Rozdział dziewięćdziesiąty

396 31 170
                                    

Gdy Maya wróciła do dormitorium, porozmawiała trochę z przyjaciółkami. Obie były oburzone tym, co chciała zrobić Shirley.

Przypuszczała, że wujostwo zostało już o wszystkim powiadomione przez Pomfrey czy któregoś z nauczycieli, więc chyba nie było sensu do nich pisać. Mogłaby w sumie wyjaśnić kuzynowi co się stało, ale w tej chwili nie miała na to ochoty.

W tej chwili chciała po prostu, by kuzynka trzymała z dala od niej, jej chłopaka i przyjaciół.

Gdy tylko Puchonki wyszły z dormitorium, Maya od razu została zasypana pytaniami. Trudno było się dziwić, zapewne jak zwykle cała szkoła już wiedziała, co się stało i wypytywali o szczegóły.

To było naprawdę zadziwiające, jak szybko rozprzestrzeniały się plotki w tej szkole. Chociaż do nauczycieli wydawały się czasami nie dochodzić.

Podczas jednej z przerw dostała wiadomość, by zjawić się w gabinecie dyrektora po lekcjach. Zdziwiła się, ale była przekonana, że chodzi o sytuację z poprzedniego dnia. Zazwyczaj wszelkie spory były zamiatane pod dywan, więc to było zaskakujące.

Dzięki podanemu hasłu Maya weszła do gabinetu, w którym zresztą nigdy wcześniej nie była. Ze względów zdrowotnych przepytywanie jej z wydarzeń w Hogsmeade odbyło się w Skrzydle Szpitalnym, w przeciwieństwie do reszty uczniów.

- Dzień dobry panie dyrektorze - rzekła Maya, wchodząc do pomieszczenia. Rozejrzała się ze zdumieniem.

Było ono dosyć spore, oprócz biurka znajdowało się tu wiele różnych szparagałów, a także portrety z wizerunkiem dawnych dyrektorów. Sam Albus siedział przy swoim biurku.

- Dzień dobry panie dyrektorze - powiedziała Maya, wchodząc do środka. Perspektywa rozmowy z dyrektorem szkoły sam na sam była nowością, której się nie spodziewała.

- Dzień dobry panno Chase. Proszę siadać - rzekł dyrektor, wskazując jej miejsce naprzeciwko niego. - Chciałabyś cytrynowego dropsa?

- Nie, dziękuję, ale nie chcę - odparła Maya, gdy usiadła na krześle.

- Szkoda - stwierdził Albus i popatrzył na nią uważnie. - Pewnie zastanawiasz się, po co cię tu wezwałem.

- Owszem, jestem ciekawa - stwierdziła Maya.

Nie sądziła, że może chodzić o coś innego, niż o sprawę z Karliah. Co prawda zdziwiła się, że dyrektor tak się tym przejął, ale w końcu był specyficzny.

- Kilka miesięcy temu wraz ze swoimi przyjaciółmi stawiłaś czoło śmierciożercom. Jakimś cudem wyszliście żywi ze starcia z Bellatrix Lestrange. Jak myślisz, jak udało wam się tego dokonać? - zapytał Dumbledore, a ona na chwilę zaniemówiła. Nie spodziewała się tego tematu.

- Nie wszyscy wyszli z tego żywi - rzekła Maya. - Kenny...

Może i nie znała dobrze tego dzieciaka, ale nie zmniejszało tego, co czuła później. Chociaż w pierwszej chwili jej uczucia zostały zdominowane przez szok oraz współczucie dla Jamesa, jego rodziców i ciotki, to jednak była też obrzydzona i przerażona okrucieństwem Lestrange. Zdawała sobie sprawę, że jest ona psychiczna i okrutna, ale mimo wszystko było to ciężkie.

Trudno było jej pojąć, jak można komuś odebrać życie tak po prostu. I to na dodatek niewinnemu dziecku.

Czasami te wydarzenia śniły się jej po nocach, a ona budziła się z krzykiem.

- Nie przeczę, że utrata Kenny'ego musiała być bolesna dla jego rodziny, a jego śmierć z pewnością była trudnym widokiem - powiedział Dumbledore, przerywając jej rozmyślania. - Niemniej jednak wasza grupa bez żadnego przeszkolenia stawiła czoło śmierciożercom. Z pewnością wymagało to ogromnej odwagi i poświęcenia.

Jak łatwo zborsuczyć | Syriusz Black ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz