12

14.2K 461 120
                                    

Nick pov:

Miałem tak naprawdę zakaz pójścia do domu, bo trener się bał, że poniesie odpowiedzialność jak coś mi się stanie. Jeszcze mało... Gdy Skyler wyszła, ja musiałem iść razem z nimi do ortopedy... Byłem wściekły jak jeszcze nigdy. Co ja jestem ochroniarz by łazić za nimi? Rodziną nie jestem... ani nawet żadnym kolegą czy znajomym. Jestem jej wrogiem takim naprawdę poważnym. Na moim miejscu powinna być jej matka bądź koleżanka z jaką się zadaje w szkole. Ja jestem tu po nic. Najgorsze było to, że nie miałem co robić. Nuda... śmierdzi szpitalem... okropność.

Skyler pov:

Bardzo wstydziłam się, że Nick i trener musieli tyle poświęcić by mnie tu zawieźć, a tak naprawdę nic poważnego się nie stało. Mogli mnie zanieść do pielęgniarki, jak ostatnim razem. I znów Nick miał satysfakcję, że jestem słaba... jeszcze przez jakiś czas mnie niósł... Ugh. To wyobrażenie chyba nigdy nie zniknie mi sprzed oczu. Lekarz gdy podał mi odpowiednie leki, kazał mi iść do ortopedy. Wszystko wyjaśnił mojemu ojcu, a ja nie wiedziałam o co chodzi.

Czekaliśmy właśnie przed drzwiami. Pytanie było co ten młotek tu jeszcze robi... Zanim zdążyłam mu coś powiedzieć kazali mi wejść do środka. Na szczęście weszłam sama bez najmniejszego towarzystwa. Zbadał mnie ortopeda i zawołał mojego trenera i ojca. Przy nich zaczął wreszcie mówić coś sensownego.

-Skyler... te omdlenia to zwykłe przemęczenie i nie jest do odpowiednie dla twojego zdrowia. Do tego mało jesz. To również jest niezdrowe. Masz zakaz trenowania, bo będzie znacznie gorzej. - Powiedział z powagą.

-Ale... ja tak nie mogę! Moje życie to sport... jeszcze muszę iść na mecz... zapisałam się na tyle zajęć dodatkowych... ja nie mogę z tego tak po prostu zrezygnować! - Prawie świat mi się zawalił. Zaczęłam panikować. Moje serce zaczęło bić jak szalone... Nie może odebrać mi najlepszego z życia...

Mężczyzna zaczął się chwilę zastanawiać.

-Mam propozycję. Musisz więcej odpoczywać, a do tego radzę Ci się zapisać na balet.

-Że co?! - Krzyknęliśmy wszyscy równocześnie.

-Tak... balet wzmacnia wytrzymałość fizyczną. Sprawia, że człowiek nie męczy się tak szybko i jest uznawany za pewną dziedzinę sportu.

Westchnęłam... skoro to ma mi pomóc to...

-Na dodatek wzmacnia mięśnie kręgosłupa i pomaga na różne skrzywienia.

-Naprawdę? - Zapytał trener. - Nick, chodź tu szybko!
Otworzył drzwi i nakazał mu tu wejść.

-Lekarz mówi, że balet jest doskonały na skrzywienia kręgosłupa... Nick... coś dla ciebie... - Powiedział z entuzjazmem.
Po jego minie widziałam oburzenie... dosłownie tak samo się czułam.

-Na dodatek, wiem o waszych zawodach... i bardzo to popieram, ale zero harówki... wszystkich was zapiszemy na balet! - Powiedział.

Złapałam się za głowę. Poważnie wszystkich na balet... Trochę współczuję chłopakom. Nick był wręcz przerażony i ledwo co umiał odpowiedzieć. I wcale mu się nie dziwię. Wszystko tylko nie balet... jeśli będą mi kazali zakładać spódniczki baletowe... to chyba zemdleję ze wstydu po raz kolejny. Nie mogę polubić tego... sportu... ugh, to nawet głupio brzmi jak się to nazywa jakąś dziedziną sportu... No i... serio Nick ma skrzywienie kręgosłupa? Jakoś bym się nigdy tego nie spodziewała po nim. Zawsze sądziłam, że ci co dużo ćwiczą nie mają żadnych takich rzeczy, bo sport pomaga. Zdziwiłam się bardzo, a doskonale wiedziałam co się dzieje gdy temu się nie zaradzi... Kiedy dorośnie będzie miał duże problemy z kręgosłupem i czeka go operacja... kurcze po raz pierwszy mi go szkoda... ale tylko troszkę.

-Nie zmusi mnie pan do niczego! - Warknął na niego Nick. Rozumiem cię...

-Mogę... chcesz mieć tą szóstkę? Chcesz w ogóle mieć szansę by pojechać na mecz? - Słowami jakby przycisnął go do ściany.  Na jego twarzy widziałam zakłopotanie. Jednak odrzekł, zwyczajne:

-Dobrze... niech Panu będzie... ale to będzie wina trenera jak stracą do mnie szacunek! - Zezłościł się mocno. Chłopak i balet... też jestem zła. Ma rację to głupie przecież...

Wyszliśmy wszyscy od lekarza. Podeszłam do chłopaka z niewielką skruchą.

-Nick... Przepraszam... to moja wina, że będziesz chodził na ten balet. - Spuściłam wzrok.

-Tak, to twoja wina! Nienawidzę cię desko! - Spojrzał mi morderczo w oczy. Jakby wzrok mógłby zabijać, już dawno bym umarła.

-No... ale wiesz, że nie chciałam.

-Co z tego? Szacunek stracę!

-A sądzisz, że jak nazywasz mnie deską przy wszystkich, ja nie tracę szacunku?!

-To coś innego...

-Masz rację... balet zrobi z ciebie kolejnego pedała. I dobrze ci z tym.

-Pierdol się wariatko!

Potem już poszłam w inną stronę. Chciałam przeprosić, ale nie przyjął. Trudno, zobaczy jak to jest być ośmieszonym na oczach wszystkich...  sam robił mi to wiele razy. Tak samo jak on byłam załamana pomysłem tego lekarza. Coś czuję, że zawsze o wszystko będzie mnie obwiniał.

Nie wygrasz ze mną, skarbie...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz