Ten biały sufit był do bani.Podniosłam się do pozycji siedzącej, natrafiając wzrokiem od razu blaty kuchenne. Mieszkanie w kawalerce było najgorszym co mnie spotkało w życiu. Drzwi jedyne jakie posiadałam, to te od łazienki i wejściowe. A ja lubiłam drzwi.
Mruknęłam pod nosem coś do samej siebie, patrząc na stertę nowych zeszytów ułożonych na stole między moim łóżkiem, a kuchnią. Trzy dni, jeszcze tylko trzy.
Nigdy nie byłam dobra z wielu przedmiotów. Nawet jeśli poszłam w tym momencie studiować biologię, to nawet nie wiedziałam po kiego czorta mi się to właściwie przyda. Nie wiedziałam co chciałam robić w przyszłości, a niby to właśnie ta magiczna szkoła miała mnie uświadomić w tej decyzji. Nie chciałam skończyć jak pan Uncle za biurkiem, ani być ornitologiem, czy lekarzem. Nie planowałam pracy w laboratorium, ani w terenie. W sumie to po co mi szkoła? Przez całe liceum nie zastanawiałam się kim właściwie chciałabym zostać. Być może to przez moją ''dorywczą'' pracę na biednej dzielnicy nie miałam nawet chwili, aby nad tym usiąść i porządnie pomyśleć. A teraz utknęłam z niczym. Nie to co Will, który przyjechał tu specjalnie, aby projektować gry. W tym momencie był już na trzecim roku i mógł już na wakacje pójść do jakiejś pracy z tym związanej. Widziałam zapał w jego oczach, gdy pokazywał mi swoje projekty na zaliczenie. Studia szły mu łatwo, bo robił to, co kochał.
W dniu mojego przyjazdu czułam, jakbym wkroczyła w mały świat mojego brata, który był mi nieznany. W końcu nawet nie odwiedziłam go ani razu, gdy byłam w liceum. Tu było mnóstwo nowych twarzy, chociaż jego znajomi nie interesowali mnie, gdy byłam młodsza. On sam bardzo dojrzał. Był dużo mniej wkurzający, aczkolwiek jego obsesja na punkcie fryzury i brudu w mieszkaniu pozostała nienaruszona. Widziałam jak ten świat go zmienił. I czy chciałam skończyć tak samo? Nie wiem.
Często się widywaliśmy, głównie z mojej inicjatywy, bo nie miałam żadnych znajomych. Zabierał mnie na imprezy, pokazywał różne miejsca. Był takim starszym bratem, jakiego nie zwykłam mieć, gdy mieszkaliśmy w Hampton. Może to też przez fakt, że oboje bardzo się zmieniliśmy i w końcu potrafiliśmy się dogadać, a może i to, że gdy był daleko znał każdy mój pieprzony sekret, fobię i niepewność. Był moim aniołem stróżem w nieznanym dla mnie świecie.
A byłam tu już cztery miesiące. Wyjechałam końcem maja, a za kilka dni miał się rozpocząć październik. W przeciwieństwie do Hampton zrobiło się już bardzo zimno i trzeba było chodzić w kurtce. Nienawidziłam tej pogody i wszystkiego co z nią związane. Ciągłe deszcze, szybko opadające liście, wiecznie zmarznięte ręce. Kto by chciał żyć w czymś takim?
Zdałam egzaminy w pobliskim liceum. Jak przez mgłę pamiętam moment, gdy razem z Alice przegadałyśmy nockę na temat zadań, które się pojawiły. Zakończenie roku moich przyjaciół oglądałam jedynie na zdjęciach, płacząc gdzieś w poduszkę, a kilka dni później dotarł do mnie i mój nieszczęsny dyplom ukończenia liceum. Podrzuciłam go wtedy do sufitu i leżał zwinięty pod stołem kilka dni, aż sobie o nim przypomniałam sprzątając mieszkanie. Kilka razy ''byłam na plaży'' z ekipą na kamerkach, siedząc przy oknie, lub wyskoczyłam na imprezę, pijąc samotnie drinki. Nie wiem czy bardziej mi to pomagało, czy dobijało. Końcem sierpnia każdy rozjechał się w swoją stronę. Dennis i Alice wyprowadzili się do Richmond, a gang został oficjalnie zamknięty. Felix poszedł do pracy w firmie swojego ojca, oraz załatwił jakieś stanowisko administracyjne dla Margaret. Ben i Lucy przeprowadzili się do Newport News, gdzie również pracowali. Foster także znalazł jakąś robotę, aby móc jeździć do Melanie co weekend. No i David... nie wiem.
Nie wiedziałam. I to nie tak, że coś się stało, bo czysto teoretycznie nic się nie wydarzyło. Przez trzy miesiące prowadziliśmy ten nieudolny związek na odległość. Już pierwszego dnia, gdy tylko przyjechałam do Ohio zadzwonił do mnie. Rozmawialiśmy chyba dwie godziny ustalając sobie wszystko ''na zaś''. Tworzyliśmy nowe zasady, dzięki którym mieliśmy jakoś przetrwać. I co dziwne - nawet się zaangażował. Co wieczór rozmawialiśmy przez telefon, a pisaliśmy niemalże non stop. O wszystkim i niczym. Czasami nawet po prostu leżeliśmy w milczeniu gapiąc się na siebie przez FaceTime. To był związek pełen bólu. Wyglądaliśmy na wiecznie nieszczęśliwych, nawet gdy byliśmy uśmiechnięci. Często miałam sprzeczne myśli, pytałam co chwilę, czy jest tego pewny, jednak nigdy nie okazywał chęci poddania się. Wydawało mi się, że byliśmy przy sobie najsmutniejsi i najszczęśliwsi równocześnie.

CZYTASZ
The Beast - JUŻ W SPRZEDAŻY
Teen FictionWrócił, jednak go nie znali. Jego imię, pochodzenie, przeszłość. Nic nie było o nim wiadome. Więc, dlaczego siał postrach wśród mieszkańców? Vivienne nie wierzy, że jest taki zły, ale co będzie, gdy Bestia pokaże swoje rogi? Lub co gorsza...prawdziw...