84

9K 366 304
                                    

Następnego dnia powtórzyłam codzienną rutynę, czyli cały dzień na boisku gadając z dziewczynami.

-Chuj z tym Johnem. Byłby punkt dla nas, ale oczywiście ma problem. - Warknęła Alex.

-Eh... mnie tam wszystko jedno... I tak jest remis. Gdybyśmy wygrały, a w następnym etapie wygrałby Nick, znów byłby remis, więc może i to lepiej. - Rzekłam po namyśle.

-No w sumie masz rację, ale John jest taki... grrr! Do uduszenia!

- Tak... Przecież Ty bardziej lubisz Mike'a. - Uśmiechnęłam się zadziornie.

-Co?! Nie... nie, nie, nie, nie...

-Zaprzeczyłaś kilka razy, czyli mam rację. -Zachichotałam.

- On nawet nie jest w drużynie Nicka.

- Ale jest jego przyjacielem.

-Eh daj już spokój. Sama się umawiałaś z trzema.

-JAKIMI TRZEMA?

- Najpierw John potem Ed na końcu Nick... Ty to jesteś kochliwa.

- Nie wypominaj mi błędów przeszłości, proszę...

-Dobra, dobra, ale Ty przestań gadać o Mike'u.

Zaśmiałam się. Nie tylko ja przeżywam pierwsze romanse. Kiedyś drażniły mnie, a teraz ja mogę się trochę pośmiać.

Przypomniałam sobie o wodzie, którą zostawiłam w szafce, dlatego opuściłam na trochę te plotkary i udałam się po picie. W środku nie było nikogo. Przynajmniej tak mi się tylko zdawało. Pomieszczenie było ciemne, ponieważ nie było żadnych okien. Ledwo doszłam do szafki z powodu moich ran na kolanach. Narobiłam odrobinę hałasu otwierając kluczem kłódkę. Wzięłam swoją upragnioną wodę i skierowałam się do wyjścia.

Nagle usłyszałam czyjeś wolne i przerażające kroki. Po moim ciele przeszły dreszcze, ale po chwili wyprostowałam się w odwadze. Kroki były coraz bliżej mnie. Nie widziałam całej postaci, ale postura kogoś mi przypominała. Gdy postać znalazła się pięć kroków ode mnie, ujrzałam te znajome ciemne włosy i zielone oczy jak u żmii.

-Ed... - Prychnęłam. Odetchnęłam z ulgą. Myślałam, że to ktoś groźny. Jednak nie wyglądał normalnie. Widziałam w jego oczach przerażające szaleństwo. Miał lekki uśmiech i splecione ręce za plecami. Zmarszczyłam brwi.

-Czego chcesz? - Zapytałam ozięble.

-Wydaje mi się, że już się na tobie zemściłem. -Rzekł nie przestając się uśmiechać. Był strasznie tajemniczy.

-Co? O co ci chodzi?

Wtedy chłopak pociągnął mnie na sam koniec szatni i przycisnął do ściany. Dłonie przyciskały moją szyję. Bałam się, że on mnie zaraz udusi... On jest psychopatą...

-ZOSTAW MNIE IDIOTO! - Wydzierałam się. Byłam nawet gotowa do samoobrony.

-Przecież nic Ci nie zrobię. - Zmrużył oczy i przyciszył ton. - Co mogłem to zrobiłem. Już się nie pozbierasz.

-Co zrobiłeś?! Nie bądź taki tajemniczy! Gadaj! - Wyrwałam się spod szafki.

-Dobrze... - Przeszedł kilka metrów. - Pamiętasz może ten plakat na tablicy ogłoszeń? To moja sprawka.

-Mogłam się domyślić! Nie umiałeś po prostu się pogodzić z naszym zerwaniem. Taki z Ciebie słabiak!

-A pamiętasz może tych czterech chłopaków co napadli Cię w parku? To też moja sprawka. - Mówił głosem psychopaty.

Zaczęłam ciężej oddychać.

-Ty... Ty jesteś chory na głowę! Masz szczęście, że nic mi nie zrobili, bo poszłabym na policję!

- Jak to nic Ci nie zrobili? Mieli Cię wyruchać szmato!

- Nie zrobili tego... - Skrzyżowałam ręce.

-W takim razie... ja to zrobię. - Powalił mnie na podłogę. Spanikowana zaczęłam się bronić. W ostateczności odepchnęłam go i wstałam gotowa do walki.

- Ah... A zresztą... to co zrobiłem jako ostatnie i tak Cię najbardziej zniszczy...

- Co? Co zrobiłeś?!

Ten tylko poszerzył swój uśmiech, a mnie sparaliżował strach.

-Twój kochaś już długo sobie nie pożyje.

Otworzyłam szeroko oczy i rzuciłam się na niego przyciskając do ściany jak on mnie..

-CO MU ZROBIŁEŚ?! - Syknęłam kipiąc w złości i strachu.

-Nic... Powiedzmy, że przechodziłem obok jego motoru...

-I CO DALEJ?!

- Pokręciłem jakieś śrubki, coś przeciąłem... Nie wróci do domu żywy...

Coś ukuło mnie w sercu. Nie dowierzałam w to co mówił. Przypomniałam sobie tylko gdzie parkuje swój motor i pognałam jak najprędzej w tą stronę.

Już nie zważałam na moje rany... Biegłam bez opamiętania i ze łzami w oczach. Wyobraziłam sobie co się stanie jak go stracę. Byłam słaba... Mimo to za wszelką cenę chciałam tam dobiec zanim będzie za późno. Byłam już zalana łzami i kilka razy upadłam na kolana... Co trochę przecierałam oczy i krzyczałam jego imię. Zaczęłam panikować i drzeć się na cały głos. Ból i cierpienie podczas biegu nie było równe myśli, że Nick wsiądzie na ten pieprzony motor.

Zaczęłam stękać w ryku jaki z siebie wydawałam. W ostatkach moich sił dostrzegłam Nicka jak próbuje wejść na pojazd.

-NICK!!!

Chłopak odwrócił się w moją stronę ze zdziwieniem.

-Skyler?

Rzuciłam mu się gorączkowo w ramiona i zaczęłam szlochać.

-Skyler, co się stało? - Zapytał przytulając mnie.

- N-nick... Ty żyjesz... - Bełkotałam.

-Skyler, o co chodzi?

-Ed popsuł twój motor... - Wydyszałam. - Chciał byś miał wypadek... chciał Cię zabić...

Nick zrobił wielkie oczy jakby nie wierzył w to co mówię.
Znowu wtuliłam się w jego klatkę piersiową.

- Nie wiem co bym zrobiła... gdybym Cię straciła... Tak bardzo Cię kocham... - Wyszlochałam.

-Ja też Cię kocham. - Opanował się i zaczął gładzić mnie po włosach.

- To wszystko jego wina... To on rozwiesił te plakaty... to on nasłał tych gwałcicieli... On jest psychopatą... Boję się go! - Bełkotałam.

-Przy mnie nic Ci nie grozi...

Nie wygrasz ze mną, skarbie...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz