Pov HarryIdę do pokoju Ilithyii, wiem, że będzie na mnie wściekła, ale jakoś spróbuję ją udobruchać. Pukam do drzwi, ale nic nie słyszę. Naciskam, więc na klamkę i drzwi się otwierają, wchodzę do środka i nikogo nie zastaje. Widocznie musiała już wstać i poszła coś zjeść. Wychodzę, więc z jej pokoju, który dziś zamknę na klucz żeby ode mnie nie uciekła i idę do kuchni. Lecz tu także jej nie ma. A to już zaczyna mi się nie podobać. Zaczynam, więc chodzić tam gdzie mogłaby pójść.
Przeszukuje praktycznie cały dom, a także wychodzę na zewnątrz i nadal nie widzę jej nigdzie. A to nie jest dobrze. W salonie natykam się na Brandona.
- Gdzie jest Ilithyia? - pytam go chociaż pewnie nie ma o tym pojęcia, w końcu wyszła ode mnie w środku nocy.
- Nie mam pojęcia, po jedenstej powiedziała, że idzie spać i poszła do pana pokoju. A ona przeważnie wstaje po dziewiątej, więc myślałem, że zaraz zejdzie.
- Tym razem wstała wcześniej i wyszła. Lepiej dla ciebie by szybko się znalazła, bo jeśli nie to ty poniesiesz tego konsekwencję - zdaję sobie sprawę z tego, że on w tej kwestii nie zawinił, lecz z drugiej strony mógł też gdyby był czujniejszy to Ilithyia nie wyszłaby z tego domu.
Wracam do swojej sypialni i dzwonię do Ili, mam nadzieję, że odbierze i uda mi się przemówić jej do rozsądku i wróci do mnie. Nie udaje mi się jednak do niej dodzwonić, bo słyszę komunikat, że nie ma takiego numeru. A to oznacza, że zniszczyła kartę sim do telefonu.
Cholera, jak znam życie to pewnie pobiegła do mojego brata i teraz szykują się do wspólnej ucieczki, ale ja na to nie pozwolę. Chwytam jedynie kluczyki do samochodu i biegnę do mojego auta. Muszę jak najszybciej jechać do Ethana. Nie mogę pozwolić by odejchali zbyt daleko, bo później ciężko byłoby mi ich odnaleźć.
Jadę szybko i zbytnio nie przejmując się przepisami ruchu drogowego. Najwyżej zapałce mandat, a to jest mało ważne, to Ilithyia ma dla mnie największe znaczenie. Chociaż przyznaję, że jestem też na nią wściekły za to co zrobiła. To jest dziecinne zachowanie i powiem jej za to kilka słów do słuchu.
Podjeżdzam wreszcie pod dom mojego brata i oddycham z ulgą. Jego samochód stoi na podjeździe. Wchodzę na posesję i dzwonię dzwonkiem do drzwi. Po krótkim czasie mi otwiera, a ja bez pytania wchodzę do środka.
- Co ty tu robisz? Nie chcę cię widzieć u siebie!
- Nie obchodzi mnie to czego chcesz, masz mi w tej chwili oddać Ilithyię - uśmiecha się na moje słowa.
- Czyli dała radę ci uciec. Doskonale i zapamiętaj wreszcie, że Ilithyia to człowiek, a nie twoja własność. Mam nadzieję, że już nigdy jej nie zobaczysz - robię krok w jego stronę.
- Twierdzisz, że jej nie widziałeś?
- Tak, ale możesz być pewien, że jak tylko ją spotkam to z całych sił postaram się ją przekonać by wyjechała jak najdalej od ciebie, bo wolę by się związała z Louis'em, a nie tobą - nie wytrzymuje jego słów i po prostu mocno mu przywalam.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział.
CZYTASZ
Moc zmysłów
Fanfiction- Ilithyio zostań - prosi mnie, albo rozkazuje, z nim to nigdy nic nie wiadomo. Staje przed drzwiami i odwracam się w jego stronę. - Żebyś jutro kazał mi z samego rana wyjść. Nie znam tak zmiennego człowieka jak ty. Raz mnie chcesz, a później odrzuc...