4

18.8K 576 154
                                    

Rano obudziłam się godzinę wcześniej przed szkołą. Zjadłam małą kanapkę i popiłam ciepłą wodą z miętą. Po tym ubrałam się i spakowałam strój na wf. Pobiegłam na autobus, żeby nie budzić ojca. Chciałam być wcześniej by potrenować na hali.

Po krótkim dojeździe, odstawiłam rzeczy w szafce i powędrowałam na halę. Sądziłam, że nikogo nie będzie o tej porze, jednak myliłam się. Moim oczom ukazał się Nick. Ile razy jeszcze się na niego natknę? W sumie kończy szkołę znacznie szybciej niż ja, ale wątpię by tak po prostu zrezygnował z zajęć sportowych i uprzykrzania mi życia.

-Czego tu chcesz? - Zapytał, a jego mina wyraźnie kazała mi się z tąd wynosić.

-Przyszłam pobiegać. -Odpowiedziałam poważnym tonem.

Ten tylko westchnął, a potem żadne słowo nie padło z naszych ust. Nie będę odmawiać sobie treningu z powodu tego leszcza. Zaczęłam po prostu biec. Jedno okrążenie, drugie okrążenie... niestety zachciało mu się na mnie patrzeć. Starałam się odwracać wzrok, ale nie przychodziło mi to z łatwością. On chyba to zauważył.
-Jesteś za chuda i za mizerna na jakikolwiek sport wiesz? -
Powiedział niespodziewanie.

Przerwałam swój bieg i podeszłam do niego.

-Serio? A ty jesteś zbyt pewny siebie. - Stłumiłam głos.

Żadna sensowna odzywka nie przyszła mi do głowy.
Patrzyłam na niego z poirytowaniem aż w końcu coś powiedział:

-Może zróbmy mały wyścig, jeśli wygrasz, przyznam że jesteś coś warta.

Zawahałam się przez chwilę. Wiedziałam jaka jest odpowiedź, ale nie mogłam z siebie tego wykrztusić. Może to tylko zwykły szok, że coś takiego pomyślał.

-Jasne...

Odpowiedziałam jednym słowem.

Stanęliśmy na linii startu. Wzięłam parę głębokich wdechów. Może wreszcie z nim wygram i utrę mu nosa.

-Na trzy-cztery dobra? - Zapytał, jakbyśmy byli dobrymi przyjaciółmi od lat.

-Tak. - Odpowiedziałam niepewnie.

Zdziwiłam się i to mocno. To był właściwie pierwszy raz odkąd jestem niepewna swoich działań. Czy jego słowa aż tak mnie dotknęły? Jakoś w to nie wierzę.

-Trzy-Czte-Ry!

Krzyknął aż na hali odbiło się echem. Wystartowałam jak torpeda. Dosłownie tak jak mój rywal. Biegłam ile sił miałam w nogach. Robiłam wielkie kroki i do tego szybkie. Zapomniałam o zasadzie wdychania przez nos i wydychania ustami. Przez to dyszałam. Zjadłam chyba za mało, bo byłam w tyle... Starałam się go dogonić, ale brakowało mi sił by biec szybciej. Im bardziej byłam zmęczona, tym wolniej biegłam. Żadne turbo przyspieszenie nie dało rady, po prostu jestem zbyt wyczerpana. W pewnej chwili usłyszałam tylko głośne krzyki triumfu Nicka. Zorientowałam się, że jesteśmy na mecie. Przegrałam... Nie mogłam uwierzyć. Przepaściłam tą cholerną okazję by mu udowodnić... muszę być zawsze taka do niczego?!

-Cóż... wygrałem. A wiesz kto się tego spodziewał? Tak właśnie ja. -Odrzekł chamsko kiedy ja dyszałam.

Wziął do ręki moją wodę i dał mi ją.

-Nie chcę! - Warknęłam i rzuciłam butelką przed siebie.

-Spokojnie... nie bądź taka agresywna. - Zaśmiał się z wyższością.

-Ty już lepiej daj mi spokój! - Nie miałam ochoty więcej na niego patrzeć, więc odwróciłam wzrok.

-Przekonałaś mnie jedynie, że dziewczyny są słabe. Zwłaszcza takie jak ty. - Splunął w moją stronę, a ja odskoczyłam.

-Nie miałam siły, bo nie jadłam śniadania... jesteś sportowcem... wiesz, że śniadanie to najważniejszy posiłek dnia... - Skłamałam, ale kanapka wielkości myszy nie zalicza się jako pożywne śniadanie.

-Kłamiesz, bo ciężko Ci się przyznać do porażki... - Rzekł i się uśmiechnął.

Westchnęłam cicho. Nie miałam pojęcia co robić. Co powiedzieć... wszystko stało się nagle takie trudne.

-Powiem ci coś co powinnaś wiedzieć... - Zaczął niespodziewanie. - Rozmawiałem z kolegami i kazali ci coś przekazać.

-Co takiego?

-A mianowicie, czy nosiłabyś buty gdybyś nie miała stóp?

-Nie... raczej nie.

-To po co ci stanik do cholery jasnej?

-Ty pieprzony kretynie! -Nie wytrzymałam i rzuciłam się w jego stronę okładając pięściami z każdej strony i po prostu wszędzie.

Znęcałam się... biłam... gnębiłam fizycznie... bez pohamowania. On tylko się bronił i darł się, że jestem wariatką. Prawie w ogóle nie słuchałam. Wtedy odepchnął mnie a ja poleciałam z hukiem na ziemię. Wstałam ze złowieszczą miną.

-Jesteś powalona. - Otrzepał się.

-Ah tak? Może zawrzyjmy umowę... Pan trener szuka jeszcze jednego ucznia z innej klasy do ważnego meczu piłki nożnej...

-No, tak każdy to wie...

-Waha się pomiędzy nami... urządźmy zawody drużynowe... podzielimy się na chłopaków i dziewczyny. Zawody będą miały kilka etapów, najlepiej sześć, by każdym mógł wybrać po trzy dziedziny. Kto będzie miał najwięcej punktów, zwycięży i pojedzie na mecz. Na dodatek, jeśli wygram ty w końcu przyznasz, że dziewczyny są lepsze od chłopaków. Umowa stoi?

Wymyśliłam to przed sekundą i jestem mega zadowolona z pomysłu.

-Super pomysł... Umowa stoi jak najbardziej, ale jeżeli ja wygram, przyznasz przed całą szkołą, że jesteś deską. -Oznajmił, a mnie ogarnął strach i wstyd.

-Okej... - Odważyłam się. Podaliśmy sobie ręce i groźnie spojrzeliśmy w oczy. Zaczęła się wojna...

Nie wygrasz ze mną, skarbie...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz