Dwieście osiemdziesiąt trzy

11 2 0
                                    

Jaques

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Jaques

Stojąca w progu kobieta uśmiechnęła się. Była smukła, jasnowłosa i – och, ta kwestia nie pozostawiała najmniejszych wątpliwości – nieśmiertelna. Krwiste oczy mówiły same za siebie, tak jak i nienaturalnie blada cera. Co więcej, miała w sobie coś takiego, co momentalnie zapadało w pamięć. Zarówno jej postawa, jak i spojrzenie, wydawały się sugerować, że w pomieszczeniu pojawił się ktoś ważny, kto zasługiwał na równie wiele szacunku, co i sama Isobel.

Amelie, przeszło Jaquesowi przez myśl. Nie spotkał jej wcześniej, ale ta kobieta po prostu pasowała mu do kogoś, kto mógłby należeć do wielokrotnie wspomnianego w podaniach Śmiertelnego Kwartetu. Królowa zresztą już wcześniej o nią pytała, najwyraźniej spodziewając się nadejścia tej ze swoich podwładnych. Zresztą kto inny byłby na tyle bezczelny, by pozwolić sobie na spóźnienie.

Zauważył, że twarz Isobel wykrzywił grymas. Wyprostowała się niczym struna, gniewnie spoglądając ku drzwiom. Jakby tego było mało, wcale nie wpatrywała się w Amelie, choć to ta kroczyła przodem, bez chwili wahania ruszając w głąb pomieszczenia.

Robi się coraz ciekawiej.

Nie wiedział w jaki inny sposób wytłumaczyć obecność osoby, która towarzyszyła wampirzycy. Gabriel Licavoli był ostatnim, którego Jaques spodziewał się zobaczyć w tym miejscu. W zasadzie którykolwiek przedstawiciel tego rodu po prostu tutaj nie pasował. Jeśli dobrze udało mu się zorientować, królowa coś do nich miała i to ze wzajemnością. Z drugiej strony, jego myślenie opierało się przede wszystkim na tym, jak przebiegło jego ostatnie spotkanie z Laylą i Isabeau. Każda z nich miała dość powodów, żeby chcieć się zemścić, więc co tu dopiero mówić o ich bracie?

Och, Licavoli zawsze bywali problematyczni.

Nic nie wskazywało na to, by Gabriel go zauważył. Cóż, przynajmniej na razie, bo wydawał się bardziej zaintrygowany miejscem, w którym się znalazł. Na pierwszy rzut oka wydawał się równie rozluźniony, co i Amelie, zupełnie jakby wparowywanie w sam środek urządzanych przez Isobel spotkań było czymś, co zdarzało mu się nie raz. Jedynie czujne spojrzenie, którym wodził na prawo i lewo, sugerowało, że rzeczywistość była nieco inna, a nieśmiertelny przejmował się bardziej niż raczył przyznać.

Cisza miała w sobie coś przenikliwego, bardziej niepokojącego niż chwilę wcześniej, gdy uwaga skupiała się na miotającej w gniewnie królowej. Potrzeba było kilku sekund, by pierwszy szok minął, a wszystko potoczyło się bardzo szybko.

Isobel kolejny raz zaskoczyła go błyskawicznymi ruchami, stanowiącymi wzywanie nawet dla wyostrzonych zmysłów. Dosłownie zmaterializowała się na drugim krańcu pomieszczenia, rzucając na Gabriela z gracją polującej pantery. Nawet nie drgnął, kiedy bezceremonialnie przycisnęła go do ściany – i to w na tyle gwałtowny sposób, że jeden ze zdobiących ją obrazów z hukiem spadł na ziemię.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VIII: ŁOWCA] (TOM 2/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz