•2• Chapter 13

436 47 17
                                    

Wesołych świąt bambuski

*Charlie*

Właśnie szedłem na spotkanie wraz z Harrym. Leondre jak na razie o niczym nie wiedział, ale to nic. Wiedziałem, że kolejne kłamstwo nie jest dobrym pomysłem, aczkolwiek byłem gotowy pomóc przyjacielowi. Dzwonił do mnie cały roztrzęsiony i poprosił, abym jak na ten moment nikomu nie wspominał o tajemnym spotkaniu. Czy w ogóle to jest kłamstwo? Wydaję mi się, że jeszcze nie muszę mówić mu wszystkiego i pozwolić sobie na luźne wyjścia z innymi ludźmi. Nie chciałem być pod kluczem, pomimo tego, że czułem potrzebę informowania go o wszystkim na każdym kroku. Sam ceniłem sobie szczerość, ale i zaufanie, dlatego postanowiłem dotrzymać słowa brunetowi i powiedzieć mu dopiero wieczorem o porannym spotkaniu. Nie zmienia to faktu, że moją głowę zajmowały wczorajsze słowa Daphne. Chciałem być jak najbardziej po stronie mojego narzeczonego, aczkolwiek byłem przekonany, że nasza przyjaciółka wcale nie kłamie. A właśnie, z nią też muszę później pogadać, mam nadzieję, że za bardzo nie wzięła do siebie tej małej sprzeczki.

W końcu doszedłem do parku, w którym miał czekać przyjaciel i po przekroczeniu bramy odrazu go zobaczyłem. Pilnował, aby na pewno Leondre się o niczym nie dowiedział i dyskretnym spojrzeniem wskazał ukrytą ławkę między zaśnieżonymi drzewami. Zima miała to do tego, że nie tylko ją uwielbiałem, ale za razem nienawidziłem. Ławka była zaśnieżona, dlatego oboje strzepnęliśmy z niej biały puch i usiedliśmy, nie przejmując się szczypiącym w policzki mrozem.

- Co się stało?- zacząłem rozmowę, uważnie obserwując mimikę twarzy bruneta, siedzącego obok.

- Nie mamy mieszkania.- wycedził, chowając twarz w dłoniach.- Mieliśmy za dużo długów i teraz mieszkamy w tunelu starej kamienicy, razem z dzieckiem.

To co powiedział było o tyle szokujące, że aż wcale. Po Chloe i jej odpowiedzialności mogłem spodziewać się dosłownie wszystkiego. Tylko... co ja miałem z tym zrobić? Nie do końca rozumiałem jego wołanie o pomoc, tym bardziej, że chodziło o samą Lindsay.

- A co z twoimi rodzicami? Nie mogą użyczyć wam jednego pokoju?- zmarszczyłem brwi udając zainteresowanego.

- Nie mam rodziców, Charlie.- mruknął, wypuszczając drżące powietrze z ust.- Nie mamy się gdzie podziać, a długo w tym mrozie nie wytrzymamy. Przyszedłem mianowicie po to, żeby zapytać, czy nie mógłbyś nas przetrzymać u siebie jakiś miesiąc? Wiem, że to poważna sprawa ale postaramy się znaleść mieszkanie i oddamy wam trochę pieniędzy na rachunki.- dodał, spoglądając na mnie pełnym żalu wzrokiem.

- Wpakowałeś się w duże gówno. Chloe to żmija i nie chcę jej pod swoim dachem, dobrze to wiesz. Jestem w stanie przyjąć ciebie i dziecko, ale nie okażę litości wobec niej.

- W takim razie... co ona zrobi? Nie mogę jej zostawić.- wywrócił oczami, wciąż będąc załamanym.

- Znajdzie się coś tymczasowego.

- Słuchaj, ja jestem z nią tylko dla dobra naszego syna. To brzmi jak jakaś pieprzona moda na sukces, i...- mówił, ale w połowie zdania mu przerwałem.

- Nikt cię do niej nie zmusza. Przecież widzę, że jest ci źle. I musisz wiedzieć też, że długo tego przed Leondre nie ukryjesz.

Niższy zagryzł dolną wargę i powiedział przyciszonym głosem:

- W takim wypadku, możemy się wprowadzić już dziś?

- Jasne, ale pamiętaj o tym, żeby nie brać ze sobą tej wariatki.

Owszem, zachowałem się głupio i niedojrzale, ale za wszelką cenę chciałem zapewnić dla Leondre wszystko co najlepsze. Przypuszczam, że nasze obie rodziny miały dość kłopotów i gdyby Lindsay teraz się w to wmieszała, byłoby tylko gorzej. Niedługo nadejdzie nowy rok, a ona już knułaby nowe spiski i to z nami pod jednym dachem.

- Jak mam jej to powiedzieć? Zostanie... bezdomna?

- Przypomnij sobie co odwalała, potem sobie odpowiedz na te marne odczucia.- rzekłem, zrywając się na równe nogi z zimnej ławki.- Do zobaczenia, adres już znasz.- dodałem, posyłając mu sztuczny uśmiech.

Jakby nie było, Harry należał do przyjaciół rodziny i nie mogłem zachować się obojętnie. Myślę, że mama i Brooke również zareagowałyby podobnie i nawet się ucieszą z nowych domowników. Zostawała tylko jedna sprawa. Co na to Leondre? Z jednej strony, nie ma nic do gadania bo to w końcu mój dom, a z drugiej już od stycznia mieliśmy kupować własne i... co wtedy by było z Harrym i jego synem? Nikt nie potrafi przewidzieć, kiedy będzie w stanie odkupić długi i przeprowadzić się na swoje, a moja rodzina zna swoje granice.

- Dziękuje ci.- podbiegł do mnie zielonooki i beztrosko wtulił się w moje ciało, a ja poczułem przeszywające od środka poczucie winy.

Notice it | Chardre ♡Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz