3.19.Beauty and the Beast

12.9K 491 1K
                                    




9,5k słów

piosenka z mediów wiadomo, kiedy będzie puszczana <3, oby każdy znał Beauty and the Beast

-Kurwa mać! - krzyknęłam, gdy poczułam jak igła rani moje przedramię niczym maszyna do szycia, jednocześnie rozcinając mi skórę tworząc jakby tysiące przecięć przy sobie.

-Wypełnianie to tragedia, ale najgorszy jest biały kolor, który będzie zaraz. - zaśmiał się Jared kontynuując torturowanie mojej całej już spuchniętej ręki, którą bawił się już kilka godzin.

To już jest na zawsze, nie można żałować. Ja pierdziele.

Nie płakałam, aczkolwiek chyba tylko dlatego, że zapomniałam, że powinnam być niepomalowana, bo może źle się to dla mnie skończyć. Od paru ładnych godzin gapiłam się na czaszki i obrzydliwe zdjęcia gołych kobiet w salonie u Jareda, bo w sumie co innego powinnam? No i miał piękne rysunki porozwieszane dosłownie wszędzie, ponieważ tatuator ma w zwyczaju być też świetnym rysownikiem. Zazdrościłam talentu, bo ja jedyne co potrafiłam namalować, to kwiatka z krzywymi płatkami.

Przekręciłam głowę na stanowisko z jego nowymi pracami. Fakt, że wymyślał wzory pod kogoś, a nie kopiował niczego z internetu był bardzo pocieszający. Przynajmniej ci, którzy do niego przychodzili mieli szanse być oryginalni. Przeglądałam jego opinię, cieszył się dość dobrą renomą na tle innych salonów w Hampton. Pewnie zgarniał z tego niezłe siano, ale co ja tam wiedziałam. Dobrze, że chłopak sobie na coś pracował. Miał szansę na lepszą przyszłość, nie to co my, ci zagubieni co jedynie kradli i sprzedawali.

Jedynie obserwowanie tego miejsca sprawiało, że na dłuższy moment oderwałam się od myśli, o bólu, który przeszywał moją rękę od guzka większego kości ramiennej po sam trzeci, najdłuższy palec dłoni. Przedramię paliło najmocniej, tam gdzie największe skupisko bólu mi się nagromadziło. Było to dosłownie nieporównywalne z tym, co kiedyś robił na mojej kostce. Tamto było mniejsze, trwało dosłownie chwilę, nie było żadnego cieniowania, dopełniania. Po prostu zwykłe ukłucia igiełką, które dało się przetrwać przez tę parę minut. Tu natomiast jeździł mi po już otwartych ranach co rusz innymi końcówkami. Zaciskałam zęby, próbując udawać, że nic nie czuję, bo w końcu jak na zastępczynie gangu powinnam być twarda.

Przetaksowałam wzrokiem cały pokój, aż natrafiłam na Davida siedzącego z boku, na zwyczajnym, domowym krześle i obmywającego taki tatuaż, który był robiony i mnie. Nie patrzył na mnie, obserwował to, co właśnie przybyło na jego przedramieniu. Ze skupioną miną i podrętwiałymi ustami przecierał mokrym ręcznikiem papierowym wylewające się osocze z jego rany. Był pierwszy, chciałam pooglądać jak będzie się zachowywać, aby później się nie ośmieszyć, jednak chyba się tak nie zachowałam. On ani nie drgnął, nic nie krzyknął, nie widziałam bólu na jego twarzy. Jedynie gapił się w telefon, lub prowadził dialog z Jaredem.

A gdy ja już usiadłam na fotel dopiero wtedy poczułam co to ból. Jednak wydarłam się dopiero przy wypełnianiu i zwróciłam na siebie jego uwagę, gdy z uśmiechem zaczął kręcić przecząco głową. W sumie czytałam, że to miejsce jest bardzo wrażliwe, jednak ja głupia nie potrafiłam na chwilę ugryźć się w język i jakoś to przeboleć.

-Czas na biały kolor. - uśmiechnął się z satysfakcją Jared, napełniając maszynkę nowym barwnikiem. - Może boleć bardziej, niż pozostałe.

-Cudownie. - westchnęłam, bo chociaż nic mi aktualnie przy tej ręce nie robił, to cała pulsowała z bólu.

Mój wzrok znów powrócił na Davida, który podszedł do nas i spojrzał na mój tatuaż, który jeszcze był na etapie tworzenia. W sumie to nasze malunki były tylko dwoma elementami, a oba były od siebie różne, jednak całościowo dopełniały się po prostu idealnie.

The Beast - JUŻ W SPRZEDAŻYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz