Dwieście trzydzieści

20 2 0
                                    

Isabeau

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Isabeau

Wypadła na korytarz. Usłyszała huk, kiedy drzwi najpierw uderzyły o ścianę, a potem wróciły na swoje miejsce, zamykając się tuż za jej plecami, ale prawie nie zwróciła na to uwagi. Bez słowa popędziła przed siebie, w tamtej chwili marząc wyłącznie o tym, by znaleźć się jak najdalej od pokoju Alessi.

Obraz raz po raz rozmazywał jej się przed oczami, ale zrzuciła to na pęd. Wiedziała, że to bez sensu, zwłaszcza że od lat dysponowała wyostrzonymi zmysłami, ale z uporem próbowała odsunąć od siebie myśl, że tak naprawdę po prostu płakała. Łzy wciąż cisnęły jej się do oczu, równie uciążliwe, co i raz po raz powracające myśli – w tym również słowa, które padły z ust Ali.

Moja Isabeau...

Zacisnęła dłonie w pięści. Drżała na całym ciele, jedynie cudem utrzymując się w pionie. Wciąż posuwała się naprzód, choć całe jej ciało wydawało się lgnąć ku dołowi. To było tak, jakby nagle zaczęło ważyć tonę, z uporem ciągnąc wampirzycę niżej i niżej. Czuła się bardziej roztrzęsiona niż w siedzibie łowców, po tym jak Rufus zabrał ją z zasięgu tego dziwnego wykorzystującego dźwięk urządzenia, które przeciwko niej wykorzystał Jaques.

Mętlik w głowie coraz bardziej dawał jej się we znaki, choć to okazało się niczym w porównaniu z całą mieszanką narastających w jej wnętrzu emocji. Tak naprawdę miała ochotę krzyczeć, przytłoczona wciąż rozchodzącej się po całym ciele goryczy. Moja bogini jest martwa, powtórzyła w myślach i te słowa jedynie spotęgowały pustkę, którą odczuwała już od jakiegoś czasu. To było coś, co zaczęło się tuż po śmierci Allegry, stopniowo narastając i teraz w końcu znajdując ujście. Sądziła, że gdy w końcu postawi sprawę jasno, pozwalając rozbrzmieć wszystkim wątpliwościom, które przez tyle czasu w sobie pielęgnowała, poczuje się lepiej, ale gdy przyszło co do czego...

To nie miało być tak. A ona nie miała pojęcia, co robić.

– Isabeau!

Z wrażenia omal nie potknęła się o własne nogi. Z opóźnieniem dotarło do niej, że ktoś powtórzył jej imię przynajmniej kilka razy, wyraźnie nie zamierzając odpuścić. Wyczuła ruch za plecami, ale nie odwróciła się, choć instynktownie zwolniła, nagle nie ufając własnej koordynacji. Miała wrażenie, że w każdej chwili mogłaby się wywrócić i choć upokorzenie się w ten sposób stanowiło najmniej istotny z dręczących ją problemów, nie zamierzała sobie na to pozwolić.

W pierwszym odruchu pomyślała, że to Carlisle, zwłaszcza że to byłoby do niego podobne – pójść za nią w momencie, w którym miała ochotę wyzywać na czym świat stoi. To nie byłby pierwszy raz, gdy próbowałby ją w ten sposób dręczyć, tym bardziej że sprawa dotyczyła wiary. Albo raczej jej braku, choć to niewiele zmieniało, skoro nie miała co liczyć na święty spokój. Inna sprawa, że pod wieloma względami nigdy nie zgadzali się w kwestii poglądów, ale to w tamtej chwili wydawało się najmniej ważne.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VIII: ŁOWCA] (TOM 2/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz