Nikt nie spodziewałby się, że to przemiana w wampirzycę okaże się kluczem do odzyskania wspomnień. Tak przynajmniej myśli Beatrycze, póki nie odkrywa, że nieśmiertelność w najmniejszym stopniu nie rozwiązuje dręczących ją problemów. Choć odzyskała p...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Isabeau
Nie miała pojęcia, jakim cudem do tego doszło. W zasadzie wszystko było nie tak, zresztą nie po raz pierwszy, ale to w najmniejszym stopniu nie czyniło sytuacji bardziej znośną. Poczucie winy tym bardziej, zaś Beau sama już nie była pewna, o co się obwiniała – o atak Charon, stan Ariela czy to, że chłopak tak po prostu wykorzystał okazję, by ze śmiertelną raną biegać sobie po mieście.
Najgorsze w tym wszystkim okazała się myśl, że w całym tym szaleństwie, jego zachowanie było najbardziej sensowne. Głupie i miała ochotę go za to zabić (O ile on... Ale o tym nie chciała myśleć.), ale jednak praktyczne. Na pewno lepsze od załamywania rąk i skupiania się na rzeczach o wiele mniej ważnych od życia bratanicy.
Właśnie z tego powodu darowała sobie szopkę, która rozgrywała się z udziałem wilków i Claryssy. Albo Lucy, kimkolwiek ta była. Tożsamość kobiety mogła poczekać i sama zainteresowana najwyraźniej myślała podobnie, bo przy pierwszej okazji jęknęła i pospiesznie zaczęła się kajać.
– O bogini, przepraszam! Powinnam... – Przycisnęła drżącą dłoń do ust. Wolną pospiesznie wskazała odpowiedni kierunek. – Pewnie uciekł tam. Tak jak ten mężczyzna.
Isabeau miała ochotę powiedzieć coś złośliwego o oczywistościach i tym, co sądziła o jej bystrości, ale powstrzymała się. Możliwe, że to nie było uczciwe, skoro Claryssa chciała pomóc. No i wydawała się przerażona, a przy tym szczerze przejęta, a to w jej przypadku było sporym odstępstwem od normy.
Dlatego właśnie w żaden sposób nie zareagowała na słowa wampirzycy, w zamian bez słowa zwracając się w odpowiednią stronę. Tym razem Dimitr nie próbował jej powstrzymywać, kiedy biegiem rzuciła się przed siebie. Wręcz przeciwnie – wampir natychmiast podążył za nią, wciąż z uporem ściskając jej dłoń, co najmniej jakby była małym dzieckiem. Z jakiegoś powodu taki stan rzeczy wydał się jej właściwy, tym bardziej że wciąż nie panowała nad sobą nawet w połowie tak, jak mogłaby tego oczekiwać.
Sądziła, że odnalezienie Ariela będzie proste, zwłaszcza że krwawił, ale szybko przekonała się, że sprawy były bardziej skomplikowane niż się wydawało. Czuła zapach Charona, ale i on wydawał się dziwny i jakby odległy, co nie miało dla niej sensu. Wilkołaki nie potrafiły ukrywać swoje obecności – nie tak jak telepaci czy nowe wampiry – a przynajmniej w to wierzyła do tej pory.
– Dimitrze!
Nie była pewna, kto tak naprawdę wołał jej męża. Oboje niechętnie przystanęli, kiedy tuż przed nimi dosłownie zmaterializowała się jakaś postać. Nie żeby mieli wybór, choć Isabeau przez chwilę miała ochotę stratować wampira, który zagrodził im przejście. Znała go z Niebiańskiej Rezydencji, choć nie mieszkał tam zbyt długo – widziała go raptem kilka razy po tym, jak zdecydowała się wrócić do domu po odejściu Claudii. Nieśmiertelny miał ciemne włosy, wątłą budowę ciała i prawie na pewno miał na imię Darius, ale z równym powodzeniem mogła się mylić.