Jocelyne
Och, nie... Nie, nie, nie...
Serce podeszło jej aż do gardła. Zamarła, przez moment czując się tak, jakby ktoś do krwiobiegu wstrzyknął jej lodowatą wodę. Nie odwróciła się, ale tak naprawdę nie musiała, dobrze wiedząc, kogo zobaczyłaby tuż za sobą.
Dallas nie zamierzał pozwolić na to, by go ignorowała. Usłyszała, że westchnął, a chwilę później przesunął się na tyle, by znaleźć się w zasięgu jej wzroku. Poczuła się jeszcze bardziej nieswojo, kiedy przystanął u jej boku, jak gdyby nigdy nic opierając się o blat stołu. Lśniące, przypominające dwa szmaragdy oczy wydawały się dosłownie przenikać ją na wskroś.
– Serio, Joce? Spójrz na mnie.
Nie mogła sobie na to pozwolić. Z trudem powstrzymała się od odruchowego, zdecydowanie zbyt gwałtownego zaczerpnięcia powietrza do płuc. W zasadzie oddychanie nagle okazało się wyzwaniem, zupełnie jakby tlen został wyparty przez coś innego – o wiele cięższego i utrudniającego normalne funkcjonowanie. Dusiła się, choć za żadne skarby próbowała tego nie okazywać.
To nie powinno być tak. Dobra bogini, nie widziała Dallasa od dnia, w którym omal nie umarła podczas wizyty w kostnicy. Nie pojawiał się, ale dzięki Rosie wiedziała, że nic mu nie było i tego próbowała się trzymać. Tak naprawdę nie zastanawiała się nad tym, dlaczego nie przychodził, skoro miała pewność, że był cały. Pamiętała, że ostatnim razem nie zdołał jej ochronić, dosłownie wyrzucony z pomieszczenia przez inne dusze, ale mimo wszystko...
Teraz mogła tylko zgadywać, co takiego sobie myślał. Nie spodziewała się niczego dobrego, w pamięci wciąż mając moment, w którym ostatnim razem wytrąciła go z równowagi. Nie potrafiła ot tak zapomnieć, w jaki sposób zachowywał się, gdy emocje przejęły nad nim kontrolę. Podświadomie liczyła się z tym, że po przekręceniu głowy zobaczy pulsującą gniewem, pełną złych emocji mgłę – tę samą, która tak bardzo ją przerażała i przez którą wypadła przez okno.
Dallas, proszę...
Nawet na to nie potrafiła się zdobyć. Tkwiła na swoim miejscu, chowając obie dłonie pod stołem, żeby ukryć to, że raz po raz zaciskała je w pięści. Serce na moment niemalże jej stanęło, by po chwili zacząć trzepotać się w piersi z zawrotną wręcz prędkością. Doświadczenie okazało się niemalże bolesne, ale i na to nie zwróciła większej uwagi, zbytnio wytrącona z równowagi tym, co oznaczała obecność ducha.
Wystarczyła chwila, by wszystko poszło w co najmniej złym kierunku. Słodka bogini, to zdecydowanie nie powinno być tak. Nie powinna, a jednak nagle poczuła się nie tylko osaczona, ale przede wszystkim winna. Z drugiej strony, Dallas przecież był martwy, a ona już od dawna próbowała wytłumaczyć mu coś, co dla nich oboje powinno stać się oczywiste w chwili, w której rozdzieliła ich śmierć.
Nie mogła wiecznie trwać w zawieszeniu. Chciała ruszyć dalej, ale...
– Jocelyne.
Jego głos zabrzmiał zaskakująco łagodnie, ale wcale nie poczuła się dzięki temu lepiej. Miała wrażenie, że świat się zatrzymał, a czas stanął w miejscu. Wiedziała, że to niemożliwe, a przy tym równie abstrakcyjne, co i myśl o tym, że Dallas miałby ją skrzywdzić, ale nie mogła się od niej opędzić. W głowie miała mętlik, a spojrzenie jakże znajomych, skupionych na niej oczu jedynie niepotrzebnie wszystko komplikowało.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA VIII: ŁOWCA] (TOM 2/2)
FanfictionNikt nie spodziewałby się, że to przemiana w wampirzycę okaże się kluczem do odzyskania wspomnień. Tak przynajmniej myśli Beatrycze, póki nie odkrywa, że nieśmiertelność w najmniejszym stopniu nie rozwiązuje dręczących ją problemów. Choć odzyskała p...