11

13.6K 463 83
                                    

Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, choćby podnieść się z ziemi, oczy same mi się zamknęły. Nie panowałam nad tym. Zemdlałam po raz kolejny... Dlaczego to musiało się trafić właśnie mnie?

Nick pov:

Wygrałem, ale ta deska nie widziała za bardzo mojego triumfu... Boże... jakim trzeba być słabym żeby mdleć co kilka chwil... Oczywiście już każdy zaczął się bać i trząść portkami. W odpowiednim momencie przyszedł trener.

-Matko, Skyler! Co ci się stało? - Wykrzyczał na całe boisko.

-Nie odpowie Panu, bo zemdlała. - Zaśmiałem się.

Zasłużyła sobie na to. Przecież nie umrze. Mówiła, że niby jest taka lepsza ode mnie i teraz ma konsekwencje swoich myśli i słów. Nie twierdzę, że dziewczyny są do bani. Po prostu są słabsze od facetów. Czasami lubię ją podenerwować. Wyraz jej miny gdy jest wściekła rozbawia mnie po całości. Głupia jest, że wierzy mi... wierzy w każde słowo jakie powiem. Gdybym tak myślał na poważnie, żadna by mnie nie chciała, a jednak ustawiają się jakieś kolejki dziewczyn, które mnie chcą.

-Nick! Twoja koleżanka zemdlała, szybko musimy jechać z nią na pogotowie! - Wybuchł w jednej chwili.

-To nie jest moja koleżanka. I... czemu ja? Możemy równie dobrze zadzwonić, sami przyjadą. - Powiedziałem.

-Nie dyskutuj ze mną! Masz kluczyki do mojego auta. Chodź szybko! - Krzyknął.

Posłusznie poszedłem i otworzyłem kluczykiem drzwi. Trener ułożył tam Skyler. Dał mi wodę, bym cucił dziewczynę. Sama myśl, że będę siedział obok niej była nie do wytrzymania... teraz najgorszy koszmar się spełnia... japierdole. Trener usadowił mi ją na kolanach.

-NIE! NIE wytrzymam tego! Proszę noo! - Błagałem, ale na nic. Siedziała na moich kolanach. Jej głowa dotykała drzwi. Całe szczęście była usadowiona bokiem... mogło być gorzej... Trener lubi wyolbrzymiać. To, że pielęgniarki nie ma, nie znaczy, że musimy się tak fatygować. Czułem się jak w złym śnie... wyglądała jak manekin... czy jakaś lalka. Otworzyła oczy i zdezorientowana zaczęła się podnosić.

-O co chodzi... - Zaczęła. - Jest mi... tak niedobrze.
I znów wylądowała na moich kolanach. Fuu...

-Wstań lepiej, bo krew mnie zaleje jak dalej będę na ciebie patrzył! - Warknąłem.

-Nick? - Zapytała ospale.

-Tak... to ja... - Zrobiłem dziwną minę.

-Boże Nick... jak ja ciebie nienawidzę... - Mówiła ospałym głosem.

-No ja kurwa też. Wstawaj plis...

Ale niestety nie reagowała. Miała otwarte oczy i nic... zero kontaktu. Wzdychałem głośno, ale na nic. Boże... daleko jeszcze...

Kiedy dojechaliśmy poczułem ulgę.

-Zachowaj się jak dżentelmen. Weź ją a ja pobiegnę do rejestracji.

Tego jeszcze brakowało. Jednak chciałem mieć tą szóstkę z wf, więc wziąłem ją i pobiegłem w stronę wejścia. Nie musiałem długo czekać... szybko odetchnąłem z ulgą, bo przejęli ją na łóżko w którejś sali. Usiadłem razem z trenerem na ławce. On zamartwiał się niepotrzebnie. Sama chciała trenować z nami. Jej wina. Ciężko się martwić o kogoś, kogo się nie cierpi od pierwszej klasy... Na zdjęciu z przedszkola jest całkowicie zamazana przeze mnie. Kątem oka widziałem jak trener dopytuje się o nią. Przewróciłem oczami. Wyjąłem telefon i napisałem do kumpli.

-Jak możesz grać na telefonie w takiej sytuacji?! - Zapytał z wyrzutem mężczyzna. Serio nie wierzę... taki twardziel z niego, a przejmuje się jedną słabą uczennicą.

-Nie gram... z resztą to nie Pana sprawa. Czemu się Pan tak przejmuje? - Powiedziałem nawet nie odrywając wzroku od komórki.

-Tym, że ona zemdlała... czułem, że coś jest z nią nie tak... przepracowuje się jak mówiła trenerka dziewcząt...

-Kręci pan z trenerką tak?

-Ty gówniarzu jeden jak ci... - Klepnął mnie z tyłu głowy. Ja ze strachem co dalej zrobi próbowałem złagodzić sytuację. W końcu szóstka należy mi się jak byk, ale on często lubi zaniżać oceny za błahostki nie związane ze sportem.

-Dobra, dobra już...

Po czasie

Lekarz wyszedł z wesołą miną. I takich ludzi szanuję. Może ma polewkę z tego co się stało.

-Proszę się nie martwić. Nic jej nie jest. Jej ojciec zaraz przyjedzie i... może nawet wyjść dzisiaj ze szpitala. Tak naprawdę nie trzeba było robić tyle szumu, bo wszystko w porządku. Radzę tylko, by jeszcze dzisiaj iść do ortopedy. Wyjaśnię wam wszystko w gabinecie. - Rzekł, a ja już zamierzałem iść do szkoły i opowiedzieć wszystkim co się stało. Beka by była... czuję to w kościach.

Trener wreszcie wyluzował. Już chwilę po wszystkim, Skyler wyszła normalnie do nas na własnych nogach i o własnych siłach.

-Wszystko ze mną dobrze i dzięki za ten ratunek. - Rzekła z uśmiechniętą miną. - No i przepraszam za to... za tą stresującą sytuację. Często zdarza mi se takie omdlenie, ale to tylko z przemęczenia.

-Nie przepraszaj... to tylko moja wina, że was nie pilnowałem. Od dzisiaj będę już patrzył na wszystko co się dzieje na boisku.

-Serio?! - Wściekłem się. Matko, trener będzie patrzył na wszystko... nigdy tego nie robił. Pewnie będzie masakra.

-Dzięki, wiesz... - Powiedziałem ironicznie do Skyler.

-Właśnie Nick... jesteś okropnym leszczem, ale doceniam że niosłeś mnie przez jakiś czas... ohyda... ale dzięki. -Nie była dokońca przekonana tych podziękowań. Powinna mi dłoń całować za to całe poświęcenie z mojej strony.

Potem przyjechał jej ojciec, wszyscy byli zadowoleni, a mi nie kazali iść ani do szkoły ani do domu. Po co im ja do tego wszystkiego? Nie rozumiem. Tylko się nudziłem. Nie jestem jej przyjacielem, ani bratem by być z nią w tym szpitalu...

Nie wygrasz ze mną, skarbie...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz