Chapter 29

831 87 17
                                    

*Charlie*

Od rana razem z Leosiem gramy u mnie w domu na konsoli popijając kawę. To nie było zbyt zdrowe ale każdemu się należy jakiś odpoczynek, prawda? Wczoraj znów próbowaliśmy dodzwonić się do Chloe ale nic z tego. Czyżby wiedziała, że to Harry jest winien ciąży i zrobiło jej się wstyd?
A głowie wirowały mi rożne teorie na temat wypadku. Umówiliśmy się dziś w studiu razem z Daphne i Colinem. Podobno policja już wie kto jest tego sprawcą i tak dalej. Nawet szybko się z tym uporali, ciekawi mnie jeszcze czy z Mattem wszystko w porządku.

- Wiesz, Charlie... okropnie było patrzeć na to jak jesteś ranny.- wpadł w moje ramiona roztrzęsiony Leo.

Wcisnąłem pauzę w grze, odłożyłem pada i mocno go przytuliłem.

- Tobie chyba już starczy tej kawy.

- Masz racje. Dobrze, że nic ci się nie stało.

- Nie myśl tyle o tym, kochanie.- pocałowałem jego malinowe usta na których zaraz po tym pojawił się szeroki uśmiech jakiego od dawna mi brakowało.

Naszą krótką rozmowę przerwało agresywne i natarczywe pukanie do drzwi. Zerwałem się delikatnie kładąc bruneta na swoim miejscu.

- Hej! Idę! Stop bo zaraz wystukasz mi dziurę w drzwiach.- ryknąłem zaraz po tym otwierając drzwi.

O cholera.

- Dzwoniłeś.- popatrzyła się na mnie czarnowłosa.

Jak jeszcze się z nami zadawała, nigdy nie zauważyłem w niej tyle niemiłych emocji wymalowanych na twarzy. Tym bardziej, że stojąc tu obok niej nieźle wieje grozą.

- Trzymaj to i nie pokazuj mi się więcej na oczy.- wyjąłem tabletki z kieszeni bluzy i wcisnąłem jej do zimnej, suchej dłoni.

Za sobą usłyszałem głośne kroki. Leondre. Jego ręce objęły mój tors które złapałem jakby go przed nią chroniąc.

- Leo... Tęskniłam.- wypaliła Angelina.

Po jej zupełne nie pasujących do sytuacji słów po mojej skórze przeszło uczucie, jakby gdzieś było otwarte okno i panowała silna wichura. Nic z tych rzeczy, na dworze było słonecznie i bezwietrznie.

- Czas na ciebie.- wysyczałem chowając chłopaka za sobą.

- Nie musisz go tak chować, przecież ci go nie zjem. Odkąd pamietam, zawsze byłeś egoistą Lenehan.- powiedziała zachowując spokój po czym obróciła się na pięcie i ruszyła w lewą stronę chodnika.

Zabolało. To nie tak, że słowa od zwykłej narkomanki na mnie jakkolwiek działały. Dopiero po którymś razie nazwania mnie "egoistą" dotarło do mnie, że faktycznie nim jestem.

- Na ciebie też już czas, nie sądzisz?- spojrzałem na brązowookiego.

- Żartujesz, prawda?

- Niby dlaczego miałbym?

- Jeszcze mnie złapie, gdzieś przywiąże i co będzie?- popatrzył się na mnie mówiąc zupełnie poważnie.

Natychmiastowo oboje wybuchnęliśmy niekontrolowanym śmiechem. Leo wskoczył mi na ręce a ja zaniosłem go na kanapę przylegając do jego rozgrzanych warg. Dłońmi błądził po mojej klatce piersiowej a ja zachowując spokój gładziłem jego rozwalone w rożne strony włosy.

- Przepraszam, że jestem takim egoistą.- mruknąłem mu w ucho.

- Wybaczam.- powiedział między naszymi pocałunkami.

Tym razem ktoś przeszedł samego siebie. Słyszeliśmy otwieranie drzwi, dosłowne. Ktoś musiał mieć klucz. Oboje baliśmy się spojrzeć gdy usłyszeliśmy twarde buty ze skóry stukające o panele w przedpokoju.

- Kurna, chłopcy. Żartujecie sobie ze mnie? Zdajecie sobie sprawę, kim tak naprawdę jestem?!- rzucił na nas ostre spojrzenie Joseph.

- A kto cię tak w ogóle tu zapraszał? Nasz wielki chwalebny sponsor przychodzi dopiero wtedy gdy czegoś potrzebuje, hm?- podniosłem się z ciała bruneta siadając obok nieco spłoszony.

- Chciałem odnowić kontrakt, bo mogło by jeszcze z was coś być. Nie sądziłem, że jak przyjdę będziecie sobie robić nawzajem dobrze!- zmarszczył brwi.

- Po pierwsze, Daphne nic o panu nie wspominała. Po drugie, nic sobie nie robiliśmy!- zaprotestowałem.

- Jeszcze.- zaśmiał się Devries na co przeszyłem go okropnie złym wzrokiem.

- W każdym razie, szkoda mi czasu na jakichś gejów dodatkowo olewających swoją prace.- kierował się do wyjścia.

- A nam szkoda czasu na tak nieodpowiedzialnego sponsora. Nie widzę sensu w dalszej dyskusji.- pokazałem palcem drzwi wyjściowe a ten gotując w sobie najgorsze emocje, zaciskając pięści aby nie wybuchnąć wyszedł z hukiem.

W ten sposób najczęściej uświadamiam sobie, że gdyby nasza miłość do siebie nie zakwitła wszystko by było w porządku.

- Znów mnie zostaw i każ wyjsć, dla kariery. Tak jak ostatnio.- zatopił się w moich oczach Leo.

Miał w sobie tyle goryczy ale i strachu, że zaraz mógłbym go wygonić oraz skończyć związek. Nie. Nigdy więcej tego nie zrobię. Zarzuciłem mu, że boi się mnie kochać a tymczasem mówiłem o sobie. To właśnie ja kocham go nad życie ale boje się co dalej.

- Proszę, nie myśl o mnie tak źle.- zacisnąłem powieki, na marne, ponieważ wypłynęła z nich lawina łez.

Te łzy były symbolem ogromnego poczucia winy i bezsilności.

Notice it | Chardre ♡Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz