Dwieście sześćdziesiąt trzy

15 3 0
                                    

Cassandra

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Cassandra

– No, no...

Wzdrygnęła się, po czym poderwała głowę. Jaques spokojnie stał u wylotu ciasnej uliczki, obserwując ją z błyskiem w oczach. Spuściła wzrok, co najmniej speszona sposobem, w jaki jej się przypatrywał, zwłaszcza że nie była w stanie stwierdzić, co takiego sobie myślał – i czy przypadkiem jej nie potępiał.

W milczeniu spojrzała na swoje pokrwawione dłonie i porzucone na bruku ciało. Nerwowym gestem otarła usta, próbując zetrzeć posokę z twarzy, choć podejrzewała, że w efekcie bardziej ją rozmazała. To nie byłby pierwszy raz, bo po każdym posiłku kończyła w takim stanie, jakby to ją chwilę wcześniej napadnięto – z tym, że pokrywająca jej skórę krew zdecydowanie nie należała do niej.

– Przepraszam – wymamrotała, a obserwujący mężczyzna prychnął, kwitując jej słowa śmiechem.

– Za co? Za co, ptaszyno? – rzucił zaczepnym tonem. Chwilami nie była pewna kiedy mówił poważnie, a kiedy zwracał się do niej w pobłażliwy sposób, co najmniej jakby miał do czynienia z dzieckiem. – Jeśli potrzebujesz krwi, nie krępuj się.

Wyczuła, że za jego słowami kryło się coś więcej niż tylko to, że mogłaby bezkarnie polować. W ciągu zaledwie kilku dni zabiła więcej razy niż mogłaby sobie to wyobrazić. Co więcej każdy kolejny raz okazywał się łatwiejszy, w gruncie rzeczy nie wzbudzając już w Cassandrze nawet cienia żalu. Nawet czyste przerażenie, które towarzyszyło jej od chwili, w której uprzytomniła sobie, że skrzywdziła mamę, zeszło gdzieś na dalszy plan. To po prostu się stało, a wspomnienie równie dobrze mogło nie należeć do niej.

Zresztą chodziło o przeszłość, a ta już nie miała znaczenia. Kiedy pojawił się Jaques, rozpoczęło się coś nowego, Cassandra zaś spaliła wszystko, co wiązało ją z dawnym życiem.

Niech płonie..., pomyślała mimowolnie i prawie udało jej się uśmiechnąć.

Odrzuciła od siebie ciało, obojętnie spoglądając na bladą, pozbawioną jakiegokolwiek wyrazu twarz swojej ofiary. Nawet nie zastanawiała się nad tym, kogo pozbawiła życie, świadoma co najwyżej tego, że tym razem padło na mężczyznę. Zauważyła go, kiedy szedł do samochodu, więc po prostu skorzystała z okazji. Co prawda odłączyła się przez to od Jaquesa, czego teoretycznie miała nie robić, ale pragnienie okazało się silniejsze.

Sęk w tym, że wampir mimo wszystko nie wyglądał na zdenerwowanego brakiem posłuszeństwa z jej strony. Wciąż się uśmiechając, bez pośpiechu pokonał dzielącą ich odległość, zachęcającym ruchem wyciągając ku Cassandrze dłoń. W pierwszym odruchu pomyślała, że chciał pomóc jej wstać, ale coś w wyrazie jego twarzy uprzytomniło jej, że chodziło o coś innego. A może była w stanie to wyczuć, bo był jej stwórcą? Cokolwiek się za tym kryło, nie miało znaczenia; liczyło się tylko to, że Cassie wiedziała.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VIII: ŁOWCA] (TOM 2/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz