64

1.5K 73 9
                                        


Pov Ilithyia

Zawsze doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że Harry jest podłym i okrutnym człowiekiem, ale za to nie spodziewałam się, że może tak mówić odnośnie swojego dziecka. Przecież to będzie krew z jego krwi. Przynajmniej trochę powinien się nim przejąć.

- Zaczynam już współczuć Jenny i jej dziecku. Jesteś najgorszym materiałem na ojca i bardzo dobrze, że już teraz to zauważyłam. Teraz wiem, że nie ma sensu stwarzać z tobą żadnego poważnego związku - mówię to szczerze. Jeśli już kiedyś nabrałabym ochoty na założenie rodziny to już na pewno nie z Harrym, każdy jest od niego do tego lepszy.

- Powinnaś się cieszyć, że liczysz się dla mnie tylko ty. Ja nawet nie mam pojęcia czy to jest moje dziecko. Ta dziwka pieprzyła się z kim popadnie, więc ojcem może być ktokolwiek.

- Zrzucanie odpowiedzialności na kogoś innego to bardzo podobne do ciebie. Najpierw kazałeś mi związać się z Ethan'em, a później tak po prostu zmieniłeś zdanie, a teraz jak pojawia się coś nieprzyjemnego to po prostu strasz się tego uniknąć. Rób co chcesz, ale ja nie zamierzam w tym uczestniczyć - komunikuje, a następnie kieruję się do wyjścia. Nie zamierzam spać z kimś kto zajmuje się okłamywaniem mnie.

Idę prosto do swojego dawnego pokoju, a na miejscu przekręcam kluczem w zamku. Gdybym tylko mogła to od razu bym się stąd wyprowadziła, ale niestety Harry rości sobie prawo do decydowania o moim życiu. Będę musiała wreszcie zacząć walczyć o moją wolność. Mam już dość takiego traktowania.

Budzę się niezbyt wypoczęta, Harry ze cztery razy dobijał się do mnie, ale na szczęście nie posunął się do wyważenia drzwi, bo zostawiłam klucz w zamku, więc nie mógł go otworzyć swoim własnym.

Jest dopiero po siódmej, więc może jak spróbuję wyjść z domu niezauważona, bo jak dalej będę tu mieszkać to Harry ciągle będzie mnie nagabywał.

Nie muszę się ubierać, bo zasnęłam w ubraniach. Chwytam jedynie za torebkę i po cichu opuszczam swój pokój. Na dół schodzę zupełnie bez szelestnie. Dopiero przy drzwiach wejściowych natykam się na Theo. Kurwa, co on tu robi tak wcześnie?

- Gdzie się wybierasz? - pyta zastępując mi drzwi.

- Błagam cię wypuść mnie, przepraszam, że ostatnio cię tak potraktowałam, ale to Harry'emu chciałam dopiec, a nie tobie. On mnie tu uwięził - próbuję wzbudzić w nim wyrzuty sumienia. Zawsze był dla mnie miły i dobry, więc może uda mi się coś osiągnąć.

- Nie mam nic do ciebie Ilithyio, ale nie zamierzam przez ciebie zarobić kosy pod żebra, a tak się stanie jak twoje zniknięcie wyjdzie na jaw.

- Nie ty oberwiesz tylko Brandon, bo to on ma mnie pilnować. A z tego co wiem to ty także go nie znosisz - może tak uda mi się na niego wpłynąć.

- Nie wydasz mnie? - pyta, a ja już się uśmiecham. Jest dobrze.

- Oczywiście, że nie - byłabym głupia gdybym zdradziła kto mi pomógł.

- No to leć - przesuwa się, a ja wreszcie mogę, pojechać gdzie tylko mi się podoba.

Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział.

Moc zmysłów Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz