Nikt nie spodziewałby się, że to przemiana w wampirzycę okaże się kluczem do odzyskania wspomnień. Tak przynajmniej myśli Beatrycze, póki nie odkrywa, że nieśmiertelność w najmniejszym stopniu nie rozwiązuje dręczących ją problemów. Choć odzyskała p...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Rafael
Emocje zmieniały wszystko. Sądził, że zdążył oswoić się z tą myślą, a jednak tkwiąc w tej ogromnej sali i spoglądając wprost w nieludzką, niepokojącą twarz ojca zrozumiał, że nie był nawet bliski takiego stanu. Poznanie Eleny przyniosło ze sobą więcej konsekwencji, niż mógłby przypuszczać. Sprawiło, że w którym czasie zmieniło się więcej, aniżeli przez całe, liczące sobie całe tysiąclecia życie.
Gdyby rok wcześniej ktoś powiedział mu, że zostanie wrogiem Ciemności, roześmiałby mu się w twarz. W gruncie rzeczy do Rafaela wciąż nie dochodziło, że właśnie przeciwstawił się ojcu. Do samego końca liczył na coś, o czym dobrze wiedział, że było niczym pogoń za cudem – kolejnym, bo już samo to, że pozwolił omotać się na wpół ludzkiej istocie, wydawało się niedorzeczne. Nie zmieniało to jednak faktu, że Elena obudziła w nim coś, o istnienie czego nawet się nie podejrzewał. Teraz z kolei był gotów zrobić wszystko, byleby zapewnić tej dziewczynie bezpieczeństwo.
W tym wszystkim już od dawna nie chodziło o rozkazy. O tym również wiedział, a jednak...
A potem wylądował w tej sali, całym sobą czując, że zabrnęli do punku, z którego nie było powrotu. Spoglądał na Elenę – przerażoną, a jednak wciąż pełną blasku, bliską zgodzenia się na coś, co nigdy nie powinno się wydarzyć... Widział ją, słuchał i jakoś nie wątpił, że byłaby skłonna wplątać się w układ, który nie przyniósłby niczego dobrego. Rafael dobrze wiedział, jaki czarujący potrafił być jego ojciec. Ciemność wabiła, bez większego wysiłku owijając sobie wokół palca każdego, kto znalazł się na jej drodze. Kto jak kto, ale zwłaszcza służące tej istocie demony wiedziało, co oznaczała choćby próba sprzeciwienia się właśnie tej istocie. Ojciec prędzej czy później zawsze dostawał to, czego chciał – od tej zasady nie było żadnych wyjątków.
Teraz z kolei chciał Eleny. I chociaż dawny Rafael zgodziłby się na to bez zbędnych pytań i cienia wątpliwości, tym razem nie mógł spokojnie siedzieć i czekać. Nie, skoro tutaj już od dawna nie chodziło o przypadkową dziewczynę, którą chronił tylko po to, żeby umarła w odpowiednim momencie.
Raz po raz nerwowo zaciskał dłonie w pięści. Momentalnie poczuł opór ze strony zdrowego rozsądku – tej skupionej na przeżyciu, zdyscyplinowanej cząstki siebie, która nakazywała mu się cofnąć i nie prowokować Ciemności. Mimo obaw podszedł bliżej, podświadomie wyczekując ataku... Czegokolwiek, do czego przecież prędzej czy później musiało dojść. Ojciec nie tolerował nieposłuszeństwa i zdążył to już udowodnić, tak po prostu nasyłając Łowcę na niczego nieświadomego Huntera.
W tamtej chwili do demona dotarło, że nieformalny konflikt, w którym trwali od chwili, w której zadeklarował się Elenie, nigdy tak naprawdę nie był brany przez Ciemność na poważnie. Czego oczekiwał? Ta kolacja przypominała farsę, prowadzącą do z góry zaplanowanego zakończenia. Wszystko było grą, do której dostosowywali się przez tyle czasu. Zwłaszcza on czekał na cios, który nie nadchodził, naprzemiennie to miotając się, to znów nabierając nadziei na pogodzenie priorytetów z wolą ojca. Jakaś jego cząstka do samego końca wierzyła, że może mogli się porozumieć, jakkolwiek miałoby do tego dojść. Słowa, które padły podczas spotkania, niejako podtrzymywały tę wiarę – aż do momentu, w którym prawdziwe intencje wyszły na jaw, a do Rafaela dotarło, że tak naprawdę nie miał na co liczyć.