Dwieście osiemdziesiąt sześć

11 3 0
                                    

Beatrycze

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Beatrycze

– Ehm... To co wy właściwie robicie?

Dobre pytanie.

Czuła się co najmniej nieswojo. W milczeniu siedziała przy kuchennym stole, z uwagą przypatrując zajmującej miejsce po przeciwnej stronie Joce. Dziewczyna uśmiechała się blado, zresztą wyglądała o wiele lepiej niż w wieczór, w którym brat Rafaela przyprowadził ją do domu – zapłakaną i przerażoną tym, czego doświadczyła w kostnicy.

Tyle że to nie uspokajało Beatrycze. Fakt, że nie były z Jocelyne same, tym bardziej. Może gdyby chodziło o kogoś innego, mogłaby udawać, że nic wartego uwagi nie miało miejsca, ale trudno było jej ignorować Emmetta. Wampir obserwował je z zaciekawieniem, mimo wszystko i tak zaskakująco cichy jak na kogoś, kto zwykle nie szczędził sobie niewybrednych komentarzy.

Nie trzeba było wiele czasu, by pojawiło się więcej osób. W pierwszym odruchu Beatrycze ucieszyła się na widok Alice, ale entuzjazm przygasł w chwili, w której wampirzyca przysiadła na blacie, krzyżując nogi w łydkach i obserwując rozwój wypadków z niemniejszym zainteresowaniem, co i jej przybrany brat. Była jeszcze Rosalie i nawet to, że milcząca blondynka trzymała się na uboczu, udając brak zainteresowania, nie okazało się pomocne.

Beatrycze jęknęła w duchu. Podejrzewała, że dla postronnego obserwatora, scena wyglądała co najmniej dziwnie – ona, Joce i krążący wokół stołu, przesadnie skupiony Cammy. No i Puszek. Roześmiana walentynka ostatecznie i tak musiała wylądować z powrotem w jej rękach, przez co Trycze czuła się tak, jakby w każdej chwili mogło wydarzyć się coś nieprzewidywalnego.

– Ciężko pracować w takich warunkach – mruknął bez przekonania Cameron. Wzniósł oczy ku górze jakby w niemej prośbie o cierpliwość. – Dobra, po kolei. A wy – wymownie zerknął na Cullenów – przynajmniej nie przeszkadzajcie, skoro już musicie tutaj siedzieć.

– Nikt jeszcze niczego nie powiedział – żachnęła się Alice. – A ja niczego nie widzę... Pewnie przez ciebie i Joce, ale to drażniące. – Wydęła usta. – Ale chyba widzę, co kombinujecie.

W tamtej chwili Beatrycze pożałowała, że wampirzyca nie była w stanie powiedzieć o przyszłości niczego konkretnego. Może gdyby wprost oznajmiła, że widzi dom w sąsiednim stanie albo od razu na orbicie, Cameron darowałby sobie eksperymenty z telepatią. Niestety, na to najwyraźniej się nie zanosiło, więc pozostała jej co najwyżej nadzieja na to, że chłopak faktycznie wiedział, co robi.

– I tak zaczniemy powoli. No i nie oczekuję cudów. – Cammy posłał jej blady uśmiech. – Tak tylko przypomnę, że ja też mieszam innym w głowach. Nie sądzę, by to różniło się od tego, co robi Lawrence.

– Mhm...

I znikał. O tym wcześniej nie pomyślała, ale nagle wydało jej się w pełni naturalne. Skoro trzymała coś, co do niego należało, najpewniej mogła spodziewać się również tej umiejętności. Cammy był uzdolniony nie tylko z racji właściwych wampirowi takiemu jak on zdolności. Telepatia pozostawała sprawą drugorzędną, bo jego wyjątkową zdolnością tak naprawdę pozostawała niewidzialność. Co więcej, tego jednego Beatrycze już zdążyła doświadczyć, poniekąd rozumiejąc tę umiejętność lepiej niż jakąkolwiek inną. Tu nie chodziło tylko o stawanie się przeźroczystą, jak początkowo sądziła. Tak naprawdę Cameron odcinał się od wszystkiego, czyniąc dochodzące do niego bodźce czymś mniej znaczącym, odległym i...

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VIII: ŁOWCA] (TOM 2/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz