Trzysta dwadzieścia siedem

10 2 0
                                    

Renesmee

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Renesmee

Ułamki sekund - tylko tyle potrzeba było, żeby wszystko poszło nie tak. Zrozumiałam to w chwili, w której ta dziwna, cienista istota wyjęła z mojej dłoni kryształ, choć uderzenie mocy, które nastąpiło zarazem po tym okazało się niczym w porównaniu do tego, co przyniosły kolejne godziny.

Odkrycie, że znów wylądowałam w jakimś obcym miejscu, na dodatek całkiem sama, również nie okazało się aż tak oszałamiające. Cholera, może to ja zaczynałam do tego przywykać, w gruncie rzeczy przez cały ten czas obawiając się, że w którymś momencie bezpieczne zawieszenie, w którym trwałam tyle czasu, dobiegnie końca. Co więcej, jakaś część mnie obawiała się, że gdy do tego dojdzie, wcale nie stanie się to dzięki temu, że znajdę jakiś sposób na powrót do ciała. Podświadomie wyczekiwałam chwili, w której znów przyszłoby mi błądzić w mroku, chwytając się resztek zdrowych zmysłów albo... czegokolwiek innego. W tym nawet widoku świata, który stworzyła Ciemność.

Gdyby chodziło tylko o to, mogłabym jakoś to znieść. Błądzenie po lesie doprowadzało mnie do szaleństwa, choć nie aż tak jak poczucie, że już kiedyś byłam w tym miejscu. Rozpoznawałam okolicę, każdą z przecinających się ścieżek, sposób w jaki teren to się wznosił, to znów opadał. Jak miałoby być inaczej, skoro nauczyłam się poruszać po tym konkretnym lesie już jako dziecko, dzięki czemu dobrze wiedziałam, gdzie powinnam się udać, żeby wrócić do domu?

Byłam w Forks. Albo w jakiejś zmienionej, opustoszałej jego wersji, bo szczerze wątpiłam, bym nagle wylądowała... Cóż, w domu. Na dodatek z poczuciem, że nagle stałam się bardziej materialna niż do tej pory.

Złe przeczucia nie opuszczały mnie, kiedy błądziłam po lesie. Nie zniknęły nawet wtedy, gdy gdzieś jakby z oddali doszedł mnie wyraźnie zaniepokojony, znajomy głos. Wystarczyła chwila, żebym rozpoznała mamę i - mimo poczucia, że coś zdecydowanie było nie tak - popędziła w kierunku, z której dochodziło jej nawoływanie. W pierwszym odruchu przyszło mi do głowy, że to niemożliwe, żeby Bella to była i że najpewniej na własne życzenie pakowałam się w pułapkę, ale nie dałam sobie czasu na wątpliwości. W zasadzie to po prostu kazałam mojemu zdrowemu rozsądkowi się zamknąć, chociaż na chwilę.

Nie chciałam zastanawiać się nad powodami, dla których mama się bała. Ba! Nie chciałam myśleć o tym, co tu robiła i gdzie w takim razie podziewali się Gabriel i Layla. Chciałam wierzyć, że tak naprawdę ten dziwny stan dotyczył wyłącznie mnie. W końcu mogłam spodziewać się, że zawieszenie między światami nie będzie wieczne, prawda? Zdecydowanie mogłam, a jednak...

A potem w końcu odnalazłam mamę i przekonałam się, że nie była sama. Zawahałam się, przez chwilę w oszołomieniu obserwując jak nerwowo szeptała coś do tulącego ją do siebie kurczowo, w żaden sposób nie reagującego na poszczególne słowa taty.

- Jestem tutaj - usłyszałam jej spięty głos. - Edwardzie...

- Tato? - zaniepokoiłam się. Zrobiłam krok naprzód, w tamtej chwili nie myśląc, ile z tego, co działo się wokół mnie, było prawdzie. - Tato! - powtórzyła, z niejaką ulgą przyjmując to, że gdy podniosłam głos, jednak zdecydował się na mnie spojrzeć.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VIII: ŁOWCA] (TOM 2/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz