Dwieście dziewięćdziesiąt

12 2 0
                                    

Jocelyne

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Jocelyne

– Joce? Hej, jesteśmy na miejscu.

Gwałtownie poderwała się do pionu. Zamrugała nieco nieprzytomnie, dopiero po chwili przenosząc wzrok na Cammy'ego. Spoglądał w przednią szybę, wprost na znajomy dom; jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, ale dziewczyna i tak była w stanie wręcz założyć się o to, że był zmartwiony. Najdelikatniej rzecz ujmując.

– Zasnęłam? – mruknęła, pocierając czoło. – Przepraszam. Ja...

– Na chwilę. Wszystko gra? – upewnił się kuzyn. Pośpiesznie skinęła głową. – Tyle dobrego. Wiem, że miewasz... Hm.

Nie dokończył, ale to nie było potrzebne. Wysiliła się na blady uśmiech, próbując go uspokoić i jakkolwiek pocieszyć, ale czuła, że szło jej to marnie. W pamięci wciąż miała zarówno rozmowę, którą odbyli, jak i wszystko to, co usłyszała od wampira. Po czymś takim trudno było udawać, że wszystko było w porządku.

No i jej sen. Była gotowa przysiąc, że znów śniła, choć gdy spróbowała odtworzyć w myślach to, czego doświadczyła, ułożenie poszczególnych obrazów w sensowną całość, okazało się problematyczne. Pamiętała drzewa, bieg i zniecierpliwienie, które towarzyszyły... czemuś. Albo jej samej? Krążyła, wciąż mając nadzieję na odnalezienie czegoś, czego nawet nie potrafiła nazwać.

O bogini, jak miała to rozumieć...?

– Chyba jeszcze zajrzę do Shanny – stwierdził w zamyśleniu Cameron. – Nie mam ochoty wracać do domu, zresztą wątpię, by dalsze dręczenie Eleazara miało sens. Chociaż dobrze byłoby wiedzieć na czym stoimy.

– Przekażę wszystko reszcie – zaoferowała, krzyżując ramiona na piersiach.

Cammy uśmiechnął się w nieco wymuszony sposób.

– Zdefiniuj wszystko – poprosił, a Joce ledwo powstrzymała prychnięcie. To było raczej coś, co spodziewałaby się usłyszeć od Damiena.

– Wszystko – powtórzyła z naciskiem – poza tym, o czym rozmawialiśmy. Przecież obiecałam.

– Tak się tylko droczę – zapewnił pośpiesznie wampir. – Jakbyś nie znała mojego poczucia humoru... Cóż, dzięki, Joce. Za pomoc Beatrycze też.

Jedynie skinęła głową, próbując wygramolić się z samochodu. Chłodne powietrze ją otrzeźwiło, pozwalając odgonić resztki snu. W zasadzie nie chciała o nim pamiętać, tym bardziej że wydawał się prowadzić donikąd. Wystarczyło, że i tak czuła się dziwnie oszołomiona i jakby oderwana od rzeczywistości, ale z uporem zwalała to na spotkanie z Belindą. Duchy miały w sobie coś, co ją wykańczało, choć niezmiennie robiła wszystko, by się na to uodpornić. Tata i Alessia twierdzili, że jej problem w niczym nie przypominał tego, który miewali, zmuszeni do czerpania energii z zewnątrz, ale Jocelyne coraz częściej miała wrażenie, że mimo wszystko byli do siebie podobni.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VIII: ŁOWCA] (TOM 2/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz