Nikt nie spodziewałby się, że to przemiana w wampirzycę okaże się kluczem do odzyskania wspomnień. Tak przynajmniej myśli Beatrycze, póki nie odkrywa, że nieśmiertelność w najmniejszym stopniu nie rozwiązuje dręczących ją problemów. Choć odzyskała p...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Otworzyła i zaraz zamknęła usta, niezdolna wykrztusić z siebie choćby słowa. To zdecydowanie nie zdarzało jej się często, zwłaszcza że w emocjach zwykle mówiła jeszcze więcej i szybciej niż zazwyczaj. W tamtej chwili jednak Issie miała w głowie przede wszystkim pustkę, przez krótką chwilę gotowa przysiąc, że ominęło ją coś bardzo ważnego.
Choćby to, że nagle wylądowała na zupełnie innej planecie.
Potrząsnęła głową, coraz bardziej skołowana. Czy to możliwe, by wyostrzone zmysły były zawodne? Skoro do tej pory wszelakie bodźce wręcz porażały ją swoją intensywnością, jak mogło jej umknąć coś tak istotnego jak chociażby... nagłe pojawienie się śniegu? We Florencji i to po tym, jak już zaczęła oswajać się z myślą, że najpewniej go tu nie uświadczy? A jednak w tamtej chwili zalegał na ziemi u jej stóp – i zresztą nie tylko tam! Drzewa również pokrywała świeża warstwa świeżego puchu, na pierwszy rzut oka tak miękkiego i intensywnie białego, że Marissa momentalnie zapragnęła go dotknąć.
Zerknęła na Matta, ale ten nie patrzył na nią, udając zainteresowanego plątanina gałęzi nad ich głowami. I tak była gotowa przysiąc, że ją obserwował, zerkając nań w tak subtelny sposób, że nie miała szans tego zauważyć. Dlaczego nie, skoro w tamtej chwili nic z tego, co ją otaczało, nie miało sensu? To po prostu nie mogło być prawdziwe, a jednak...
Poruszając się w pełni ludzkim tempem, osunęła się na kolana. Dłonie natychmiast wyciągnęła przed siebie, choć bała się, że gdy tylko spróbuje dotknąć śniegu, ten ot tak się rozpłynie – i to bynajmniej nie dlatego, że mógłby nie wytrzymać temperatury. Spodziewała się... naprawdę wielu rzeczy, ale na pewno nie tego, że pod palcami poczuje chłód i miękkość zalegającej na ziemi brei. Wydawała się prawdziwa, choć Issie nie odbierała niskiej temperatury tak jak do tej pory. Po prostu wiedziała, że miała do czynienia z czymś lodowatym, nawet jeśli chłód już nie robił na niej najmniejszego wrażenia.
Śnieg. Klęczała we śniegu...
A przed nią jak gdyby nigdy nic, w całej swoje okazałości, znajdowało się zamarznięte jezioro. Nie przypominała sobie, by w pobliżu domu Rosalee znajdowało się aż tak urokliwe miejsce, nie wspominając o warunkach, które aż prosiły się o jedno. Z niedowierzaniem potrząsnęła głową, palce wciąż zagrzebując we śniegu i szukając jakichkolwiek oznak tego, że ten był co najwyżej wytworem jej wyobraźni. Musiał być. Tak jak i lśniące, idealnie gładkie lodowisko, które jakby specjalnie dla niej utworzyła zamarznięta woda.
– Co do...? – wykrztusiła z trudem.
Znów spojrzała na Matta, nie dbając o tym, że musiała przy tym wyglądać co najmniej tak, jakby była obłąkana. Wpatrywała się w niego rozszerzonymi oczyma, sama niepewna w jaki sposób powinna się zachować – rzucić mu na szyję czy może porządnie przyłożyć, najlepiej właśnie śniegiem, by w pełni dotarło do niego, co sądziła o takich niespodziankach. Ba! O jakichkolwiek, a już w szczególności tych, przez które czuła się tak, jakby w każdej chwili mogła zejść na zawał.