Ulrich
Jasna cholera, jasna cholera, jasna... cholera...
Sytuacja była absurdalna – i to najdelikatniej rzecz ujmując. Jak inaczej miał wytłumaczyć to, że... Cóż, najpewniej oszalał? Nic sensowniejszego nie przychodziło mu do głowy.
Ciężko opadł na kanapę, przy okazji zrzucając zalegające na krawędzi papiery. Nawet nie zwrócił na to uwagi, choć – o ile dobrze pamiętał – część tych dokumentów miała być mu później potrzebna. Podejrzewał, że za jakiś czas miał skończyć się dokładnie tak jak zawsze, czyli na panicznych poszukiwaniach rzeczy, które powinien zabrać do pracy. A potem równie panicznym szukaniu wymówki na usprawiedliwienie spóźnienia, choć te już tak naprawdę nikogo nie dziwiły.
W tamtej chwili nie miał do tego głowy. Na moment zamarł, po czym z przeciągłym westchnieniem ukrył twarz w dłoniach, skupiony przede wszystkim na miarowym chwytaniu powietrza. Dobry Boże, jednak oszalał. Czuł to wyraźniej z każdą kolejną sekundą, w miarę jak podświadomie nasłuchiwał cichego, nieco urywanego oddechu, dochodzącego z sypialni.
Udało mu się przenieść Leanę do pokoju i zostawić na materacu. Nie sądził, że podsunięcie jej środka uspokajającego zadziała, a tym bardziej że dziewczyna zechce go przyjąć, ale to nie było ważne. Liczyło się, że już nie histeryzowała, choć kiedy Ulrich otrząsnął się na tyle, by zdecydować się wziąć ją na ręce, wciąż wydawała mu się niespokojna. Na dodatek sprawiała wrażenie bardzo kruchej, drobnej i zdecydowanie nie sprawiającej wrażenia kogoś, kto przy pierwszej okazji mógłby rzucić mu się do gardła. I najwyraźniej źle się czuła, bo co innego miał sądzić o tym, że przy pierwszej okazji wylądowała cała zapłakana w łazience, walcząc z mdłościami?
Potrząsnął głową. W ogóle nie powinno jej tutaj być. Nie mógł udawać, że wierzy, że miał przy sobie człowieka – był na to zbyt świadom, by pozwolić zamydlić sobie oczy. Ta dziewczyna z równym powodzeniem mogła zamienić się w bezwzględną maszynę do zabijania, gotową wymordować cale miasto, jeśli dać jej po temu okazję. A nieśmiertelni tak działali, prawda? Zachwycali wyglądem, owijali sobie ofiarę wokół palca, a potem...
Nie chciał o tym myśleć. I tak naprawdę nie potrafił.
Zachowujesz się gorzej niż te dzieciaki, które myślą, że organizacja to przede wszystkim wymachiwanie kołkami.
Prychnął w odpowiedzi na tę myśl. Zawsze z politowaniem patrzył na nowych, którym chyba się wydawało, że to faktycznie zabawa – tak długo aż na własnej skórze nie przekonali się, że igranie z nieśmiertelnymi to bardzo, ale to bardzo zły pomysł. Tak naprawdę rozumieli wyłącznie ci, którym już raz załamało się życie z winy istot, które kryły się w mroku. To było okrutne, ale prawdziwe. Dopiero mierząc się z tragedią i brakiem sensownych odpowiedzi, człowiek zaczynał bardziej świadomie spoglądać na otaczający go świat. Ulrich miał wrażenie, że za każdym najlepszym, najbardziej bezwzględnym łowcą, kryła się jakaś bolesna strata.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA VIII: ŁOWCA] (TOM 2/2)
FanficNikt nie spodziewałby się, że to przemiana w wampirzycę okaże się kluczem do odzyskania wspomnień. Tak przynajmniej myśli Beatrycze, póki nie odkrywa, że nieśmiertelność w najmniejszym stopniu nie rozwiązuje dręczących ją problemów. Choć odzyskała p...