10

4.2K 125 7
                                        


Pov Ilithyia

- Na razie wystarczy - mówi pan Styles i opada na poduszki obok mnie. Wszedł we mnie trzy razy i już nie wspomnę o grze wstępnej. Nie ma tu nigdzie zegara, ale coś mi mówi, że jest już po jedenastej, a przecież przyszłam tu po ósmej. - Z rzadko którą mogę się tak dobrze bawić jak z tobą śliczna.

Chyba można to uznać za komplement, a skoro on pochodzi z jego ust to mogę się czuć naprawdę zaszczycona.

- Dziękuję panie.

- Jak już jesteśmy tylko we dwoje, a na dodatek w łóżku to mów mi po imieniu. Nie czuję się wtedy taki stary - niech już tak nie dramtyzuje. Z tego co wiem to jest ledwo po trzydziestce.

- Nie jesteś, a moi rówieśnicy i tak wypadają przy tobie blado.

Podnoszę się i zaczynam na siebie zakładać ubrania. Trzeba w końcu iść do Louisa.

- Powiesz wreszcie temu idiocie koło drzwi, że ma mnie przepuścić? Nie mam ochoty na skakanie przez okno - oczywiście w ostateczności jestem zdolna się do tego posunąć. Muszę wesprzeć Louisa.

-Dalej masz siłę i ochotę do niego iść? - no i od razu zmienia się mu ton głosu. Wcześniej miał taki zadowolony, miły, miękki, a teraz znowu oschły.

- Nie chcę żeby poczuł się samotny z tego co mi mówił to nie ma tu w pobliżu żadnej rodziny. Gdybym ja była na jego miejscu to chciałbym żeby mnie odwiedzał.

- Idź już do niego. Wypytaj się też kiedy będzie mógł wrócić do pracy, bo nie ukrywam, że jego nieobecność nie jest mi na rękę - mówi, a ja szybko opuszczam pomieszczenie żeby tylko się nie rozmyślił.

A jak jestem już koło drzwi wyjściowych to nikogo tu nie ma. Mogę sobie na spokojnie wyjść i pomaszerować do mojego samochodu.

Po drodze nie natrafiam na żadne korki, więc piętnaście minut i jestem już na miejscu. Dość szybko udaje mi się też odnaleźć sale, na której leży Louis.

Już na pierwszy rzut oka widać, że nie wygląda najlepiej. Na twarzy ma kilka siniaków i w nosie rurki wspomagające oddychanie.

Podchodzę do niego i dotykam jego dłoni. Od razu otwiera oczy.

- Przepraszam, że cię obudziłam, naprawdę nie chciałam.

- Nic nie szkodzi. Czekałem na ciebie - siadam na krześle znajdującym się obok.

- Przepraszam, że już wczoraj do ciebie nie przyszłam, ale do domu wróciłam późno i pewnie już by mnie do ciebie nie wypuścili. Za to dziś cały dzień spędzę z tobą, no chyba, że sam będziesz miał mnie dość.

- Ja ciebie? Nigdy, ale wczoraj i tak mi było wszystko jedno. Podobno nawet sam nie mogłem oddychać, a teraz też nie mam na nic sił. Przy tobie jednak na pewno poczuje się lepiej.

- Oczywiście.

- Nie rozumiem tylko czemu ta cholerna skrzynka z towarem mogła na mnie spaść. Przecież ja zawsze dokładnie sprawdzam czy wszystko jest na swoim miejscu.

Też mi się to wydaje podejrzane.

Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej kolejny rozdział

Moc zmysłów Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz