Trzysta pięćdziesiąt sześć

9 2 0
                                    

Jocelyne

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Jocelyne

Czuła się, jakby znikała. Trwała w nicości, a przynajmniej tak jej się wydawało. Nicość. Zawisła gdzieś w pustce, a może po prostu przestała istnieć, ale…

Tyle że wtedy byłaby spokojna. Tak przynajmniej sądziła, bezskutecznie próbując zapanować nad mętlikiem w głowie. Zmysły podsuwały jej bodźce, które nie należały do niej. Chyba, bo chwilami sama nie miała pewności, kim tak naprawdę była. Ktoś inny pociągał za sznurki – trochę jak podczas tych dziwnych snów, kiedy krążyła bez celu i szukała… szukała czegoś.

Szukała kogoś.

Wszystko przypominało właśnie kolejny z nieskładnych snów. Znów błądziła, szukając zrozumienia i odpowiedzi na pytania, które brały się znikąd. „Gdzie jesteś?!” – cisnęło jej się na usta, ale nawet nie potrafiła stwierdzić, do kogo miałaby skierować te słowa. Ale potrzebowała tej osoby. Szukała, gotowa przysiąc, że jeśli nie dotrze do celu, oszaleje.

Chwilami nabierała pewności, że coś było nie tak. Wiedziała, że ma na imię Jocelyne i dzieje się coś, nad czym powinna zapanować. Problem polegał na tym, że nie miała pojęcia jak, zresztą za każdym razem, gdy wydawała się bliska tego, by w końcu zrozumieć, ponownie lądowała w nicości. To uczucie miało w sobie coś niepokojąco znajomego, choć do dziewczyny nie od razu dotarło, kiedy ostatnim razem tego doświadczyła.

Ale był taki raz. Zaledwie jeden, ale to wystarczyło. Dawno, jakby w innym życiu, kiedy pozwoliła, żeby Beatrycze przejęła…

Och, ale ona zrobiła to tylko na chwilę. Nie miała złych zamiarów, a po wszystkim pozwoliła Joce wrócić do siebie.

Ta istota – kimkolwiek była – nie miała takiego zamiaru.

Przebudzenie przyszło tylko na chwilę, wraz z paraliżującym bólem, który wydawał się porażać całe jej ciało. Uświadomiła sobie, że klęczy na ziemi, przez chwilę pewna tylko jednego: tego, że niespójne szepty, które nagle wdarły się do jej umysły, w każdej chwili mogłyby zdołać rozerwać jej głowę. Ból okazał się gorszy i bardziej przenikliwy niż ten, którego doświadczyła pod wpływem blokujących nadnaturalne zdolności leków. Prawdziwy problem polegał na tym, że mogła ich usłyszeć – odległych, tkwiących jakby w innej rzeczywistości, ale obecnych. Umarli szeptali, przekrzykując się wzajemnie i wzywając ją, choć Joce nie była w stanie im odpowiedzieć. Tak naprawdę nie chciała.

Chyba krzyknęła, ale nie miała pewności. Pamiętała za to uderzenie mocy, kiedy w przypływie frustracji dała upust wszystkiemu, co narastało w jej wnętrzu. Na krótką chwile poczuła się lepiej, ale wystarczyła chwila, by wszystko wróciło – szepty, ból i poczucie, że jakaś niewidzialna siła znów próbuje zepchnąć ją w nicość. Tak naprawdę tylko jedna osoba wciąż miała kontrolę i to nawet wtedy, gdy Joce udawało się otrząsnąć na tyle, by zaczęła rozumieć, co działo się wokół niej.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VIII: ŁOWCA] (TOM 2/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz