Rozdział dwudziesty pierwszy

973 82 351
                                    

Wkrótce nadszedł grudzień, a wraz z nim zbliżały się święta. Maya miała wrócić do domu na ferie, podobnie jak jej przyjaciele.

Najpierw jednak w połowie grudnia odbyło się ostatnie wyjście do Hogsmeade w tym roku.

Maya, Sandy, Kate, Sam i Danny poszli tam razem, jednak gdy tylko usiedli w Pubie pod Trzema Miotłami, by się napić piwa kremowego, przysiedli się do nich Huncwoci.

- Cześć wam, nie możemy się nie dosiąść! - stwierdził Syriusz wesoło, siadając koło Mayi.

- Chcecie czy nie, usiądziemy z wami! - dodał James, zajmując miejsce z jego drugiej strony.

Siedzieli teraz wokoło jednego, dużego stolika - Maya, Syriusz, James, Remus, Peter, Samuel, Kate, Danny i Sandy, zamykająca koło. Od kilku miesięcy Huncwoci bardzo lubili się do nich przysiadać, chociaż niewątpliwie robili to z inicjatywy Syriusza. Mimo wszystko jednak żadna z osób z tej grupy nie przejawiała jakichś większych oznak niechęci.

Na zewnątrz padał śnieg i panował mróz, a oni grzali się w zatłoczonym pubie.

- Jakie macie plany na święta? - zapytał Danny.

- Słuchanie narzekań rodzinki, że jestem hańbą rodu, czy jak zwykle. A jak u was? - odparł Syriusz. Reszta osób trochę zmarkotniała, gdy to powiedział. Mayi też zrobiło się go szkoda. Czy naprawdę niektórzy nie mogli przestać uważać się za lepszych od innych?

- Jak coś, to zawsze możesz wpaść do mnie - powiedział James, obejmując przyjaciela ramieniem. Ten uśmiechnął się lekko.

- Wiem, wiem. Ale opowiadajcie, jak u was, naprawdę - rzekł chłopak. Nie chciał, żeby się smucili przez niego.

Ponieważ nikt nie kwapił się do rozpoczęcia tematu, sam postanowił wyznaczyć kogoś jako pierwszą osobę. Właściwie wiedział już, co zamierzają robić James, Remus i Peter, więc wybierał spośród osób z drugiej grupki.

- Maya, a może ty nam powiesz, jak spędzisz święta?

Oczy wszystkich zwróciły się w jej kierunku, a ta wzięła kufel z piwem i powoli z niego piła.

- Spędzam je z rodziną, w domu - rzekła w końcu, odkładając napój.

Nie miała ochoty opowiadać o tym, że jej rodzice są specyficzni. Nie popierali żadnej ze stron w wojnie, jednak nie mieli raczej nic do osób innej krwi. Mimo wszystko jednak byli też dosyć sztywni, na przykład ciągle napominając ją o przestrzeganie różnych zasad. Nie podobało im się też, że nie ma samych Wybitnych, oraz to, że nie chce zostać kimś ważnym w Ministerstwie.

Nie zamierzała jednak im teraz tego wszystkiego opowiadać. Kate, Sam, Sandy i Danny wiedzieli, jak wygląda sytuacja i to jej wystarczyło.

Nim ktokolwiek zdążył zapytać ją o coś więcej, sama wyznaczyła kolejną osobę.

- To może teraz Remus? Jak spędzasz święta? - zapytała.

Lupin wydawał się być zaskoczony, że akurat do niego się zwróciła. Raczej za bardzo nie rozmawiali poza grupą, jednak tak właściwie to samo miała z pozostałymi Huncwotami, oprócz Syriusza. Z nim gadała najczęściej z nich, nawet jeśli często nie z własnej inicjatywy, a bardziej z jego lub z przypadku.

- Ja będę z rodzicami w domu. Raczej nie będzie to nic wielkiego, sami najbliżsi - powiedział Remus w końcu, po czym jakoś zmarkotniał, jakby myśląc o czymś przykrym.

Nagle natomiast wtrącił się James:

- Jak już mówiłem, ty też możesz do mnie przyjechać. Mam domek z ogródkiem. I las niedaleko. Taki z sarnami i jeleniami! Czasami sarny podchodzą tak blisko, że można się o nie ocierać.

Wszyscy przy stoliku popatrzyli na niego ze zdziwieniem. Potter natomiast swobodnie dodał:

- Lubię sarny. I jelenie.

- James ma nawet album z sarnami. I małą obsesję na ich punkcie - mruknął Peter.

- Może uważaj, żeby Lily nie była zazdrosna o nie, co? - zapytała Maya z lekkim rozbawieniem.

- Na pewno to zrozumie! - stwierdził chłopak z entuzjazmem.

- Każdy ma swoje ulubione zwierzęta. Niektórzy mają koty, czy psy, ale co kto lubi - stwierdziła Kate.

- Ja na przykład lubię psy - rzekła Maya, na co nagle Syriusz wybuchnął śmiechem. Po chwili dołączyli do niego pozostali Huncwoci, a reszta nie wiedziała o co chodzi.

- Co wam jest? - zapytała zdziwiona Maya. Niby zawsze mieli swój specyficzny humor, ale dzisiaj to jakoś szczególnie.

- Ależ nic, nic. Tak sobie mamy po prostu dobry humor - powiedział wesoło Syriusz.

- Właśnie widzę. Dobra, ja pójdę już, bo muszę jeszcze coś kupić - rzekła Maya, wstając od stołu.

- Pójść z tobą? - zapytała Kate.

- Właśnie? - spytała Sandy.

- Możecie pójść, jasne - zgodziła się, chcąc pobyć trochę z przyjaciółkami. Zaczęła zakładać płaszcz, który położyła wcześniej na oparciu krzesła, gdy nagle Syriusz zapytał:

- Ale tak beze mnie idziesz?

Zrobił przy tym smutną minkę, jednak ona nie dała się nabrać.

- Nie tym razem - stwierdziła.

Chłopak się naburmuszył, jednak nic mu to nie dało. Puchonki w końcu skończyły się ubierać, wzięły swoje torby i ruszyły do wyjścia z pubu.

- Naprawdę dziwnie się dzisiaj zachowywali. Znaczy oni zawsze są jacy są, ale dziś coś szczególnie - stwierdziła Maya, gdy we trzy spacerowały ulicami wioski.

Wiał zimny wiatr, a jej pomimo ciepłych rękawiczek, szalika i czapki i tak było zimno. Ale w końcu był grudzień, więc trudno się było temu dziwić.

- Może to jakichś ich wewnętrzny żart? Ale rzeczywiście coś chyba było dziwnego - odparła Kate.

- Wypytaj o to swojego Syriuszka, może ci powie o co mu chodzi - rzekła Sandy wesoło, na co Maya prychnęła.

- Mojego? Niby od kiedy? - spytała. - Ciągle tylko się kłócimy.

- Przekomarzacie. Zresztą potraficie się też pięknie zgrać - rzekła Kate, rzucając tym sugestię do zrobionego przez nich dowcipu.

- Poza tym już raczej nie darzysz go nienawiścią, co? - zapytała Sandy.

- A kiedy powiedziałam, że go nienawidzę? Po prostu wcześniej był mi raczej obojętny, irytował mnie. Teraz trochę się lubimy, ale bez przesady - powiedziała dziewczyna.

- A prezent jakiś mu kupisz na święta? - spytała Kate, na co ta wzruszyła ramionami.

- Mogę mu kupić słodycze, co innego? Jeszcze się aż tak dobrze nie znamy, ledwo trzy miesiące - odparła Maya.

- Jeszcze? - spytała Sandy. - To planujesz poznać się bardziej?

- Na tyle, ile trzeba. Bardziej się zastanawiam, co kupić rodzicom na święta, żeby nie było znowu, że daję coś nieodpowiedniego - mruknęła Maya.

- Spokojnie, pomożemy ci znaleźć - obiecała Kate, po czym objęła przyjaciółkę.

- Właśnie, damy radę - rzekła Sandy. Maya uśmiechnęła się lekko, ciesząc się, że ma przy sobie przyjaciółki.

- A jak tam sytuacja z Sadie? - zapytała Maya, na co Simpson troszkę posmutniała.

- Nadal się za bardzo nie odzywa do nas. Liczę, że w święta może przestanie nas unikać, jak będziemy razem wszystkie, ale nie wiem - westchnęła.

- Na pewno w końcu się uda! - odparła Sandy.

- Właśnie, będzie dobrze - stwierdziła Maya.

Blondynki starały się pocieszyć przyjaciółkę. Na szczęście trochę im się udało polepszyć jej humor.

Spędziły resztę popołudnia razem, zastanawiając się, co przyniosą tegoroczne święta.

~

#Jarnaisreal

Jak łatwo zborsuczyć | Syriusz Black ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz