Pov Ilithyia- Zjadłabym sobie makaronu i to z takim bardzo ostrym sosem - rozmarzam się siedząc na kanapie w salonie. Ostatnio ciągle tu przesiaduje, bo wolę by Barandon tu mnie pilnował. Chociaż nadal nie rozumiem czemu on nawet w domu przy mnie siedzi. To pewnie kara za to jak potraktowałam Theo. Postąpiłam trochę zbyt pochopnie. On był miły i znośny, a ten potrafi mnie doprowadzić do szału.
- Podaj dokładną nazwę, a zaraz ci przywiozę, ale od razu ostrzegam, że jak znowu stwierdzisz, że wolisz coś innego to coś ci zrobię i nie będzie mnie obchodzić, że jesteś dziewczyną szefa - mówi dość poważnym tonem. Pozwala sobie na to, bo Harry'ego nie ma w domu, a wie, że ja nie kabluje.
- Dobra, chcę makaron z sosem meksykańskim - ten powinien być wystarczająco ostry. - Dla siebie też coś weź, bo Harry dziś nieprędko wraca, więc trochę sobie jeszcze ze mną tu posiedzisz. - wstaje, a ja przypominam sobie jeszcze o jednej rzeczy. - A i weź mi jeszcze kilka puszek Redbulla.
- Okej - odpowiada, a następnie wychodzi.
Mam zaledwie kilka minut spokój i słyszę dzwonek do drzwi. Nie ma tu nikogo innego, więc idę otworzyć. Bez sprawdzania kto to otwieram drzwi i widzę Jenny. Mój wzrok jednak od razu ląduje na jej ciążowym brzuchu.
- Harry'ego nie ma - mówię od razu. Nie mam zamiaru być dla niej miła, poza tym ona doskonale wie, że jej nie lubię.
- To mu przekaż, że ja nic od niego nie chcę, ale o dziecko to musi zadbać, i nie chodzi tu tylko o pieniądze. Dziecko potrzebuje uwagi - komunikuje, a następnie się odwraca i idzie sobie. Z tego co mówiła to znaczy, że Harry doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że zostanie ojcem. I nic mi o tym nie powiedział. A tak się nie robi.
***.
Siedzę na łóżku i czekam na Harry'ego pomimo tego, że jest druga nad ranem. Dobrze, że poprosiłam Brandona o te energetyki. Coś mi się wydaje, że i tak dziś nie zmrożę oka, więc otwieram sobie kolejną puszkę.Harry łaskawie się pojawia kilka minut przed trzecią. Złość na niego mi nie minęła, a wręcz się jeszcze powiększyła.
- Nie śpisz jeszcze skarbie? Mówiłem żebyś na mnie nie czekała.
- Miałeś dziś gościa, Jenny cię odwiedziła - od razu uśmiech z chodzi mu z twarzy.
- Czemu do cholery Brandon ją do ciebie dopuścił! - mówi w złości, a ja już wiem czemu ten prawie ciągle ze mną siedzi. Miał pilnować żebym nie dowiedziała się prawdy.
- Miałeś pecha, bo akurat pojechał po kolacje dla mnie. I to już nie chodzi o to dziecko, bo dobrze wiem, że nigdy cię nie obchodziło moje zdanie i uczucia. Poza tym każdemu to mogło się zdarzyć. Najgorsze jest jednak to, że ty cały czas mnie okłamujesz. Czy ja według ciebie nie jestem godna zaufania? - pytam z żalem. Skoro już mamy stworzyć jakiś związek to powinniśmy przynajmniej trochę sobie ufać.
- Ili skarbie, ja jeszcze sam nie podjąłem decyzji co z tym zrobić. Ja nie chce mieć nic z nią wspólnego.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - coraz bardziej nie podoba mi się to co on mówi.
- A to skarbie, że ja jeśli będę mieć dziecko to tylko z tobą. Niech, więc Jenny pójdzie po rozum do głowy, weźmie kasę i da mi spokój, bo źle się to dla niej skończy.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział.
CZYTASZ
Moc zmysłów
Fanfiction- Ilithyio zostań - prosi mnie, albo rozkazuje, z nim to nigdy nic nie wiadomo. Staje przed drzwiami i odwracam się w jego stronę. - Żebyś jutro kazał mi z samego rana wyjść. Nie znam tak zmiennego człowieka jak ty. Raz mnie chcesz, a później odrzuc...