Dwieście trzydzieści dwa

24 2 0
                                    

Alessia

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Alessia

Po wyjściu brata poczuła się jeszcze bardziej zmęczona. W zasadzie gdyby nie to, że Damien nie był sam, poprosiłaby, żeby został. Wiedziała, że by jej nie odmówił, a przeleżenia kilku kolejnych godzin w znajomych ramionach bliźniaka, wydawała się nader kojąca. Już od dawna nie bała się, że ich relacja mogłaby kolejny raz pójść w złym kierunku, w końcu wyglądając tak, jak od samego początku powinna. A przynajmniej Ali miała taką nadzieję.

Tak czy inaczej, czuła się pusta. Martwiał się o Ariela i Isabeau, dodatkowo zadręczając sposobem, w jaki pokój opuściła ta druga. Przynajmniej bliskość brata miała w sobie coś kojącego, zwłaszcza że po spotkaniu z nią Damien wyraźnie się uspokoił. Co prawda robił wszystko, by odciąć ją od siebie i skrajnych emocji, ale w takich chwilach więź robiła swoje, więc Alessia i tak wiedziała więcej, aniżeli chłopak mógłby sobie życzyć.

Była jeszcze Liz, która wytrąciła ją z równowagi bardziej niż ktokolwiek inny. Wciąż pamiętała swoje rozterki z hotelu i później, kiedy chcąc nie chcąc miotała się, nie potrafiąc stwierdzić jakie emocje wzbudzała w niej dziewczyna brata. To nie tak, że obwiniała ją o śmierć Allegry albo to, że w którymś momencie sytuacja zaczęła ją przerastać. Naprawdę potrafiła to zrozumieć, choć sama nigdy nie była cudownie niewinnym człowiekiem, któremu nagle przyszło zderzyć się z brutalną rzeczywistością. Elizabeth miała powody, by się bać, a tym bardziej zdecydować na ucieczkę, ale...

A teraz była tutaj. I choć bez wątpienia ją to przerażało, odważyła się nawet na to, by otworzyć sobie dla Alessi żyły. Dziewczyna jakoś nie wątpiła, że decyzja śmiertelniczki wynikała przede wszystkim z sympatii do Damiena, ale i tak ją ceniła, zresztą nie sądziła, by w takim wypadku w grę po prostu wdzięczność. Czegoś takiego nie robiło się tylko w podzięce za uratowanie życia.

Bezwiednie przesunęła wargami po ustach. Wciąż czuła słodycz krwi, ale starała się o tym nie myśleć. Wystarczyło, że niewiele brakowało, by jednak ją poniosło, choć nie sądziła, że kiedykolwiek do tego dojdzie. Wciąż nie czuła się tak dobrze, jak mogłaby tego chcieć, ale dzięki bratu i Elizabeth choć trochę rozjaśniło jej się w głowie. Przynajmniej głód telepatyczny ustąpił na tyle, by łatwiej było jej myśleć, choć wciąż czuła się przede wszystkim wymęczona. Z drugiej strony, nie wyobrażała sobie, że mogłaby zasnąć, zwłaszcza po wszystkim, co się wydarzyło. Jakaś jej cząstka pragnęła popędzić i sprawdzić, co z Isabeau, o Arielu nie wspominając, ale Ali dobrze wiedziała, że nie ma na co liczyć. Poniekąd nawet nie chciała wiedzieć, przynajmniej na razie.

– Wszystko dobrze, kochanie?

Zamrugała nieco nieprzytomnie. Damien ułożył ją do snu i nawet była bliska tego, żeby zasnąć, choć tak bardzo tego nie chciała. Myślami wciąż była daleko, przez co pawie zdążyła zapomnieć, że nie wszyscy opuścili pokój. Mimo wszystko nie była zaskoczona tym, że to Carlisle przysiadł tuż obok niej, spoglądając na nią z troską.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VIII: ŁOWCA] (TOM 2/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz