Epilog

507 26 81
                                    

Był już późny, jesienny wieczór, gdy czarnowłosa kobieta o czarnych oczach zjawiła się przed mosiężną bramą. Prowadziła ona do okazałej posiadłości, otoczonej długim, kamiennym murem.

Posesja otoczona była mnóstwem drzew, za którymi kryło się kilkoro osób. Jej wsparcie, które miało przyjść, gdyby coś poszło nie tak.

Było chłodno, ale ona o to nie dbała. Nim pojawiła się na widoku, upiła jeszcze łyk eliksiru, a następnie schowała fiołkę w ukrytej kieszeni swojej zielonej sukni. Oprócz tego miała także czarodziejski płaszcz, a włosy upięte w koka. Na nogach miała buty na obcasie, a poza tym posiadała także torebkę.

Czas zacząć misję.

Gdy zapukała do bramy, przed nią pojawił się skrzat domowy.

- Madame Leilani Rowle? - zapytał skrzekliwym głosem skrzat.

- Tak - odparła, siląc na jak najbardziej chłodny i beznamiętny ton.

Zwykle tak nie traktowała skrzatów. Ale teraz nie była sobą, lecz posiadała zupełnie inną tożsamość.

Tylko ta jedna noc.

Skrzat poprowadził ją krętymi ścieżkami, prowadzącymi przez ogród do rezydencji. Gospodarze uważali najwyraźniej, że muszą pokazać swoim gościom swój przepych w jak największej ilości.

Latem musiało tu być pięknie, lecz teraz było tu dosyć ponuro. Zresztą ona w ogóle nie lubiła takich arystokratycznych miejsc.

Każdy zapewne by się tu zgubił za pierwszym razem, ale ona miała wskazówki jak się poruszać. Musiała być czujna i obserwować wszystko dookoła.

Stała czujność.

Zwracała uwagę na każdy szczegół. Kto wie, może będzie musiała uciekać, a coś takiego ocali jej życie. Nie można się było teleportować na terenie posesji, więc i tak będzie musiała wyjść przez bramę.

Tygodnie spędzone na treningu u Alastora Moody'ego robiły swoje. Jej wzrok dyskretnie przechodził od jednego elementu do drugiego. Udawała, że podziwia to miejsce.

W końcu dotarła do marmurowych schodów, po których weszła z bijącym sercem.

To była jej misja. Musiała się udać.

Skrzat otworzył jej drzwi i weszła do środka. Następnie oddała swój płaszcz. Wtedy do korytarza wszedł gospodarz przyjęcia, z którym się przywitała.

Udawała daleką kuzynkę Rowle'ów. Czystokrwiści może i dobrze znali swoje drzewa geanologiczne, ale to, co działo się w Ameryce, było zbyt daleko, by dokładnie wszystko sprawdzić.

Jej "rodzice" czyli Everett i Josephine Rowle trzymali ją pod kloszem przez kilkanaście lat, by nie zadawała się z nieodpowiednim towarzystwem. Miała więc domowe nauczania i niewielu znajomych, dlatego niewiele o niej słyszano. Po ich śmierci postanowiła przyjechać do Szkocji, z której się wywodziła i zapoznać się z magiczną elitą Wielkiej Brytanii.

Leilani Rowle była idealną arystokratką. Idealna cera, nienaganne maniery i wzorowe poglądy.

Długo wykuwała tą historyjkę, nim opanowała większości jej biografii.

Panna Rowle była wszystkim, kim ona nigdy nie chciałaby by być. Nienawidziła jej, ale satysfakcję robiło jej wykiwanie tych wszystkich nadętych arystokratów.

- Zapraszamy panno Rowle - powiedział gospodarz, przepuszczając w drzwiach do sali balowej.

- Dziękuję za tą uprzejmość, panie Mulciber - powiedziała panna Rowle z przymilnym uśmiechem.

Serce biło jej jak oszalałe. Wchodziła w sam środek ludzi, którzy mogliby ją po prostu zabić, gdyby poznali jej prawdziwą tożsamość.

Ona jednak musiała to zrobić. Miała zadanie do wykonania.

Zatem misję czas zacząć.

Ciąg dalszy nastąpi

Jak łatwo zborsuczyć | Syriusz Black ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz