Dwieście dwadzieścia sześć

15 2 0
                                    

Elizabeth

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Elizabeth

Od samego początku wiedziała, że nie wybiera się na wycieczkę krajoznawczą. Zwłaszcza po przejściu pod wodospadem i spotkaniu z wilkołakiem poczuła, że tak naprawdę wcale nie miała ochoty zwiedzać Miasta Nocy, zbytnio obawiając się tego, co miałaby tam spotkać. W tamtej chwili zależało jej przede wszystkim na tym, by trzymać się blisko Damiena i upewnić, że ten nie zrobi czegoś głupiego – ani przypadkiem, ani w pełni świadomie.

Mimo wszystko zaczęła się wahać, kiedy w końcu znaleźli się na świeżym powietrzu. Widok lasu i kolejna dawka śnieżnego krajobrazu nie zrobiły na niej wrażenia, ale i tak całą sobą czuła, że znalazła się w miejscu, które zdecydowanie nie było dedykowane ludziom. Nie powinna tutaj trafić. Nie miała pewności czy to wyłącznie jej wyobraźnia, czy po prostu świadomość tego, gdzie się znalazła, ale to na dłuższą metę nie miało znaczenia. Fakt faktem, że czuła się dziwnie – jakby w powietrzu było coś, co jasno dawało jej znać, że w pobliżu znajdowały się istoty, które w niczym nie przypominały zwykłych ludzi.

Tak naprawdę dotarło to do niej w chwili, w które przeszli pod zdobionym kamiennym łukiem. Uwagę Liz jak na zawołanie przykuły symbole i słowa, których nie potrafiła rozczytać, ale zachowała wszelakie pytania na później. Przecież doskonale wiedziała, że to nie był najlepszy moment na zatrzymywanie się i wnikanie w takie szczegóły.

– Później ci opowiadam – obiecał Damien, bez trudu pojmując, co takiego ją zainteresowało. Z drugiej strony to równie dobrze mogło mieć związek z wciąż łączącą ich więzią. – Zwłaszcza że te symbole są istotne. Zwłaszcza róża, bo to znak Dworu – wyjaśnił pośpiesznie. – Jesteśmy tu na chwilę, ale i tak uproszę Dimitra, żeby zapewnił ci nietykalność.

– Sam powiedziałeś, że jesteśmy tu na chwile – zauważyła przytomnie. – Nie uparłam się z tobą jechać tylko po to, by dokładać ci problemów.

Uniósł brwi, wyraźnie zaskoczony jej słowami. Patrzył na nią w dziwnie przenikliwy sposób, który skojarzył jej się ze spojrzeniami, które czasami posyłał jej, kiedy kręciła się po bibliotece. Miała wrażenie, że badał jej reakcję, być może czekając na jakaś konkretną – choćby to, by jednak zdecydowała się uciec.

– Nie jesteś problemem – oznajmił z takim przekonaniem, że aż poczuła się nieswojo.

Lepiej dla nas wszystkich, żebyś miał rację, pomyślała, uciekając wzrokiem gdzieś w bok. Czuła, że zaczyna się rumienić, choć miała nadzieję, że dzięki panującemu na zewnątrz chłodowi zdoła to ukryć. Jakby tego było mało, jak na zawołanie poczuła dziwną falę ciepła, która błyskawicznie rozeszła się po całym jej ciele, wydając się skupiać przede wszystkim w miejscach, w których na skórze miała te dziwne symbole. Tatuaże wydawały się mrowić i to nie pierwszy raz.

Gdziekolwiek zmierzali, nic nie wskazywało na to, by kierowali się ku centrum. Z drugiej strony, Liz wciąż nie była w stanie wyobrazić sobie wspomnianego tak wiele razy Miasta Nocy. Czego tak naprawdę powinna się spodziewać? Na pewno nie wyobrażała sobie metropolii na miarę Seattle, choć kto tak naprawdę wiedział, czego oczekiwać po nieśmiertelnych? Niebiańska Rezydencja też brzmiała dziwnie i przyjemnie zarazem, choć i na to nie miała żadnej konkretnej wizji aż do momentu, w którym dotarli do celu.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VIII: ŁOWCA] (TOM 2/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz