Pov IlithyiaSiedzę przy barze pijąc piwo. Obserwuje też tego dilera, którego mam się pozbyć. Jest on cholernie nieostrożny i dziwię się, że jeszcze chodzi po tym świecie, ale to już nie długo. Jak nasze spojrzenia się spotykają, a ja uśmiecham się do niego zalotnie utrzymując kontakt wzrokowy.
Na szczęście to skutkuje, bo po chwili on się do mnie zbliża.
- Chyba pierwszy raz cię tu widzę - zagaduje mnie. Ma rację, bo ja nigdy z własnej nie przymuszonej woli nie przyszłabym do tak podrzędnego klubu. Jest on jednym z najgorszych w całym mieście.
- Tak, niedawno co się tu przeprowadziłam i właśnie dziś postanowiłam pozwiedzać okolicę.
- Bardzo się cieszę, że właśnie tutaj postanowiłaś przyjść. To miejsce wraz z twoją obecnością nabrało dużo więcej uroku. Jesteś tu najpiękniejsza - te głupie komplementy na mnie nie działają. Udaje jednak, że jestem zachwycona jego słowami.
Faceci są tacy próżni, że wystarczy trochę się nimi pozachwycać i już jedzą ci z ręki.
- Ty także mi się podobasz. Zdradź mi swoje imię - ostatnie zdanie cicho szepczę, a mój głos przybiera uwodzicielski ton.
- Max śliczna, a ty jak się nazywasz?
- Ilithyia - nie kłamie, bo to nie ma sensu. Przecież on nie dożyje rana.
- Ładnie - siada obok mnie.
- Mogę ci zaufać?
- Oczywiście - odpowiada, a ja po samym jego wzroku widzę, że powierzenie mu jakiegoś sekretu byłoby największym błędem.
- Wiesz gdzie tu można dostać kokę. Potrzebuję dać sobie w żyłę.
- Doskonale trafiłaś - uśmiecha się i chwyta mnie za nadgarstek, idę za nim. Prowadzi mnie do jakiegoś pomieszczenia, na pierwszy rzut oka widać, że musi współpracować z właścicielem tego klubu. Inaczej nie poruszałby się tak swobodnie.
Rozglądam się i nie widzę żadnych kamer. Dobrze, pójdzie mi jeszcze łatwiej.
- Zaraz ci coś dam - odwraca się do mnie plecami, a ja wbijam mu igłę w szyję i wstrzykuje śmiertelną dawkę narkotyku.
Zostawiam jednak strzykawkę przez co sam musi sobie ją wciągnąć i zostawić swoje ślady.
- Coś ty zrobiła? - mówi, a po chwili opada na podłogę. Dostał taką ilość, że już się nie podniesie.
- Naprawdę byłeś aż tak głupi żeby myśleć, że bezkarnie handlować na czyimś terenie? Pan Styles nie znosi takich rzeczy i tego nie toleruje - mówię, a następnie wychodzę.
Kilka minut i będzie po nim.
Wracam prosto do domu. Jestem cholernie wykończona tym dniem. Najpierw pomoc Louis'owi, a teraz jeszcze ten diler. Normalnie padam z nóg.
- Jak dobrze, że cię widzę - mówi do mnie Niall. Prawa ręka Harry'ego. On jest tu najdłużej z nas wszystkich i ma najlepszą pozycję. Dobrze, że jednak jest normalny i nie ma kija w tyłku.
- I co chodzi? - nie uśmiecha mi się kolejne zadanie, ale jak będę musiała coś zrobić to przecież nie odmówię.
- Szef cię wzywa i od razu uprzedzam, że jest wściekły.
To dobrze się nie zapowiada.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej kolejny rozdział

CZYTASZ
Moc zmysłów
Fiksi Penggemar- Ilithyio zostań - prosi mnie, albo rozkazuje, z nim to nigdy nic nie wiadomo. Staje przed drzwiami i odwracam się w jego stronę. - Żebyś jutro kazał mi z samego rana wyjść. Nie znam tak zmiennego człowieka jak ty. Raz mnie chcesz, a później odrzuc...