3.2.Niech da rozkaz.

11.9K 437 249
                                    




Kolejna nieprzespana noc. Kolejne dwanaście godzin, które powinnam w tym momencie wykorzystywać zupełnie inaczej. Czas uciekał zdecydowanie zbyt szybko. Patrzyłam tylko jak wskazówka zegara porusza się z zawrotną prędkością, co spojrzałam była w zupełnie skrajnym miejscu. I to nie ta długa, to była ta gruba, krótka. Była trzecia w nocy. Księżyc oświetlał mój pokój, w którym było stosunkowo jasno, a bezchmurne niebo umożliwiało dużej kuli swobodne wkradanie się do mojego pomieszczenia, tak jakby chciał zobaczyć, co robię. W sumie pomagał. Oświetlając moją buzię nie pozwolił mi zasypiać. Był sprzymierzeńcem w tej tragicznej sytuacji, jaką dane mi było teraz przeżywać w kompletnej samotności.

Leżałam na brzuchu, z nogami uniesionymi do góry, na których miałam kapcie z głową pandy. Byłam przykryta kremowym kocem do połowy, jedynie do dolnej części kręgosłupa. Opierałam się na przedramionach, w jednej ręce trzymając ołówek, a drugą przytrzymując kartkę, która leżała na całej powierzchni mojego laptopa, który razem z księżycem oświetlał moją twarz. Nadal miałam szkolne ciuchy z dzisiejszego dnia, nadal to samo uczesanie, na moim biurku leżał ten sam obiad, o którym dawno zapomniałam, a na fotelu pies, który błagał mnie od osiemnastej, abym wypuściła go z pokoju, jednak ja nie potrafiłam nawet oderwać wzroku od ekranu. Przeciągnęłam się i spojrzałam na błagającego mnie Felixa o litość. Ze współczuciem pogłaskałam Chow Chowa po rudej sierści, po czym wstałam, na co i on z ekscytacją uniósł się, zeskoczył z fotela, aż się obrócił dwa  razy i stanął pod moimi drzwiami czekając, aż chwycę za klamkę. Pociągnęłam ją w dół, dając rudemu wolność, której nie powinnam ograniczać, ze względu, że jej nie miałam.

Byłam senna, ale zdeterminowana. Od mojego powrotu próbowałam ustalić dzięki radarowi współrzędne, w którym znajdują się kropeczki, ale w nocy zaczęli się przemieszczać i co znalazłam coś konkretnego, to psuli moją pracę. W końcu złapałam całą trójkę w podobnej okolicy i zaczęłam spisywać dane. Siedzieli tam do północy, po czym wrócili do domów, tam gdzie zwykle przebywali, gdy obserwowałam mapę. Znalazłam dzięki mapie na internecie to osiedle i wchodząc na tryb obserwacji terenu okazało się, że to dosyć obskurna dzielnica na przedmieściach. Chyba w końcu miałam jakiś punkt zaczepienia. Z przekonaniem wierzyłam, że dnia następnego po powrocie ze szkoły wyślę tam chłopaków, aby znaleźli te kropeczki i przymusili do zdradzenia lokalizacje pozostałych. Zakup informacji nie wchodził w grę, bo Bestia zabrał wszystkie wpłacone oszczędności z karty ekipy, a ja w tym roku nie pracowałam i nie miałam ani grosza. Zdecydowałam się na przeszukiwanie dzielnic, w których ci ludzie przebywają i to chyba było najlepsze rozwiązanie póki co. Tak mi się przynajmniej wydawało.

Zamknęłam klapę od laptopa, ciesząc się, że mam jeszcze całe cztery i pół godziny snu. Odłożyłam sprzęt na biurko, a potem podeszłam do parapetu, aby zasłonić księżyc, który z litości niech da mi chwilę wytchnienia. Jak zawsze stało tam moje zdjęcie z Bestią i uschnięte kalie, które podarował mi na przeprosiny. Uśmiechnęłam się, przejeżdżając kciukiem po oszklonej ramce w miejscu, gdzie była jego twarz. Westchnęłam głośno, po czym odłożyłam ją z powrotem i spojrzałam na błagające łóżko, abym już się w nim zatopiła.

Nowy dzień, nowe kłopoty.

**

-I właśnie dlatego nie mam zamiaru zabrać Sandry Miller na bal. - podsumował Patrick, a Kevin aż mu zaklaskał.

-Podsumowując, jesteś karzełkiem, a ona w szpilkach będzie dwa centymetry wyższa. - wyśmiał go Dennis, a za nim cała reszta.

-Nie jestem niski. To ona jest za wysoka. Pierdzielona siatkarka! - oburzył się Patrick, zakładając ręce na klatce piersiowej. Sanders, ty masz już lochę na bal?

The Beast - JUŻ W SPRZEDAŻYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz