Rozdział dwudziesty szósty

886 75 313
                                    

Kolejne dni mijały Mayi dosyć powoli. Codziennie słyszała o tym, że ma być przyjęcie sylwestrowe, na które ma się ładnie ubrać.

- Nie interesuje cię, kto będzie? - zapytała Lydia pewnego dnia przy kolacji.

- Nie - stwierdziła Maya, co nie spotkało się z aprobatą matki.

- Jesteś już dorosła, powinnaś się interesować - rzekła Lydia surowym tonem.

Nastolatka westchnęła.

- To kto będzie? - spytała, wiedząc, że matka i tak prędzej czy później to powie. 

- Dobrze, że zapytałaś. Cóż, chciałam zaprosić Ellisów, ale niedługo spodziewają się dziecka, więc nie wiem, czy przyjdą.  Poza tym może się ucieszysz, bo przyjdą też Jonesowie, Simpsonowie i Abbottowie - stwierdziła Lydia, na co Maya rzeczywiście się usmiechnęła. W towarzystwie Kate, Sama i Danny'ego na pewno będzie się jej lepiej spędzać czas.

Potem przestała już słuchać, rozmyślając o tym, że przynajmniej zobaczy przyjaciół trochę wcześniej. Rodzina Sandy nie była zaproszona, gdyż właściwie Chase'owie ich nie znali. Maya, Kate, Danny i Samuel poznali Sandy dopiero w Hogwarcie.

Zaproszonych osób trochę było.

Naprawdę ciężko było trafić za tym, kogo Lydia i Stanley akceptują, kogo nie. Ale ona się tym nie przejmowała i robiła swoje.

Nawet się nie dziwiła, że nie zaprosili Blacków. Widać było, że raczej nie pałają do nich sympatią.

Zresztą jeśli naprawdę rodzice Syriusza byli tak źli jak mówił, no to nawet trudno się było dziwić. Regulus też nie był zbytnio uprzejmy, co zdążyła już zauważyć.

Syriusz natomiast... Jasne, denerwował ją czasami, jednak coraz częściej bawiło ją odpowiadanie na jego zaczepki.

A poza tym miał też bardziej uczuciową i wrażliwą stronę, która była jednak ukryta przed większością.
Było jej go naprawdę szkoda, gdy opowiadał o swojej sytuacji rodzinnej.

A zarazem chwilę później potrafił to zepsuć, zmieniając temat na coś głupiego.

Jednak i tak chociaż może i różnił się od swojej rodziny, to przypuszczała, że i tak Lydii i Stanley'owi wydałby się "zbyt energiczny" czy coś w tym rodzaju.

W końcu jednak nadszedł dzień przyjęcia, a ona mimo wszystko zamierzała jakoś się bawić.

Założyła długą, kremową sukienkę z wzorami w kształcie różnokolorowych kwiatów. Miała średniej długości rękawy, rozkładała się na dole.

Do tego wszystkiego również założyła ładne, czarne buty na obcasie. Miała też kilka srebrnych pierścionków, łańcuszek, oraz kolczyki.

Oprócz podczesania swoich krótkich włosów wpięła w nie srebrną spinkę.

Użyła też ulubionymi perfum, oraz nałożyła sobie trochę makijażu. Gdy już była gotowa, wyszła z pokoju i skierowała się na dół.

Na dole było już trochę gości. Dostrzegła tam choćby Huntów, Andersonów, czy kogoś od Hancocków.

Ona nie zwróciła jednak na nich uwagi i podeszła do Caroline Mills, którą kojarzyła ze szkoły.

- Cześć Carol, jak tam? - zapytała Maya, podchodząc do blondynki o niebieskich oczach i długich, blond włosach związanych w warkocza, która stała pod ścianą salonu z kieliszkiem miodu pitnego. Miała na sobie również elegancką suknię w pomarańczowym odcieniu.

- Właśnie przyszłam i rozglądam się, podczas gdy moi rodzice chyba są w ogrodzie czy coś, z kilkoma innymi dorosłymi - wyjaśniła Caroline, uśmiechając się serdecznie na jej widok.

- A ty nie jesteś już dorosła przypadkiem? - spytała Maya.

- Teoretycznie jestem, bo mam już skończone siedemnaście lat, ale co z tego? Czuję się jeszcze młoda - stwierdziła Caroline wesoło. - A ty? W końcu już siedemnaście lat też niedługo skończysz chyba?

- Tak, za pół roku, pod koniec maja - odparła Maya.

W tej chwili jednak nagle ktoś zasłonił jej oczy, po czym usłyszała:

- Zgadnij kto to!

- Wiem, że to ty, Kate - odparła, po czym przyjaciółka przestała zasłaniać jej oczy.

- Stęskniłam się! - powiedziała szatynka, a gdy Maya odwróciła się w jej stronę, ta od razu ją przytuliła.

- Ja za tobą też - rzekła ze śmiechem, czując, że przyjaciółka ściska ją jakby się nie widziały latami. Odwzajemniła przytulasa.

Przyjaciółka ubrana była w żółtą sukienkę, a włosy miała związane w warkocz. Na rękach miała kilka bransoletek, a jej twarz zdobił radosny uśmiech.

- Co tam u ciebie? - zapytała. - Strasznie długo się nie widziałyśmy!

- A właśnie rozmawiałam sobie z Carol - powiedziała, po czym odwróciła się do tyłu, ale zobaczyła, że Mills już sobie poszła. - Chyba nie chciała przeszkadzać, czy coś. To może pójdziemy coś zjeść albo się napić?

- Chętnie! - zgodziła się Simpson, po czym we dwie poszły do stołu z przekąskami. Wzięły sobie talerze z kilkoma kanapkami, oraz trochę soku dyniowego do picia.

Następnie usiadły przy jednym ze stolików w rogu jadalni, która też była do dyspozycji osób na przyjęciu. Oczywiście teraz wszelkie zbędne meble zostały przeniesione, pod ścianami stały stoły, a na środku był parkiet.

Dziewczyny zaczęły rozmawiać, jednocześnie obserwując pozostałe osoby na imprezie.

- Jak tam się czujesz? - spytała szatynka w pewnym momencie.

- Jak zwykle. Rodzice marudzą, że nie mam takich ocen jakby chcieli i takie tam. Chyba rodzinka chciałaby też, żebym znalazła sobie chłopaka - stwierdziła blondynka, prychając. Naprawdę, nie podobało jej się to, jak bardzo rodzina chciałaby ingerować w jej życie.

Kate popatrzyła na nią ze współczuciem.

- Mogliby się w końcu odczepić. To w końcu twoja sprawa, a nie ich - powiedziała.

- Oby. Zawsze mogło być gorzej.

Maya cieszyła się, że zawsze mogła liczyć na swoich przyjaciół. Może i trochę czasami razem Kate i Sandy gadały o różnych chłopakach, ale to jednak co innego, niż takie naciskanie ze strony rodziców. Poza tym wiedziała, że Sandy jest po prostu duża romantyczką, a Kate marzycielką, przez co to trochę się na siebie nakładało.

- Hej wam!

Zobaczyły zmierzających ku nim Sama i Danny'ego, którzy nieśli ze sobą talerze słodkości oraz jakieś napoje.

Byli ubrani w eleganckie szaty, w których zdecydowanie rzadko się pokazywali. Ale w końcu trwało uroczyste przyjęcie.

- Cześć!

- Co tam?

Dziewczyny przywitały się z chłopakami, którzy postawili jedzenie na stole, po czym usiedli obok przyjaciółek.

- Szkoda, że nie ma Sandy - westchnął Danny smutno.

- Niestety - odparła Maya.

Zaczęli rozmawiać i jedli, gdy zaczęła płynąć muzyka, a coraz więcej osób wychodziło na środek, by potańczyć.

- Kate, mogę poprosić cię do tańca? - zapytał Sam, wstając i wyciągając rękę do szatynki.

- Z przyjemnością - odparła mu szatynka z uśmiechem, po czym ujęła jego dłoń i poszli tańczyć.

- A ja muszę iść do łazienki, ale jak chcesz, to możemy potańczyć później - rzekł Danny, a Maya skinęła głową.

- Jasne.

Gdy poszedł sobie, zaczęła obserwować pomieszczenie. Po kilku minutach jednak spojrzała na drzwi wejściowe i zamarła.

Stał tam bowiem jeden z jej byłych chłopaków - Brooks Currie.

Który w tej chwili spojrzał w jej stronę.

Jak łatwo zborsuczyć | Syriusz Black ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz