Nikt nie spodziewałby się, że to przemiana w wampirzycę okaże się kluczem do odzyskania wspomnień. Tak przynajmniej myśli Beatrycze, póki nie odkrywa, że nieśmiertelność w najmniejszym stopniu nie rozwiązuje dręczących ją problemów. Choć odzyskała p...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Leana
Chyba śniła. Błądziła w ciemnościach, coraz bardziej zapadając się w pustkę. Uczucie było dziwne i niepokojąco znajome, choć Leana nie potrafiła sobie przypomnieć, kiedy doświadczyła go po raz ostatni. Tym bardziej nie była w stanie zrozumieć, skąd brał się paniczny lęk, który towarzyszył jej przez cały ten czas, ale...
Na pewno nie pamiętasz?
Ten głos... Rozpoznała go momentalnie, w efekcie przez chwilę czując się tak, jakby ktoś zdzielił ją czymś ciężkim po głowie. Chciała krzyknąć, ale z jej piersi nie wyrwał się nawet najcichszy dźwięk. A może w nicości słowa po prostu nie miały racji bytu? Mogła co najwyżej zgadywać, ale to i tak nie miało znaczenia. Liczyła się wyłącznie napierająca ze wszystkich stron pustka – to, ciemność i... palący ból.
Przez krótką chwilę znów czuła jego dłonie na swoim ciele. Kojący, uwodzicielski szept, kiedy obiecywał, że jest dla niego ważna – i to tylko po to, by po chwili przeszyć jej ciało, upuszczając krwi tylko po to, by wezwać Łowcę. Ta istota powróciła, bo ona...
Ale było coś jeszcze – odległe wspomnienie, które Leana już dawno wyrzuciła z pamięci. Nagle wróciło w tak wyraźny, oszałamiający sposób, że to wydawało się wręcz nieprawdopodobne. Wystarczyło, by kobieta natychmiast zapragnęła paść na kolana, chwycić się za głowę, a potem już tylko krzyczeć – tak długo aż jej własny wrzask pozwoliłby uciec jej od tego, czego przecież nie chciała pamiętać.
Palący ból, pływ krwi i... samotność.
Umierała w samotności, bo Beatrycze ją zostawiła...
Obudziła się gwałtownie, prostując niczym struna i z trudem chwytając oddech. Obraz na moment zamazał jej się przed oczami, dziwnie zniekształcony, choć jakaś cząstka Leany wiedziała, że to nie powinno mieć miejsca. Dopiero gdy – trzęsąc się przy tym na całym ciele – otarła policzki, uprzytomniła sobie, że w którymś momencie musiała się popłakać. Wspomnienie snu wciąż kłębiło się gdzieś w jej umyśle, choć robiła wszystko, by trzymać je na dystans – tam, gdzie było jego miejsce.
Potrzebowała dłuższej chwili, by nad sobą zapanować. W panice powiodła wzrokiem dookoła, niespokojnie wodząc wzrokiem dookoła, zanim w pełni uporządkowała sobie to, co się stało. Siedziała na łóżku w całkowicie obcej, bardzo ciasnej sypialni – niewielkim pokoiku, w którym meble ustawiono w taki sposób, że zabrakło miejsca na cokolwiek innego. Dosłownie. Poza niewielką szafką nocną, porozrzucanymi ciuchami i stosem papierów, których treść i tak jej nie zainteresowała, nie była w stanie dostrzec niczego.
Jęknęła, po czym ukryła twarz w dłoniach. Potarła skronie, świadoma wyłącznie nieprzyjemnego pulsowania w skroniach i wciąż narastającego uścisku w piersi. Oddychała szybko i płytko, wciąż wytrącona z równowagi i dziwnie słaba. W gruncie rzeczy marzyła o tym, by na powrót ułożyć się do snu i odpłynąć na jeszcze kilka godzin, ale nie była w stanie się do tego zmusić.