Nikt nie spodziewałby się, że to przemiana w wampirzycę okaże się kluczem do odzyskania wspomnień. Tak przynajmniej myśli Beatrycze, póki nie odkrywa, że nieśmiertelność w najmniejszym stopniu nie rozwiązuje dręczących ją problemów. Choć odzyskała p...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Isabeau
Serce podeszło jej aż do gardła. Nieprzyjemny dreszcz przemknął wzdłuż kręgosłupa, przyprawiając o kolejne dreszcze, choć już i tak trzęsła się jakby miała febrę. Ten głos... Znała go doskonale, co samo w sobie nie byłoby dziwne, gdyby nie to, że nigdy więcej nie powinna usłyszeć jak wypowiada jej imię. Och, jak mówi cokolwiek!
Nie ruszyła się z miejsca. Trwała w bezruchu, mocno zaciskając powieki i nerwowo kołysząc się do w przód, to znów w tył. Próbowała ignorować słodki zapach krwi, teraz jak nic wsiąkający w materiał sukienki. Nawet po latach pamiętała to aż za dobrze – swoje przerażenie, nadmiar emocji i paraliżujący ból, który towarzyszył jej w chwili, w której łącząca ją z bratem więź bezpowrotnie zniknęła. To i swój rozdzierający krzyk, który ogłuszył ją na tyle, że ledwo mogła zrozumieć, co działo się wokół niej. Pamiętała, że krzyczała tak długo, aż zabrakło jej tchu, a kontrolę nad ciałem przejął szloch. Wtedy płakała i broniła się przed bodźcami zewnętrznymi tak długo, aż w takim stanie znalazła ją Allegra.
Teraz matka nie miała przyjść. Nawet jeśli, wszystko to, co działo się wokół niej, nie było prawdziwe. Nie mogło. Wcale nie klęczała w ogrodzie, otoczona drzewkami cytrynowymi. Nie mogłaby tak po prostu trwać w blasku dnia, nie wspominając o przeżywaniu czegoś, z czym już dawno temu przeszła do porządku dziennego – na tyle, na ile było to możliwe. Tym bardziej nie byłaby w stanie stanąć oko w oko z kimś, kto...
– Och, Isabeau...
Wzdrygnęła się, przez moment czując co najmniej tak, jakby ktoś próbował ją uderzyć. Chciała wziąć się w garść, otworzyć oczy i stanąć oko w oko z własnymi lękami, zwłaszcza że te nie miały racji bytu. Powinna tak zrobić, tym samym zaprzeczając prawdziwości tego, co działo się wokół niej. Może gdyby spróbowała, wszystko stałoby się proste, tym bardziej że takie przecież było – niczym sen na jawie, z którego musiała się uwolnić.
Sęk w tym, że nic z tego, czego doświadczała, nie przypominało snu. Wydawało się zbyt rzeczywiste, pełne szczegółów, które porażały nawet mimo możliwości wampirzego umysłu. Nie sądziła, że mogłaby aż tak dobrze zapamiętać coś, o czym przez tyle czasu pragnęła zapomnieć. Że po całych wiekach miałaby ot tak otworzyć ciepło muskających ciało promieni, słodycz krwi czy... jego głos.
Brzmiał tak, jakby rozbrzmiewał tuż obok. Była pewna, że gdyby odważyła się otworzyć oczy, dostrzegłaby go dosłownie na wyciągnięcie ręki – bladego jak papier, wpatrzonego w nią i z krwią na rękach. Tym razem mogłaby go wysłuchać, choć na wyjaśnienia było o wiele za późno. Może gdyby nie zrezygnowała z nich tego przyjemnie ciepłego, letniego dnia...
Właśnie wtedy coś się zmieniło. Wrażenie było takie, jakby ktoś zmienił kanał telewizyjny – po prostu wcisnął przycisk, tym samym zmieniając wszystko. Ciepło zniknęło, wyparte przez przejmujący, przenikliwy chłód. Wciąż klęczała na ziemi, roztrzęsiona równie mocno, co i w chwili, w której dotarło do niej, przez co po raz kolejny przechodziła. Różnica polegała na tym, że już nie tylko czuła oszołamiający zapach krwi, ale coś jeszcze – charakterystyczną, słoną nutę, która momentalnie skojarzyła jej się z tylko jednym miejscem. Klif. Przychodziła tam tak często, że chcąc nie chcąc musiała się zorientować.