Dwieście pięćdziesiąt osiem

13 2 0
                                    

Lucas

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Lucas

Odnalezienie brata okazało się dziecinnie proste. W zasadzie miał wrażenie, że byliby w stanie odszukać siebie nawzajem nawet na końcu świata, gdyby zaszła taka potrzeba.

Matt nie drgnął, kiedy brat zmaterializował się za jego plecami. Po prostu dalej lustrował wzrokiem pozornie opustoszały korytarz, wpatrując potencjalnego zagrożenia.

– Co tam? – rzucił jakby od niechcenia, ale Lucas znał go wystarczająco dobrze, by wyczuć pobrzmiewające w tym pytaniu napięcie.

– Mógłbym pytać o to samo. Issie najpewniej uważa, że obaj poszaleliśmy – dodał i tym razem udało mu się wtrącić brata z równowagi.

– Widziałeś Marissę?

Prawie udało mu się uśmiechnąć. Gdyby sytuacja choć trochę sprzyjała żartom, nie powstrzymywałby się. Och, zdecydowanie nie miałby takiego zamiaru, zwłaszcza po tych wszystkich przytykach w odniesieniu do jego i Claire. Nie żeby Matt ukrywał swoje zainteresowanie Issie, ale...

– Zostawiłem ją z Theo – wyjaśnił ze spokojem. Nie musiał pytać, by zorientować się, że brat się rozluźnił. – Rosalee zebrała wszystkich na tyłach domu.

– I tyle dobrego. – Matt raz jeszcze z uwagą powiódł wzrokiem po opustoszałym korytarzu. – Wilkołak? Tutaj? – dodał, nie kryjąc zwątpienia.

– To nie pierwszy raz, kiedy okazyjnie im odwala, prawda?

Tyle że Lucas też miał wątpliwości. Coś mu nie pasowało i to już od momentu, w którym zorientował się z czym mieli do czynienia. W Mieście Nocy nawet nie byłby zaskoczony i przy pierwszej okazji dał znać Riddleyowi, jakoś nie wątpić, że ten osobiście rozwiąże problem, ale tym razem było inaczej. I to martwiło go w tym wszystkim najbardziej.

Mimo wszystko dzieci księżyca pozostawały rzadkością. Odkąd sięgał pamięcią, liczebność wilkołaków pozostawiała wiele do życzenia, przynajmniej z perspektywy samych zainteresowanych. Miasto Nocy i Lille pozostawały największymi skupiskami i choć prawdopodobnym wydawało się, że prędzej czy później również w tym gatunku mógł pojawić się jakiś nomada, Lucas mimo wszystko w to wątpił. Nawet większość czasu spędzając z daleka od Niebiańskiej Rezydencji, był świadom sytuacji. W zasadzie gdyby nie to, że przejmował się Claire, a Matt wziął sobie pod opiekę modą wampirzycę, obaj już dawno wróciliby, by mieć oko na Beau i Dimitra.

Wilkołaki. Wiedział, że działo się w związku z nimi sporo, nie tylko przez wzgląd na nieszczęsną ceremonię sprzed kilku dni. Już wcześniej straż ucierpiała, nie wspominając o tym, że z zamieszkujących twierdzę młodzików nie pozostał nikt. Wszystko z kolei sprowadzało się do jednej istoty – pierwotnego Charona. Lucas nie mógł pozbyć się wrażenia, że i tym razem atak akurat na dom Rosalee nie był przypadkowy.

– Jest... spokojnie.

Matthew dosłownie wyjął mu te słowa z ust. Wymienili krótkie, wymowne spojrzenia, w gruncie rzeczy nie potrzebując niczego więcej, by dojść do porozumienia. Coś było nie tak, a panująca dookoła cisza jedynie jeszcze bardziej wszystko komplikowało. Cholera, jeśli to był wilkołak, atak powinien wyglądać zupełnie inaczej. Przynajmniej Lucas miał dość doświadczeń z tymi istotami, by spodziewać się czegoś więcej niż wybitego okna i odrobiny hałasu. Zabawa w kotka i myszkę nie pasowały do porywczej istoty, która traciła cierpliwość ot tak. Nawet jedno dziecko księżyca potrafiło być problematyczne, w najgorszym wypadku będąc w stanie dokonać w pojedynkę małej masakry, jeśli dać mu po temu okazję.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VIII: ŁOWCA] (TOM 2/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz