Nikt nie spodziewałby się, że to przemiana w wampirzycę okaże się kluczem do odzyskania wspomnień. Tak przynajmniej myśli Beatrycze, póki nie odkrywa, że nieśmiertelność w najmniejszym stopniu nie rozwiązuje dręczących ją problemów. Choć odzyskała p...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Isabeau
Powrót do akurat tego domu okazał się co najmniej dziwny. Szła znajomym korytarzem, raz po raz rozglądając się na boki i szukając jakichkolwiek oznak tego, że otaczająca ją rzeczywistość nie była prawdziwa. Nasłuchiwała, ale poza własnym oddechem i biciem serca nie była w stanie wychwycić niczego niepokojącego. Jedynie od czasu do czasu dochodziły ją ciche rozmowy i oznaki obecności grupki, która udała się na dół.
To wszystko nie miało sensu. Gdyby nie świadomość, że nie było fizycznej możliwości, żeby ot tak wylądowali w Mieście Nocy, byłaby pewna, że naprawdę znajdowała się w domu Allegry. W tym wszystkim właśnie to okazało się najtrudniejsze – poruszanie się po znajomym piętrze, w otoczeniu tych wszystkich drzwi i z poczuciem, że kobieta nagle nie pojawi się gdzieś w zasięgu wzroku, śpiesząc w swoją stronę i w pośpiechu rzucając coś o tym, że miała do przygotowania kolejną ceremonię.
Dom był pusty. Musiała na nowo przywyknąć, tak jak na długo przed powrotem matki do Miasta Nocy, kiedy sporadycznie odwiedzała to miejsce, próbując ignorować cienie przeszłości, które nawiedzały rodzinną rezydencję. W którymś momencie przeszła z tym do porządku dziennego, nawet mimo wszystkiego, co rozegrało się w ogrodzie. Śmierć brata wciąż bolała, ale po całych wiekach Isabeau w końcu czuła się tak, jakby udało jej się uporządkować przeszłość.
Teraz niepokój powrócił, tak jak i dziwne poczucie pustki, które towarzyszyło jej w tym miejscu. Dom wydawał się zbyt wielki i pusty, w sposób zupełnie inny niż ten, do którego przywykła. Nawet po wyprowadzce Cullenów zawsze mogła liczyć na Allegrę i Marco, ale teraz...
– Wszystko w porządku?
W roztargnieniu spojrzała na Dimitra. Dotychczas milczał, podążając za nią niczym cień, a przynajmniej takie miała wrażenie. Wysiliła się na blady uśmiech, chociaż dobrze wiedziała, że gest przyszedł jej w zdecydowanie zbyt wymuszony sposób, by wampir uwierzył w jego szczerość. Sposób, w jaki na nią spoglądał, również wydawał się mówić sam za siebie. Wciąż się martwił, może nawet bardziej niż do tej pory.
– Nie – oznajmiła zgodnie z prawdą. – Jesteśmy cholera wie gdzie... A to miejsce wygląda w ten sposób. Dlaczego?
– Chciałbym ci odpowiedzieć – stwierdził, a ona westchnęła. – Wyczuwasz tu coś niepokojącego? – dodał, ale jedynie potrząsnęła głową.
– Cały czas – stwierdziła zgodnie z prawdą – ale to nic, co potrafiłabym nazwać. Zresztą trudno, żebym była spokojna po tym, co zobaczyliśmy na zewnątrz.
Wiedziała, do czego pił Dimitr. Nie mogła zaprzeczyć, że intuicja w jej przypadku mogła okazać się naprawdę dobrym doradcą, ale to wcale nie było takie proste. To nie tak, że przechadzając się znajomymi korytarzami wiedziała, że coś konkretnego zostało zmienione. Mieli kłopoty – to był fakt, do którego odkrycia żadne z nich nie potrzebowało wyjątkowych zdolności. Tyle wystarczyło, by przez cały czas siedziała jak na szpilkach, nie potrafiąc stwierdzić, które z towarzyszących jej emocji były naturalnym następstwem tego, co się działo, a za którymi kryło się coś więcej.