Nikt nie spodziewałby się, że to przemiana w wampirzycę okaże się kluczem do odzyskania wspomnień. Tak przynajmniej myśli Beatrycze, póki nie odkrywa, że nieśmiertelność w najmniejszym stopniu nie rozwiązuje dręczących ją problemów. Choć odzyskała p...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Claire
– Co tu robimy? – zapytała, niespokojnie rozglądając się po okolicy.
Nie znała tej części Seattle. Co prawda wszystko wskazywało na to, że znajdowali się w dzielnicy portowe, ale nawet ta wiedza nie wydała się Claire wystarczająca. Jakby tego było mało, zamiast przejmować się, że właśnie wylądowała w jakimś ślepym zaułku w towarzystwie dwójki w zasadzie obcych nieśmiertelnych – w tym ciotki, której miała do zarzucenia naprawdę wiele – była w stanie myśleć wyłącznie o tym, że właśnie tracili czas.
Claudia nie odpowiedziała, milcząca i pogrążona we własnych myślach. W tamtej chwili po raz kolejny zachowanie kobiety skojarzyło się Claire z tym, w jaki sposób zazwyczaj reagował Rufus. Kiedy w grę wchodził jakikolwiek plan, tata zwykle nie dbał o wyjaśnienia i wnikanie w szczegóły. Och, tak po prawdzie wampir po prostu liczył na to, że ewentualne towarzystwo albo zrezygnuje, albo w cudowny sposób domyśli się, co chodziło mu po głowie i bez słowa protestu się dostosuję. I to najlepiej bez zadawania zbędnych pytań.
Claire westchnęła, po czym wymownie spojrzała na Olivera. Po wyrazie jego twarzy poznała, że rozumiał niewiele więcej od niej. Jakkolwiek by jednak nie było, on bez wahania podążał za Claudią – krok w krok, niczym cień albo osobisty strażnik. Cisza w jego przypadku nie była niczym nowym, ale Claire i tak mimochodem pomyślała, że nie obraziłaby się nawet za kilka naskrobanych pośpiesznie karteczek – czy to z informacjami, czy jakimiś nic nie znaczącymi frazesami.
– Claudio… – zaczęła raz jeszcze, ale doczekała się wyłącznie przeciągłego westchnienia. Zaraz po tym wampirzyca jednak zdecydowała się na nią spojrzeć, przy okazji skutecznie zamykając bratanicy usta.
– Myślę. Naprawdę łatwiej o to, kiedy pracuje się w ciszy, wiesz?
Coś w tych słowach sprawiło, że Claire zapragnęła się nerwowo roześmiać. Słodka bogini, zdecydowanie jakby słyszała ojca! Tym razem chcąc nie chcąc zdecydowała się zachować tę uwagę dla siebie, podejrzewając, że gdyby po raz wtóry spróbowała zasugerować coś podobnego Claudii, jak nic wylądowałaby w pobliskiej zatoce.
– Nie próbuję cię poganiać – zapewniła, chociaż obie wiedziały, że to było kłamstwo. Cóż, do pewnego stopnia na pewno. – Ale nie rozumiem, co robimy w mieście. Myślałam… – dodała, ale w ostatniej chwili ugryzła się w język.
„Myślałam, że chcesz pomóc”. Dokładnie te słowa cisnęły jej się na usta, ale Claire mimo wszystko nie zdecydowała się ich wypowiedzieć. Tak naprawdę Claudia niczego nie musiała. Dawała jej to do zrozumienia od samego początku, choć zarazem z jakiegoś powodu wciąż była obok. Cóż, nigdy tak naprawdę otwarcie nie wyrzuciła jej za drzwi, nawet jeśli zmienne nastroje wampirzycy sugerowały, że miała na to ochotę. Jakkolwiek by jednak nie było, ostatecznie sama zaryzykowała przyjście aż do domu Licavolich, a to o czymś świadczyło.