W takich momentach człowiek zaczyna się zastanawiać, czy jego życie w ogóle ma sens. Po co istnieje? Dlaczego wszystko co złe, spotyka właśnie jego. Obarcza siebie całą winą i zamyka się w sobie. Wewnętrznie umiera. Nie czuje już łez, które spływają po jego policzkach, bo przyzwyczaił się do nich, jak po plombie w zębie, po wizycie u dentysty. Karci się za wszystko, co do niedawna miało miejsce i dochodzi do wniosku, że wolałby nie żyć, niż przeżywać to piekło, którego teraz doświadcza. Nie egzystuje, cierpi. Chce jakoś ukoić nerwy, ale nie potrafi znaleźć sposobu. Oddaje się w rozpacz, która go pochłania.
Widok, który nigdy nie schodzi z pamięci. Łzy najważniejszej osoby w całym życiu większości ludzi - własnej matki. Rozpaczliwy krzyk, który z siebie wydaje, niemoc, która ukazuje się u niej mimo, że zawsze była taka silna. Ojciec, który próbuje ją uspokoić, chociaż sam ledwo się trzyma. I chyba najgorsze co może być. Zobaczyć, jak twój brat walczy o życie.
To wszystko działo się tak szybko, zdecydowanie zbyt szybko. W głowie mam jedynie szum i ulotne momenty. Moją niemoc. Zadzwoniłam do ojca, który zerwał się z pracy i niemal natychmiast pojechaliśmy do szpitala, wyprzedzając wszystkie samochody po drodze. Wbiegnięcie do szpitala, zrobienie szumu na całą placówkę, ponieważ chcieliśmy zobaczyć Willa. Mama płakała tak głośno... w sumie nie, ona się darła. Wszyscy w poczekalni patrzyli na nas z ogromnym zdumieniem. Ja sama ryczałam, nie mogąc się powstrzymać, ojciec starał się wszystkich uspokoić, co nie wychodziło mu w ogóle. Pielęgniarka podeszła do nas, informując, że brat właśnie ma operację. To były najdłuższe dwie godziny mojego życia. I chyba najgorsze, jakie byłam w stanie kiedykolwiek przeżyć.
Przypomniała mi się rozmowa z dyrektorem, o której z automatu powiedziałam rodzicom. Do tej pory olewałam tą sprawę, ale tym razem wszystko już było inaczej. Czułam się winna temu wszystkiemu. Zaczęłam mieć czarne scenariusze. Siedzieliśmy tam, płacząc. Nie robiliśmy nic. Płakaliśmy w ciszy.
Po godzinie do szpitala przyjechali koledzy ojca, którzy od razu postanowili zbadać tą sprawę. Zaprowadzili nas do radiowozu, gdzie uruchomili nagranie, jak pięciu mężczyzn napada na mojego brata. Powiedzieli, że było to wykonane z premedytacją, a wcześniej Will miał się z nimi spotkać. Wmieszał się w problemy.
Wśród oprawców był nożownik, który pokiereszował ciało. Mama jeszcze bardziej się popłakała, ja tym bardziej, a ojciec nie miał już siły nas uspakajać. Tym bardziej dotarło do mnie, kto to mógł być.
Od razu do głowy wpadł mi pomysł Bestii, albo któregoś z gangów, z którymi mieli spinę. Ja wewnętrznie czułam, że to mogła być moja wina. W końcu tak samo jak ja się ne przyznawałam, tak i nie przyznał się Will. Matka wybuchła. W końcu już raz ekipa rozprawiła się z moim bratem bez żadnego powodu. Pamiętam to jak dziś, gdy wrócił do domu bez pieniędzy, cały w siniakach. Czy to się właśnie powtórzyło? Czy znów tą winną byłam ja?
A mimo wszystko milczałam. Przekazałam jedynie wieści od dyrektora. Nie wydałam Bestii, nawet w tamtym momencie. Udawałam, że nie wiem nic, chociaż pewnie sama miałam za uszami więcej niż mój brat. Bałam się odezwać. Czułam, że rodzice stracą do mnie zaufanie i znienawidzą mnie za to, co robię.
W takich momentach człowiek żałuje. I ja także. Każdego przekleństwa na mojego brata, uszczypliwości, dokuczania, skarżenia. Wszystko bym oddała, aby znów zobaczyć jak szykuje sobie sałatkę w kuchni, jak krzyczy, gdy przegrywa mecze na kompie i gdy prosi, abym go nie wydała, gdy wymyka się na imprezę. Zrobiłabym co w mojej mocy, aby już zawsze odstąpić mu łazienkę, przepuścić na schodach i oddać jedzenie, które brałam zawsze podwójną porcją tylko po to, aby dla niego nic nie zostało.
A dni mijały, leciały, pędziły. Operacja Willa na szczęście się powiodła, ale jego stan był dość niestabilny. Rodziców praktycznie nie było w domu, siedzieli w szpitalu. Ojciec zrozumiał, że jego brak obecności mógł wpłynąć na złe rzeczy, które działy się ostatnio w naszej rodzinie. Ja natomiast nie potrafiłam się ruszyć nawet na drobny milimetr. Płacz i histeria nie schodziły z mojej twarzy, dlatego nie chodziłam do szkoły. Minął cały pieprzony tydzień, a ja nadal nie potrafiłam wstać z łóżka. Moje problemy z żywieniem znów dały o sobie znać. Nie chciałam tego, ale po prostu, nie miałam siły się ruszyć. Zablokowałam każdemu dostęp do mojej osoby, Alice, Patrick, Kevin, Tommy, a przede wszystkim ekipa Bestii. Wyłączyłam telefon, nie chcąc nawet go dotykać. Oczywiście wieści w szkole szybko się rozeszły, ponieważ ojciec Evansów postanowił zadzwonić do mojej mamy. Ja jednak nie potrzebowałam współczucia, musiałam pobyć sama.
CZYTASZ
The Beast - JUŻ W SPRZEDAŻY
Teen FictionWrócił, jednak go nie znali. Jego imię, pochodzenie, przeszłość. Nic nie było o nim wiadome. Więc, dlaczego siał postrach wśród mieszkańców? Vivienne nie wierzy, że jest taki zły, ale co będzie, gdy Bestia pokaże swoje rogi? Lub co gorsza...prawdziw...