Siedziałam na tyle Mercedesa moich rodziców I gapiłam się przez okno na doskonale znajome mi drzewa. Dziś babcia Rootland obchodziła swoje siedemdziesiąte urodziny. Zarezerwowaliśmy sobie specjalnie całą niedzielę wolną na tą okazję. Powoli szlag już mnie trafiał, bo tak długo przy swojej rodzince to już dawno nie siedziałam, a przejazd między moim domem, a babci trwał jedynie godzinę. Tęskniłam już za swoim pokojem, a mało tego - doskonale zdawałam sobie sprawę, że będę musiała siedzieć przy famili cały dzień.
Nie wiem czy rodzice byli ostatnio celowo ślepi na moje zachowanie, aż w sumie chociaż nawet go praktycznie nie widywali. Od kiedy wsiedliśmy do auta nie wypowiedziałam ani słowa, za to oni paplali między sobą jak najęci. Dziwię się, że po tylu latach jeszcze im się nie wyczerpały tematy.
Nie byłam gotowa na ponowny przyjazd do tego domu po ostatnich wydarzeniach, które mnie w nim spotkały. Nie wiem, czy chciałam wejść do tego pokoju, w którym po raz pierwszy spaliśmy razem I pocałowaliśmy ostatni raz. Bałam się, że moi dziadkowie zaczną o nim wspominać, a mi rozklei się serce na milion kawałków, smutno informując o tym, że już nie mamy ze sobą kontaktu.
Nie wiem czy bardziej byłam zawiedziona, czy szczęśliwa, że w końcu dojechaliśmy na miejsce. Wyszłam z samochodu, dziękując światu, że mogę stanąć metr dalej od moich rodziców niż wcześniej. Otworzyliśmy furtkę, weszliśmy po schodach I zapukaliśmy do drzwi, które dosłownie sekundę później jak zwykle otworzyła moja babcia z najszczęśliwszym uśmiechem jaki świat widział.
-No w końcu! Ziemniaki już stygną! - krzyknęła, biorąc nas za ręce I wprowadzając do korytarza.
-Mówiłam mamie, że my po obiedzie. - westchnęła rodzicielka, wieszając swój płaszcz na wieszaku.
-Kto ci tak ugotuje jak nie mama? - babka machnęła na to ręką zaciągając wszystkich do salonu, gdzie były już przygotowane dania na stole. - Jak zimne to mówcie.
Dziadek również już się do nas przyłączył. Posłał mi sympatyczny uśmiech, co odwzajemniłam. Każdy w tym domu doskonale zdawał sobie sprawę z tych felernych wydarzeń, które miały miejsce ostatnio.
Chyba każda babcia tak miała, że kochała gościć u siebie ludzi. Przez to nawet zapominała zjeść własnego obiadu, bo tylko biegała od kuchni, do salonu, aby nas obsługiwać I spełniać wszelkie zachcianki komfortowe. Za szklanymi szafkami I na półkach wszędzie stały nasze zdjęcia. Moje kąpiele w wannie, pierwsza kupka Willa, jak się uciapaliśmy Danonkami, bądź nawet jak śpimy razem, co akurat było okropnym ujęciem. Pełno fotografii z naszych Komunii I urodzin. Cieszyłam się teraz, że wcześniej Bestia tutaj nie wszedł.
Pomimo zjedzenia w domu, wszyscy zaczęliśmy wciskać w siebie kotlety babci, co niestety szło nam z dużym oporem. Babcia co chwile przybiegała z jakimś słoikiem I chwaliła się, że to dla Willa konserwy, które planuje mu wysłać. W końcu oni jako jedyni się z nim nie pożegnali. To było bardzo smutne, w końcu to ich pierwszy wnuk, który wyjechał na studia, a mieli tylko nas. Było mi ich tak potwornie szkoda.
-Vivi, jak w szkole? - babcia w końcu usiadła do stołu.
-Chyba tak, jak zawsze. - puściłam niemrawy uśmiech.
-A jak przyjaciele? Chłopak? - kontynuowała.
-Nie mam chłopaka. - ledwo wycedziłam, bo czułam, że zacznie zaraz się dym.
-No tak, wiadomo czego. - spojrzała z marną miną na moich rodziców, którzy tylko przewracali oczami.
-Możemy skończyć ten temat? - zaczęła mama.
CZYTASZ
The Beast - JUŻ W SPRZEDAŻY
Teen FictionWrócił, jednak go nie znali. Jego imię, pochodzenie, przeszłość. Nic nie było o nim wiadome. Więc, dlaczego siał postrach wśród mieszkańców? Vivienne nie wierzy, że jest taki zły, ale co będzie, gdy Bestia pokaże swoje rogi? Lub co gorsza...prawdziw...