•2• Chapter 9

456 50 20
                                    

*Charlie*

Przez całą noc nie zmrużyłem oka. Musiałem spać w jednym łóżku z brunetem, tak jak zawsze. Chodzi mi przeważnie o to, że bardzo chciałem go przytulić i szeptać o tym, jak go kocham. Zamiast tego, przestrzeń między nami wypełniała tylko zimna, pusta powłoka. Mógłbym przysiąc, że od zawsze gdy się pokłóciliśmy, wszystko wracało do normy po krótkim czasie, a chemia między nami nie ustępowała. Miałem świadomość, że zawiniłem. Jednak czym byłby związek jedynie na kłamstwach do końca życia? Twierdzę tak, ponieważ od zawsze czułem, że Leondre będzie właśnie tą osobą, która stanie za mną w obliczu śmierci. Być może się myliłem, a moje życie przyniesie zupełnie inne tradycje?
Założę szczęśliwą rodzinę, a brunet mignie mi między oczami na zatłoczonej ulicy zaraz przed świętami? Serce mówiło mi jedno- muszę być z nim już na zawsze, pomimo, że wciąż się uczę kochać i dbać o drugiego człowieka tak, jak o siebie. Wyjadę, ale po niego wrócę.

W kuchni usłyszałem dźwięk rozkładanych talerzy na stole, na co odrazu zerwałem się z łóżka. Co prawda wczoraj była wigilia, a ja praktycznie nic nie zjadłem. Szybko ubrałem się w czyste ubrania i spojrzałem w stronę śpiącego przyjaciela. Pamiętałem każdy dzień, w którym tylko gdy ujrzałem taki widok mogłem beztrosko wtulić się w jego plecy i całować każdą odsłoniętą część ciała.
Do głowy także przychodziły mi wspomnienia z samego początku. Wspólnych tras nowej płyty, a nawet pierwszych flirtów i "zabaw". Cały ten proces wydawałby się wtedy niemożliwy, a teraz? Po prostu to spieprzyłem. Sam sobie niedałbym kolejnej szansy, ale moja miłość była zbyt silna.

Położyłem się z powrotem do łóżka, nakrywając kocem bruneta, delikatnie objąłem go swoimi ciepłymi ramionami. Słyszałem jego równomierny oddech, oznaczający, że jeszcze śpi. Zaciągnąłem się jego zapachem i rozkoszując się obecnością, niekontrolowanie na moje usta wkradł się szeroki uśmiech. Przyległem swoimi ustami do jego czoła i ostrożnie pogładziłem kasztanowe kosmyki włosów opadające na poduszkę.

- Co robisz?- mruknął zachrypniętym głosem odwracając się w moją stronę z niezadowoloną miną.

- Ja... właściwie to idę na śniadanie. Też powinieneś.- odpowiedziałem zrywając się z łóżka w stronę drzwi.

- Całą noc mnie przytulałeś?- wycedził znienacka, jakby to było poważne przesłuchanie.- Wydaje mi się, że nie. Było strasznie zimno.- sapnął pocierając pięściami wciąż zaspane oczy.

Odetchnąłem z ulgą i nie odpowiadając opuściłem pokój. Patrząc w ten sposób na niewinnego Leondre poczucie winy zżerało mnie niezwykle mocniej, niż świadomość, że sypiając z Chloe byłem z nim w związku.

Przy stole siedziała tylko Vivienne i Tilly, reszta zapewne jeszcze nie wstała. Na stole podane były różne śniadania, a w powietrzu unosił się zapach mroźnego powietrza i świeżo zaparzonej kawy.

- Tilly? Jesteś już wolna?- zapytałem zszokowany jej obecnością.

- Właściwie, to dziś już tak.- zaśmiała się Vivi.- Wczoraj tu była, aczkolwiek bez pozwolenia. Dziś już ją legalnie wypuścili. Jak się czujesz?

Nalałem do niebieskiego kubka kawy z mlekiem i spojrzałem niepewnie w stronę blondynki w żółtym swetrze i rumianymi policzkami.

- Nie najgorzej.- skłamałem biorąc naczynie do ust.

Tills lekko się uśmiechnęła i oznajmiła nas, że pójdzie obudzić resztę na śniadanie zanim wystygnie.

- Nie ładnie kłamać.- ogłosił Leo wychodząc ze swojego pokoju, w mojej bluzie.

Dokładnie, chłopak założył na siebie moją bluzę. Też tęsknił, pragnął abyśmy znów ze sobą byli. Bynajmniej dawał takie znaki. A może to ja jestem zbyt naiwny? Wczoraj palnąłem takie głupoty, że najchętniej zapadłbym się pod ziemie. Miałem wrażenie, że każde spojrzenie Vivi posłane w moją stronę sygnalizowało to, że nie powinienem mówić takich słów. Co z tego, że ona nawet ich nie słyszała.

Leondre zajął miejsce jak najdalej ode mnie i zapełnił swój talerz jajecznicą z pomidorami.

- Od kiedy nie jesz na śniadanie nutelli?- zapytałem przenosząc wzrok na słoik z czekoladą.

- Za bardzo przypomina mi ciebie.- zmarszczył swoje brwi i wziął łyka herbaty.- Muszę ograniczać takie rzeczy.

- Tak? W takim razie było nie zakładać mojej bluzy, skoro ona też należy do mnie.- wywróciłem oczami zaciskając dłonie na swoim kubku.

- Jest po praniu, więc jeszcze nie przesiąkła twoimi perfumami.

- Pieprzysz... Robisz to tylko po to, żebym czuł się jeszcze gorzej przez wczorajszą rozmowę!

- Dziwisz mi się? Jeszcze nigdy mnie tak nie skrzywdziłeś. Przyrzekałeś mi, że jej nie kochasz. Prosto w oczy, właśnie to jest najgorsze. Nawet palec ci nie zadrżał podczas tych durnych kłamstw!- krzyczał tracąc nad sobą kontrolę, a Vivienne z opanowaniem obserwowała naszą ostrą wymianę zdań.

- Dlaczego każda nasza rozmowa po tej kłótni jest taka zawistna?- zapytałem powstrzymując w oczach łzy.

- Nie będzie już tak jak wcześniej. Skąd mam wiedzieć, czy znów mnie nie zdradzasz? Nie chcę być znów zraniony, nie przez ciebie. Rozumiesz? Po świętach nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Bars and Melody nigdy nie umrze, ale nasz związek tak.

- Udowodnię ci, że się mylisz.- postanowiłem i odszedłem od stołu posyłając wszystkim ostateczne spojrzenie  przepełnione determinacją.

Notice it | Chardre ♡Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz