2.28.Wygrałaś pierwszą bitwę.

11.9K 472 240
                                    




Zauważyłam, że bardzo się odcięłam. Dawno nie było mnie na żadnej akcji. To dziwne. Kiedyś latałam co chwilę, naprawdę było ich całkiem sporo. Nawet małe, pojedyncze przewinienia, które wynikały bardzo spontanicznie. Od dłuższego czasu faktycznie - wszystko mnie omijało i nie działo się nic. Powoli pracujący nad sprawą ojciec i ekipa załatwiali wszystko za mnie, bo chyba zawsze główny problem tyczył się mojej osoby. Nie pamiętam kiedy ostatnio to ja walczyłam za kogoś. Ostatnią większą sprawą był napad Travisa Dancy na moją osobę pod domem i zaatakowanie w głowę. Straciłam pamięć i tak naprawdę całe śledztwo zamiast im pomagać, to jedynie odkrywałam kim jestem, co było dla mnie równie straszne, co pewnie dla tamtych, gdy musieli szperać, szukać w niewiadomy sposób, kto właściwie tego dokonał.

Tym razem pod lupą był Duke - osoba odpowiedzialna za uszkodzenia narządów wewnętrznych mojego brata, przez co musiał zrezygnować z kariery sportowca, nie wspominając, że uszedł przy tym z życiem. Wtedy rozpoczęła się pierwsza współpraca ojca z gangiem, w którym nie zdawał sobie sprawy, że byłam. Z zemsty Duke zlecił coś, co w sumie było mi na rękę, czyli podrzucił Alice zdjęcie moje i Bestii do pokoju. Nie był dla nas zagrożeniem, jedynie nożownikiem w pojedynczej jednostce zazwyczaj biegającym po Hampton. Wiedziałam, że teraz też pewnie nie sprawi im problemów załatwienie go jak kiedyś.

Tyle, że ja nie czułam się dobrze z tym, że każdy rozwiązuje wszystkie sprawy za mnie. Tak naprawdę też byłam w gangu, a ostatnio moje zajęcia tam, to były zapewnianie rozrywki, bo co rusz mnie ktoś atakował, a nawet nie pomagałam. Nie wiedziałam w sumie jak oni go szukają, co robią jak odnajdą, jak tworzą plany i co później z nim robią. Przypominało mi to spotkania towarzyskie o wiele bardziej niż postrach Hampton. Nie robiliśmy też typowych rzeczy. Nigdy nie zabieraliśmy nikomu, nawet tym, których mieliśmy atakować pieniędzy, ani rzeczy osobistych. W sumie byliśmy całkiem milusi, jakby patrzeć od naszej strony, lecz inni postrzegali nas zupełnie inaczej. Tak jak ja w sumie ich kiedyś.

Stałam w łazience, oglądając moją zszytą rękę, która ani trochę nie wyglądała dobrze. Majowa pogoda pozwalała mi już na noszenie krótkich rękawków i to nawet krzyczała i zmuszała mnie, abym to robiła, jednak nie mogłam. Nikt nie mógł zobaczyć, co tak naprawdę mi się stało, więc po cieplutkim domu, w którym słońce biło w każde okno, ja ganiałam w bluzie, gdzie moi rodzice, którzy są totalnymi zmarźluchami, chodzili w krótkich rękawkach.

Przemogę się.

W sobotnie popołudnie zazwyczaj nie było nikogo w domu, a co dopiero w taki ciepły dzień, gdy rodzice co chwile chodzili na jakieś spacery, a tym razem nawet zabrali ze sobą Felixa, przy czym zrobili mi ogromną przysługę, bo nawet nie wiedziałam ile właściwie czasu mam na zrobienie tego co chciałam zrobić. W ekspresowym tempie zamieniłam domową bluzę na lekką, czarną kurtkę, po czym opuściłam dom, zamykając na klucz i podbiegając do auta.

W samochodzie upał niezwykły tudzież nie wiedziałam po co była mi ta kurtka, chyba tylko po to, by należycie wyglądać, a nie latać z czarnej bokserce jak po domu. Wycofałam z parkingu pod moim domem, otwierając okno, włączając głośno muzykę, gdzie rozpoczął się hit czasów moich rodziców, a przy okazji jedna z moich ulubionych piosenek - Rock and Roll is King.

Pomimo iż ludzie w moim wieku faktycznie nie słuchali takiej muzyki i mało kiedy spotkałam kogokolwiek, kto potrafiłby wymienić chociaż jedną piosenkę Elvisa, a jeśli już wymieniali, to nie było to Love me tender, to był cud. Kochałam właśnie takie amerykańskie czasy, kiedy to kobiety ubierające się w stylu pin-up były najatrakcyjniejsze dla mężczyzn, a faceci w nażelowanych, tłustych aż włosach i w skórach przyjeżdżali do przydrożnych barów na swoich motocyklach z szafami grającymi...

The Beast - JUŻ W SPRZEDAŻYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz