Miriam
Oddychanie wciąż bolało, ale nie chciała o tym myśleć. O tym, że jej ciało dochodziło do siebie z opóźnieniem tym bardziej, zwłaszcza że jakoś nie wątpiła, że wszystko było zasługą Ciemności. Czuła jego obecność i wpływ całą sobą – to ciągłe napięcie, gniew i świadomość, że wystarczył jeden jego gest, by wszyscy ostatecznie pożegnali się z życiem.
Czuła to tym wyraźniej, skoro siedział tuż obok niej.
Zajmowała miejsce po prawej stronie Ciemności, gotowa przysiąc, że ją obserwował – i to nawet wtedy, gdy zarazem skupiał uwagę na kimś innym. Siedziała wyprostowana niczym struna, milcząc i bezmyślnie wpatrując się w pusty talerz. Nerwowo zaciskała usta, próbując sprawiać wrażenie obojętnej i spokojnej, choć w rzeczywistości żadne z tych określeń do niej nie pasowało. W rzeczywistości siedziała dosłownie jak na szpilkach, pod stołem dyskretnie zaciskając dłonie w pięści. Serce waliło jej jak oszalałe, zdradziecko trzepocząc się w piersi i skutecznie zaprzeczając pozorom, które usiłowała stwarzać.
Wiedziała, że to spotkanie nie przyniesie niczego dobrego. Zdawała sobie z tego sprawę od pierwszej chwili, odkąd tylko przekroczyła próg tego miejsca. Dotychczas mogła wmawiać sobie, że postępuje słusznie – tkwiła u boku Rafaela, kierując się emocjami i pobudkami, które już mu tłumaczyła – ale prawda była zgoła inna.
Nie dało ot tak przygotować się na prawdziwy konflikt z ojcem. Teraz rozumiała to lepiej niż mogłaby sobie tego życzyć, w równym stopniu świadoma również tego, że było za późno. Zabrnęła za daleko, zresztą nawet gdyby chciała, nie mogłaby zmienić decyzji. Trwała u boku Rafy zbyt długo, by ot tak zostawić go samego, niezależnie od tego, czy w ten sposób zachowałaby życie.
Dłoń Miriam drgnęła, ale demonica zdołała powstrzymać się przed instynktownym uniesieniem ręki do gardła. W zamian mocniej zacisnęła palce, obojętna na nieprzyjemne uczucie, które zaczęło towarzyszyć jej w chwili, w której wbiła paznokcie we wnętrze dłoni.
Prawda była taka, że śmierć wcale nie wydawała się aż taką złą perspektywą. Zwłaszcza w ostatnim czasie miała okazję się o nią otrzeć – czy to podczas spotkania z Hunterem, czy też zaledwie chwilę wcześniej, czując napierające na skórę ostrze. To ostatnie wciąż nie dawało jej spokoju, sprawiając, że musiała jeszcze bardziej się skupić, by nie zacząć drżeć. Okazywanie strachu nigdy nie było dobrym pomysłem, tym bardziej w przypadku kogoś, kto nie przywykł, żeby się bać. To wmawiała sobie od wieków – że lęk był słabością, a pozwalając sobie na jego odczuwanie aż prosiła się o to, żeby zginąć. Udawała, chociaż w nie sądziła, by przy świadomej każdego jej ruchu Ciemności było to możliwe. To, że demony z natury wyczuwały strach, dosłownie się nim żywiąc, pozostawało sprawą drugorzędną.
Atmosfera była tak gęsta, że przy odrobinie szczęścia dałoby się ją pokroić nożem. Wymowna cisza i niewypowiedziane słowa zawisły gdzieś pomiędzy nimi, zdecydowanie nie pasując do ujmującego uśmiechu, który gościł na ustach zajmującej sam szczyt zastawionego stołu istoty. Czarne oczy jakby od niechcenia przesuwały się po zebranych, Mira jednak zauważyła, że niezmiennie uciekały zwłaszcza do jednej osoby – do wyróżniającej się na tle mroku, całkiem wytrąconej z równowagi Eleny. Jasne włosy opadły dziewczynie na twarz, ale nawet mimo tego Miriam była gotowa przysiąc, że szwagierka była przerażona. Cóż, tak naprawdę to czuła, choć w tamtej chwili trudno było jej odróżnić własny strach od tego, który bił od pozostałych.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA VIII: ŁOWCA] (TOM 2/2)
FanfictionNikt nie spodziewałby się, że to przemiana w wampirzycę okaże się kluczem do odzyskania wspomnień. Tak przynajmniej myśli Beatrycze, póki nie odkrywa, że nieśmiertelność w najmniejszym stopniu nie rozwiązuje dręczących ją problemów. Choć odzyskała p...