89 Finał cz.1

10.7K 359 101
                                    

Przez następne długie kilka dni, robiłam wszystko co w mojej mocy by poprawić sobie kondycję. Siłownia znajdowała się na moim harmonogramie prawie codziennie. Nie odpuszczałam żadnego dnia. Wyciskałam z siebie wszystko. Nigdy tak ostro nie trenowałam. Odpuściłam sobie drobne przekąski, które sprawiały radość dla brzucha.

Dzisiaj również znalazłam się na siłowni. Byłam już spocona, a moja koszulka na ramiączkach ledwo się trzymała. Czułam jakbym schudła od samego kilkuminutowego wysiłku. Dziś akurat zebrałam się z kilkoma dziewczynami. Jedna napisała do chłopaków by przyszli... sama nie wiem po co. Takie było moje szczęście, że Nick był tuż obok mnie i widział moją czerwoną i spoconą twarz. Zaczął się bezczelnie popisywać. Pokazywał jak podnosi ciężarki. Przewróciłam oczami. Też chciałam mu coś pokazać. Usiadłam na specjalnej maszynie, gdzie musiałam rękoma podnosić cały swój ciężar ciała. Gdy na mnie zerknął, nie było już odwrotu. Musiałam z całej swojej siły napinać mięśnie i podnosić swój ciężar. Udało mi się może ze dwa razy z ciężkimi oddechami i stękaniem. Co za wstyd...

Chłopak z wyższością podszedł do mnie i zrzucił z maszyny. Sam usiadł i zrobił dziesięć podniesień bez najmniejszego trudu.

-Tak to się robi, mała. - Na jego twarzy wylądował satysfakcjonujący uśmieszek. Zaczęłam ironicznie bić brawo. Jednak on nie poprzestał tylko na tym... Nakazał usiąść mi na jego kolanach. Ciekawe co znowu przyszło mu do głowy... Zanim jednak pomyślałam, Nick przyciągnął mnie do siebie, po czym już swobodnie siedziałam na jego kolanach. Wtedy zaczął unosić rękoma nas obydwoje na maszynie. Ukryłam swój podziw jaki mnie ogarnął. Skrzyżowałam ręce i obserwowałam jego napinające się mięśnie. Lekko mnie to zahipnotyzowało.

-Zazdro co nie? - Zaśmiał się. - Też byś chciała tak umieć.

-Dobry sportowiec nie musi być silny. Ważne by miał dobrą kondycję i równowagę. Twoje mięśnie na nic się zdadzą w ostatnim etapie. - Prychnęłam.

-Tak mówią słabeusze by im przykro nie było.

-Tak mówią Ci co nie mają równowagi.

-A pamiętasz kto Ci zęba wybił w przedszkolu? Bałaś się mnie do samej podstawówki.

-Miałeś szczęście, że to był mleczak, cwaniaczku. Płaciłbyś mi za nowego. I wcale się Ciebie nie bałam.

-Bałaś się mojej siły. Taka prawda.

-Pokażesz mi swoją siłę na meczu. O ile jedna z dziewczyn Cię nie zmiażdży zatrzepotaniem rzęsy.

-A Ty pokażesz mi swoją równowagę, o ile jeden z moich nie przewali Cię dmuchnięciem, desko.

-Hah... może i jestem deską, ale Ty masz małego. Wiesz już to, prawda?

Odeszłam z uniesioną głową i zarzuciłam włosami do tyłu. Czułam się jak w jakimś filmie. Poczułam nagły przypływ satysfakcji i szczęścia. Wygram to... Nie mam już żadnych wątpliwości. Nie mogę już być cały czas na nie. Koniec z tym. Jestem teraz pełna optymizmu. Na pewno dam radę...

Kilka dni później...

Nadszedł ten dzień, którego każdy się obawiał, ale musiał nadejść. Stałam jak słup soli gapiąc się na przepełnione trybuny. Wszyscy stworzyli liczne transparenty, plakaty, koszulki czy pomalowali sobie twarz na wybrany kolor. Przyjęło się, że moja ekipa oznaczona jest kolorem niebieskim, miętowym, a chłopaków zielonym. Niebieski wziął się od mojego stylu ubierania się i kolorowych końcówek włosów, a zielony od ulubionego koloru Nicka.

Do meczu były zaledwie dwie godziny, ale każdy już wchodził z popcornem jak do kina. Patrzyłam na te dewastowane trybuny. Miałam ochotę zemdleć ze stresu. To nie są ceregiele. To prawdziwa wojna. Fakt, że wszyscy będą na to patrzeć, krzyczeć i komentować mnie przeraził. Ćwiczyłam całe życie na taką okazję...

Ukryłam się w szatni, gdzie panował chaos i tłok. Dziewczyny kłóciły się z chłopakami. Teraz akurat zapomnieli o przyjaźni i zaczęli podnosić na siebie głos, popychać, a nawet przeklinać. Nie miałam ochoty się w to wplątywać. Usiadłam na ławce i zjadłam kanapkę. Czułam jak od gorąca moje palce puchną. Zmieniłam swój strój codzienny na krótkie legginsy i koszulkę sportową w niebieskim kolorze. Założyłam swoje specjalne buty do gry w piłkę oraz swoje szczęśliwe skarpetki. Modliłam się by wszystko poszło po mojej myśli. Wciąż brzmiał mi w głowie cichy głos. Jestem słaba... Jestem młoda... niedoświadczona... luzerka...
Minuty mijały szybko. Z dwóch godzin zrobiła się jedna, następnie pół godziny, kwadrans...

-Gotowe? - Zapytała Alex z płomieniem nadziei w oczach.

-Tak... - Rzekły. Ja tylko się wahałam i obgryzałam paznokcie.

-A Ty? Skyler?

Zerknęłam wielkimi oczami na swoją ekipę.

-Chyba... - Rzekłam w niepewności.

-Skyler... Musisz być dzisiaj silna. To nie jest już trening. To ostatni etap, który decyduje o wygranej.

-Wiem... boję się!

Alex złapała mnie za ramiona i zmarszczyła brwi.

-Skyler... jesteś silna, wytrwała, szybka... Grasz lepiej od tego cwela, Nicka... Nie będzie Ci podskakiwał. Nie dorasta Ci nawet do pięt. Powinien zazdrościć Twojego wysiłku jaki wkładasz w zawody. Jesteś naszą tajną bronią. Ty jesteś najlepsza z nas, przyznaję bez bicia, dlatego idziemy to wygrać z tobą! - Krzyknęła z motywacją w głosie. Nabrałam pewności siebie i Uśmiechnęłam się prostując plecy.

- Masz rację... Wygramy to. Siła kobiet jest wielka... - Odparłam ze łzami w oczach. Nie mogłam uwierzyć, że doszłam do ostatniego etapu... Nagle dostrzegłam tą moc w sobie... Muszę dać z siebie wszystko.

Gdy zostało tylko dziesięć minut do rozpoczęcia, wyszczubiłam nos spoglądając na tłum i lekko zamarłam. Wróciłam ostatni raz do szafki po wodę. Wpadłam wprost na Nicka, który już wychodził.

-Jest stresik? - Zapytał.

-Lekki... - Skłamałam.

- To już ostatni etap... Było miło się z tobą cackać, ale masz świadomość tego, że mogę Ci nawet zrobić krzywdę? - Prychnął.

-Mam... też Ci ją mogę zrobić. Żeby nie było... tylko uprzedzam.

-Ten mecz dziś wyłoni prawdziwego sportowca i zwycięzcę... Ktoś z nas tu wygra, a ktoś przegra. Wiedz, że jeśli biegnąc napotkam Ciebie, będę w stanie Cię zmiażdżyć. Zrobię wszystko by wygrać, rozumiesz? - Położył dłoń na sercu sugerując, że wygrana to najważniejsza rzecz w jego życiu.

-Dla mnie też zwycięstwo się liczy. Zawsze będę wytrwała i gotowa do poświęcenia. Życzę Ci powodzenia. -Wycięgnęłam rękę. Chłopak tylko spojrzał na mnie z obrzydzeniem i odepchnął by przejść. Po chwili sama wyszłam przywitać się z tłumem ludzi.

Zaczęłam machać w ich stronę i wysyłać buziaki. Nie wiem dlaczego, ale kocham tych ludzi...

Był czas na ostatnią wymianę zdań. Zgarnęłam dziewczyny.

-Wiem, że dla Was może być to straszne lub stresujące... W waszych sercach głos mówi, że to za wiele, ale zawsze pamiętajcie, że jesteście silne. Macie w sobie ducha walki. Może jednak coś wam podpowiada, że nie macie szans... W końcu przeciwnicy są starsi, bardziej doświadczeni i silniejsi... Ale nie mają tego co macie wy... Charyzmy... Determinacji... Wyjątkowej lojalności wobec siebie... Przyszedł na nas czas by pokazać wszystko co potrafimy. By pokazać ile możemy z siebie dać. To nie wygrana jest celem gry, tylko wasza moc. Pamiętajcie to, a zwycięstwo przyjdzie samo. Dziś to wy jesteście gwiazdami boiska... Będziemy lśnić jak nigdy dotąd...

Na te słowa, wszystkie rzuciły mi się w ramiona. Chciałam się rozpłakać, ale się opanowałam. Stanęliśmy w ustalonych pozycjach pełne siły i z uśmiechami na twarzach. Czekaliśmy na wielki start. Byłam taka szczęśliwa...

Nie wygrasz ze mną, skarbie...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz