieniu oka otworzyłem zamek drzwi od łazienki. Brunet siedział na kafelkach opierając drobne dłonie o twarz. Drżał, ale nie płakał. Nie wydawał z siebie żadnych dźwięków, tylko zasłaniał swoje oczy najbardziej jak to możliwe. Nie chciał czuć więcej bólu. Miał dość. Pomyśleć, że to wszystko przeze mnie. Od zawsze wiedziałem czego mu brakowało, a czego się obawiał i to od tak wykorzystałem nie myśląc o konsekwencjach.

- Kochanie... Już dobrze. Opowiedz mi co się stało, tylko spokojnie.- przybiegła Victoria ujmując swojego syna w ramiona.

Leo podniósł swoją szczupłą sylwetkę i otarł mokrą twarz skrawkiem bluzy, a na końcu pociągnął dramatycznie nosem. Nie chcąc dłużej patrzeć na całe przedstawienie z nim w roli głównej po prostu podszedł do wigilijnego stołu i zajął swoje miejsce. Dokładnie tak, jakby cała przykra sytuacja nie zaistniała.

- Jeśli nam powiesz, postaramy się ci pomóc.- odezwała się równie zdziwiona Chloe, która jeszcze nie była niczego świadoma.

- Po prostu udawajmy idealne święta. Do cholery, tak dużo wymagam?- warknął chłopak chwytając widelec mocno go ściskając.- Tak, jak sobie wymarzyłem.

- Nie ma sensu, jeśli będziesz cały czas sfrustrowany.- kontynuowała blondynka, z chytrym uśmieszkiem, zajmując swoje krzesło przy drugim końcu stołu.

- Ty akurat miałabyś najwięcej do tłumaczenia. Dlatego radzę, żebyśmy nie wspominali o tej sytuacji nigdy więcej. O moim przeszłym związku również.

Na ostatnie zdanie połowa osób niemal otworzyła usta ze zdziwienia, razem ze mną. Pragnąłem się zapytać, czy on właśnie ze mną zerwał, ale dobrze znałem odpowiedź.
Uczucie paraliżu i strachu nie ustępowało nawet na chwile. Drżącymi dłońmi sięgnąłem po jedną z potraw czując się cały czas obserwowanym przez Leondre. Nadziałem na widelec kawałek ryby i włożyłem ją do ust. Z trudem przełknąłem kęs i odrazu popiłem gorzkim alkoholem. Przy stole panowała okropna atmosfera. Prawdopodobnie każdy zastanawiał się co przeskrobałem i dlaczego tak bardzo Leo unikał wytłumaczeń. Miałem wrażenie, że tylko dzieci nie zdawały sobie sprawy z powagi sytuacji i były szczęśliwe od samego początku do końca.

- Może otworzymy prezenty, co wy na to?- zaproponował Harry, ukradkiem spoglądając w stronę migotającej choinki.- Pierwsza gwiazdka zawitała na niebie już dawno.

Wszyscy naokoło tylko przytaknęli, a ja wstałem po kolei podając wszystkim różne pakunki. Prezent dla Leo zostawiłem na sam koniec. Podniosłem czerwone pudełko starannie owinięte świątecznym papierem wraz z jego imieniem i położyłem mu na kolana, cicho szepcząc:

- Wesołych świąt. Zawsze będę cię kochał i żałował swoich kłamstw wobec ciebie.

Przejechałem opuszkami palców po jego chudym udzie, na co chłopak drgnął i szybko wypuścił powietrze z płuc.

- Dziękuje. Wesołych, Charlie.- rzucił oschle podając mi mój prezent, który wcześniej zapakował.

Gdy zająłem swoje miejsce uważnie obserwowałem jak wszyscy odpakowują swoje nowe rzeczy, aczkolwiek brunet się z tym specjalnie nie spieszył. Siedział z paczką na kolanach, wbijając swój wzrok w pusty talerz. Nie przełknął nic od początku kolacji, najwidoczniej na prezent również nie miał ochoty.

- Nie otworzysz?- mruknęła do mnie blondynka obok z szerokim uśmiechem.- Spójrz tylko, jaki przepiękny sweterek dostałam!- pisnęła pociesznie przykładając żółty sweter do swojego drobnego ciała.

- Jest śliczny, Vivi. Tak, właśnie miałem się zabrać za odpakowywanie.- skłamałem chwytając za białą wstążkę na wierzchu.

Zrywając wszelkie zabezpieczenia pudełka otwierając je zauważyłem poduszkę z naszymi zdjęciami. Na środku widniał napis "Na zawsze Twój". A wokoło nasze pierwsze wspólne chwile. Była nawet ta, kiedy nasz związek dopiero kwitł. Nie powiem, zabolało.

- Idealna.- szepnąłem sam do siebie ocierając ciepłe łzy, nie dając po sobie poznać żalu i wzruszenia.

Niemal odrazu przeniosłem wzrok na Leondre, który próbował dobrać się do swojego prezentu. Westchnął głośno przed otworzeniem kartonu po czym gwałtowne go odkrył. Można było dostrzec błysk w jego czekoladowych oczach, ale i zakłopotanie. Jedynie spojrzał mi prosto w oczy i natychmiastowo zmienił swój wyraz twarzy na taki, jak wcześniej. Chciał czuć, jednak nie mógł. Odłożył rzecz na podłogę zaraz przy swojej nodze, nawet jej nie dotykając i znów zaczął wlepiać wzrok w pusty talerz.

- Za idealne święta!- krzyknęła moja mama podnosząc kieliszek do góry, a po chwili wszyscy w salonie dołączyli do toastu i z nadzieją na lepsze jutro- wypili.

Po zakończonej kolacji udałem się na ławkę zaraz przy domu Devries'ów. Prawdopodobnie wszyscy mieliśmy zostać na noc, aby zjeść jutro świąteczne śniadanie. Nie byłem z tego powodu zadowolony, ale chciałem jak najlepiej dla bliskich. Miałem na sobie zaledwie tylko bluzę, która powoli zaczęła moknąć od natrętnego śniegu. Drżącym oddechem wypuszczałem powietrze z ust i zaciskałem pięści słysząc z tylu czyjeś kroki. Bardzo dobrze znałem te kroki. Zmierzały dokładnie na tą samą ławkę, na której siedziałem. Zbliżający się oddech drżał równo z moim. Mój zmysł słuchu wyostrzał się za każdym krokiem, który ugniatał pod sobą gęsty śnieg. Czekałem, aż zrobi pierwszy gest. Znieruchomiałem niczym manekin, w oczekiwaniu na magiczny moment całych świąt.-Wybaczenie.

Notice it | Chardre ♡Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz