Dwieście siedemdziesiąt pięć

16 3 0
                                    

Elena

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Elena

Powinna się zawahać. Wiedziała o tym doskonale, nie tylko przez zdrowy rozsądek, ale wszystko to, co o Łowcy powiedział Rafael. Ta istota mieszała innym w głowach, zakrzywiając rzeczywistość lepiej niż niejeden demon i telepata.

Ale nie zrobiła tego. Tak po prostu ruszyła w głąb korytarza, ulegając rozbrzmiewającemu w jej głowie głosowi. Czuła, że postępowała jak ostatnia naiwna, ale nie czuła strachu. Przeciwnie – była gotowa przysiąc, że na końcu zaciemnionego korytarza czekało coś dobrego.

Rafa mnie zabije.

Tyle że nic nie wskazywało na to, by którykolwiek z demonów zauważył jej zniknięcie. Ich głosy ucichły, ale Elena prawie nie zwróciła na to uwagi. Szła szybko, palcami delikatnie badając ścianę korytarza, jakby w ten sposób mogła zapewnić sobie bezpieczeństwo. Droga była prosta, co nieco ją uspokoiło, zwłaszcza że w razie potrzeby wciąż mogła zawrócić. Sęk w tym, że absolutnie tego nie chciała.

Kojące zapachy przybrały na intensywności. Kwiaty, drzewa, owoce – doskonała mieszanka, która momentalnie skojarzyła jej się z pięknym, wiosennym ogrodem. Poczuła ciepło, choć nie miała pewności, skąd się brało. Wciąż tkwiła w ciemnościach, ale z łatwością wyobraziła sobie słoneczny dzień – jasny, przyjemny, nie zwiastujący niczego złego. Kiedy do tego wszystkiego usłyszała dźwięk przelewanej wody...

A potem gdzieś w ciemnościach dostrzegła światło. Zatrzymała się gwałtownie, na moment zamierając i bezmyślnie wpatrując się w narastający stopniowo blask. Światełko na końcu tunelu – to zdecydowanie nie zwiastowało dobrze, ale... nie bała się. No i nie przypominała sobie, by umierała, a to chyba też o czymś świadczyło.

Bez obaw, moja kochana.

Łagodny szept ponownie rozbrzmiał w jej głowie. Wydawał się owijać wokół niej, materialny i eteryczny zarazem, chociaż nie sądziła, że coś podobnego w ogóle było możliwe. Co więcej, Elena była gotowa przysiąc, że należał do kobiety, co w jakimś stopniu ją uspokoiło. Wiedziała, że Beatrycze słyszała Ciemność, ale za każdym razem w grę wchodził mężczyzna. To też nie musiało o niczym świadczyć, bo jakoś nie wątpiła, że ojciec Rafy byłby w stanie ją znieść, ale i tak nie była w stanie uwierzyć, że groziło jej niebezpieczeństwo. Nie tym razem.

Krótko obejrzała się przez ramię, ale w panującym za jej plecami mroku nie dostrzegła niczego. Mogła tylko zgadywać, jak daleko od Przedsionka była i czy sprzeczające się w głównej sali demony w ogóle zwróciły uwagę na to, że zniknęła. Pilnowanie cię idzie ci świetnie, Rafa, pomyślała z przekąsem, uśmiechając się smutno. Może powinna mieć wyrzuty sumienia, ale wcale ich nie czuła. Przecież nie robiła niczego złego, prawda? Rozbrzmiewający w jej głowie głos po prostu nie mógł należeć do kogoś, kto miał względem niej złe zamiary.

Usłyszała cichy szelest, kiedy zrobiła kolejny krok naprzód – ku światłu, które nagle zaczęło ją przyciągać. Wtedy też uświadomiła sobie, że miała skrzydła, choć nie przypominała sobie, by je przywoływała. W tym miejscu jestem sobą, przypomniała sobie to, co od samego początku sugerował jej Andreas. Przedsionek był dziwnym miejscem, którego działania wciąż nie była w stanie w pełni pojąć.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VIII: ŁOWCA] (TOM 2/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz