Dwieście dziewięćdziesiąt sześć

12 2 0
                                    

Jocelyne

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Jocelyne

Przez moment poczuła się jak intruz. Tkwiła z boku, w milczeniu obserwując tulącego się do matki Ryana. W zasadzie to ona trzymała go w ramionach, podczas gdy sam zainteresowany zamarł w bezruchu, wciąż trzymając w ramionach siostrę. Joce nie przypominała sobie, by kiedykolwiek wcześniej widziała go aż do tego stopnia zmieszanego. Miała wrażenie, że zastanawiał się nad ucieczką – i to bynajmniej nie dlatego, że do głosu nagle mógłby dojść głód. A przynajmniej miała nadzieję, że w porę zorientowałaby się, gdyby chodziło właśnie o to.

To była jej wina? Pomyślała, że może jednak nie powinna mu towarzyszyć, w zamian tak jak Bella i Edward kontrolując sytuację z odległości, ale było już za późno, by mogła się wycofać. Uciekła wzrokiem gdzieś w bok, mimowolnie zastanawiając nad tym, dlaczego faceci musieli być tacy uparci. Okej, tęsknił za rodziną, w tym również mamą. Czy było w tym cokolwiek złego?

Nerwowo przygryzła dolną wargę. Słyszała radosny głos Cristal, choć już nie próbowała skupiać się na wyrzucanych przez dziewczynkę słowach. Wiedziała jedynie, że zdecydowanie zbyt długo zwlekali z podjęciem jakiejkolwiek decyzji, jeśli chodziło o Ryana. On sam nie naciskał – nie jak Cassandra – ale to niczego nie zmieniało. Te dzieciaki miały swoje rodziny, którym trzeba było jakoś wytłumaczyć ich nieobecność. I nie tylko to, bo w pamięci wciąż miała wszystko to, co usłyszała o hybrydach. Wyglądał na niebezpiecznego czy też nie, chłopak nadal mógł zrobić coś, czego później przyszłoby mu żałować.

Sęk w tym, że to wcale nie było takie proste. Nie mieli planu czy nawet choć po części sensownej, tymczasowej wersji, którą mogliby usprawiedliwić to, że Ryan nie mógł zostać w domu na stałe. Gdyby była matką, jak nic nie przyjęłaby tłumaczenia, że „tak po prostu będzie lepiej". Och, w zasadzie kto posłusznie przytaknąłby, gdyby usłyszał takie słowa? Zaczęła się nawet obawiać, że ostatecznie oboje stchórzą, a Ryan po prostu zostanie, tym samym narażając się na coś co najmniej niebezpiecznego.

Jak Cassandra...

– To już zachodzi za daleko – usłyszała i tych kilka słów wystarczyło, by wyrwać ją z zamyślenia. Drgnęła, sama niepewna, co bardziej ją zaskoczyło – sens wypowiedzi matki Ryana czy to, że do głosu kobiety nagle wkradło się podenerwowanie. – Rozumiem projekt, stypendium i to, że zawsze lubiłeś znikać. Nigdy cię nie zatrzymywałam, ale – na Boga – z jakiegoś powodu masz telefon.

– Wybacz, mamo – mruknął w odpowiedzi Ryan. Zaraz po tym z westchnieniem spróbował oswobodzić się z jej uścisku, wciąż tuląc do siebie Cristal. – Miałem odezwać się wcześniej, ale... po prostu sporo się działo.

Och, żeby tylko!

Kobieta jedynie potrząsnęła głową. Zmierzyła syna wzrokiem, ale z jakiegoś powodu nie wydała się Joce aż tak poruszona, jak mogłoby się wydawać po tylu dniach nieobecności.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VIII: ŁOWCA] (TOM 2/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz